poniedziałek, 28 sierpnia 2017

Rozdział XVII cz. 2

[Lysander]

       Cóż, wydarzyło się ogólnie sporo. I chyba jedyne co z tego dobrego wyszło to fakt, że odesłano Amber do domu. Zadzwoniono po jej rodziców, by po nią przyjechali... Ale to, co robiła przechodziło wszelakie granice. Mimo wszystko staram się akceptować wiele, jednak jej zachowania naprawdę nie byłem w stanie. Ale wracając... Zacznijmy od początku.
       Cała afera rozpoczęła się w momencie, w którym Anabelle i Amber gdzieś zniknęły, a instruktorka musiała płynąć po kajak wypuszczony na środek jeziora. Reakcja była ogólnie szybka, więc tylko gdy dziewczyny wróciły, Amber została zaprowadzona do nauczycieli. Chyba wszyscy liczyli, że jej się dostanie. Ana jednak nie przyszła do nas, poszła gdzieś wgłąb lasu, a Castiel poszedł za nią. Przyglądałem się tej sytuacji z daleka, ale wyraźnie mogłem usłyszeć o czym mówili. Nie tylko ja zresztą, większość z nas to słyszała. Rozmowa do najprzyjemniejszych z pewnością nie należała. Problem w tym, że nie chciało mi się wierzyć, że Ana tak nagle wyskoczyła z pomysłem by zakończyć relację. Coś musiało się wydarzyć... Ale Castiel tak naprawdę tylko pogorszył sprawę. Kazał jej się odpierdolić i na tym rozmowa się zakończyła. Żadne z nas nie widziało Any przez kolejne kilka godzin. Cóż, myśleliśmy, że chciała się przejść i niedługo wróci... Jednak wszystko potoczyło się zupełnie odwrotnie. Każdy zrozumiał, że coś poszło ostro nie tak, ale wyjaśnień nie mogliśmy się spodziewać.

[Castiel]

       Co to ma do jasnej kurwy nędzy być? Nie mam pojęcia, co opętało tę dziewczynę, ale nie miałem humoru na tego typu teksty. Mimo wszystko sam też przegiąłem. Ułatwiłem jej to, najzwyczajniej mówiąc. Powinienem był trzymać język za zębami, albo chociaż próbować jakoś to wszystko wyjaśnić. Ale jestem tępym idiotą i nie umiem przestać się pyszczyć. Przeklinałem w głowie samego siebie za to co właśnie się stało. Czyli to koniec, jak rozumiem? Nie byliśmy w żadnym związku, ani niczym takim, ale przyjaźniliśmy się tak? Więc co nagle poszło źle?
      Nie miałem pojęcia jak wytłumaczyć sobie to wszystko na spokojnie. Anabelle poszła przejść się do lasu, ale była już za daleko, żebym miał szansę ją dogonić. Poza tym ten las jest cholernie duży, a ona mogła iść gdziekolwiek. Ostatecznie ruszyłem w stronę naszego domku. Jedyne czego teraz pragnąłem to spora dawka tytoniu. Tylko to trzyma mnie przy zdrowych zmysłach w takich chwilach. Jednak nie tak prędko, ktoś musiał mnie oczywiście zaczepić. Dziękowałem niebiosom, że to nie była Amber, tylko Lys. Mimo wszystko jednego mogłem być pewny - zaraz zaczną się pytania.
- Co się stało? - I jest, pierwsze.
- A co miało się stać? - odpowiedziałem. Szczerze, nie miałem najmniejszej ochoty, żeby w ogóle z kimkolwiek rozmawiać. Odpaliłem papierosa, żeby jakoś utrzymać moje nerwy na wodzy.
- Powiedz, czemu kazałeś jej się odpierdolić? - ciągnął. Widziałem, że jego wzrok przejawia coraz większą surowość. Ogólnie nie wyglądało to jakoś najlepiej. Ale to przynajmniej dało mi świadomość, że słyszał raczej większość. I z pewnością nie tylko on.
- Sama tego chciała. - zaciągnąłem się mocno i wypuściłem po chwili dym z ust. - Chciała końca tej cholernej relacji, więc to właśnie dostała.
- Nie chce mi się wierzyć, że tak po prostu... - zaczął, ale szybko mu przerwałem.
- Ta, mnie też.
- Coś tu jest nie tak... - ciągnął, ale nie miałem ochoty już dłużej tego słuchać.
- Stało się i tyle. Będzie tak, jak chciała. - rzuciłem i ignorując już wszystko inne ruszyłem w stronę domku. Chciałem cholernego spokoju, nic poza tym.

***

       Leżałem przez większość tego czasu i myślałem. O tym dlaczego to w ogóle miało miejsce? Co ta idiotka musiała nagadać Anabelle, że podjęła w ogóle ten temat? Przysięgam, zamorduję ją jak tylko ją zobaczę. I głęboko błagałem by została odesłana do domu, bo znoszenie dłużej jej obecności w tym miejscu robiło się nie do przetrwania. Mimo wszystko wracać też mi się nie uśmiechało. W szkole zapewne nie byłoby lepiej.
       Straciłem rachubę czasu, zjadłem coś co znalazłem w lodówce i popiłem piwem, które kupiliśmy w pobliskim sklepie. Nie mogłem znieść myśli, że coś takiego w ogóle się wydarzyło. Cóż, ja cholera mimo wszystko też mam uczucia. To że nie przeżywam ich aż tak na zewnątrz nie znaczy, że jestem zwykłą pustą maszyną do wpierdolu za jaką wiele osób mnie uważa. Ale mogą się pocałować, akurat ich zdanie mam głęboko w poważaniu.
Ciągle słyszałem innych. Jak rozmawiają ze sobą na dole domku i na zewnątrz, przez okno. Słyszałem, że zaczynają szukać Any, że zniknęła bez śladu. I mimo tego, co wydarzyło się zaledwie chwilę temu, coś z tyłu głowy mówiło mi, że coś tu nie gra. Mimo tego jak mnie potraktowała jakoś wiedziałem, że coś mogło jej się stać... Że powinienem się ruszyć i iść jej szukać razem z resztą. Problem był taki, że rozumiałem jak bardzo w tym wszystkim zawiniłem. I byłem w kropce. Nie wiedziałem czy powinienem jej szukać, czy zostawić to innym... Ale postanowiłem nie być skończonym chujem i się ruszyć. Mniejsza z tym co się wydarzyło. Jeśli coś jej się stało naprawdę sobie tego nie daruję.
Chociaż...
       Miałem ogromny mętlik w głowie, chciałem odpocząć od tego wszystkiego, od narastającej góry problemów. Wiedziałem, że jak ta wycieczka się skończy na pewno tak prędko nie wrócę do szkoły. Miałem po dziurki w nosie ludzi dookoła. I szczerze? Nie wiedziałem, co powinienem był zrobić. Ostatecznie wyszedłem z domku rozglądając się. Pierwszą myślą jaka wpadła mi do głowy, to żeby zapalić. Tak... Do tego trzeba było podejść ze spokojem i przede wszystkim ogarnąć co z tym zrobić dalej.
Ta, marzenia.

[Rozalia]

- Ty chuju! - wrzasnęłam z wściekłości. - Coś narobił? Gdzie do jasnej cholery jest Anabelle? - krzyczałam na Castiela, który stał na pomoście paląc papierosa. Nie mogliśmy jej znaleźć. Nikt nie widział jej od kilku godzin, a że zaczynało robić się już ciemno wszyscy żyliśmy w przekonaniu, że coś jej się stało.
- Nie wiem. - rzucił obojętnym głosem i wzruszył ramionami. Naprawdę go to nie obchodziło?
- Narobiłeś gówna to chociaż może teraz jej szukaj, a nie stój jak kołek. - skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej starając się opanować napływ adrenaliny. Ale patrząc na niego nie mogłam praktycznie nic ze sobą zrobić. Przysięgam, że jeśli byłabym w stanie pobiłabym go na miejscu.
- Wiesz co? - wypuścił dym z ust prosto na mnie. - Chuj mnie to boli, że Ana zniknęła. Szukajcie jej sobie, a mnie w to nie mieszajcie. Dobrze słyszałaś, że sama chciała końca tego wszystkiego, to niech sobie teraz radzi. Ja mam to i ją głęboko.
Łał. Takiej wiązki się nie spodziewałam. Ale to tylko jeszcze bardziej mnie nakręciło. Nie mogłam się powstrzymać i uderzyłam chłopaka otwartą dłonią w twarz.
- Gdyby naprawdę ci na niej zależało zrobiłbyś wszystko, żeby to naprawić. - warknęłam przez zaciśnięte zęby. - Jeśli naprawdę kiedykolwiek tak było lepiej rusz dupsko, idź jej szukać i przede wszystkim zejdź mi z oczu. - dorzuciłam. Nie usłyszałam już odpowiedzi. Chłopak najwyraźniej nie wiedział co ma zrobić, ale nie zamierzałam czekać. Odwróciłam się na pięcie i wróciłam do krążenia po terenie obozu i wydzwaniania do Anabelle. Kątem oka zauważyłam, że Cas faktycznie się ruszył i poszedł do lasu. Czyżby mnie posłuchał? Mam taką nadzieję. Przynajmniej to świadczy o tym, że nie jest skończonym ścierwem i to co powiedziałam go jakoś ruszyło.

***

[Lysander]

       Wszyscy jej szukaliśmy próbując jednocześnie zupełnie ukryć przez nauczycielami fakt, że Ana zniknęła. Trochę to trwało i szło nam dosyć średnio... Co gorsza większość z nas pokłóciła się między sobą. Jakim cudem to wyszło? Cóż, mnie nie pytajcie. Ale wracając... Trzeba było ją znaleźć zanim jeszcze się ściemni. Przebywanie w tak wielkim lesie, zdaną sama na siebie... Cóż, nie było to zbyt rozsądne. Ukrywanie tego samo w sobie też proste nie było, gdyż większość z nas była spanikowana. Wszyscy widzieli co miało miejsce i nie mogliśmy tak tego zostawić. Ciągle męczyło mnie przeczucie, że coś jest mocno nie tak, ale nie mogłem się mylić. W głowie wciąż miałem sytuację w domu Cas'a, gdy dziewczyna siedziała przed lustrem i mówiła do siebie... Tu coś nie grało. Z nią coś było nie w porządku, ale starała się to tak usilnie ukryć, że miałem wielką trudność w rozgryzieniu jej.
       Nie do końca zdawałem sobie sprawy z powagi stanu dziewczyny. Do momentu, w którym nie znalazłem jej w tym lesie. Siedziała pod drzewem cała zapłakana, trzymając się za głowę i mamrocząc pod nosem, płacząc. Błagając by "przestało". I już rozumiałem, potrzebowałem jedynie potwierdzenia mojej teorii. Ale wiedziałem, czemu Ana nie chce by inni się o tym dowiedzieli. To nie było nic przyjemnego, dla niej samej zwłaszcza. Zauważyłem w jej dłoni słoiczek z tabletkami. Jest i potwierdzenie. Jednak trzeba zacząć działać, żeby w miarę szybko jej to przeszło. Nie wiedziałem jak powinienem do tego podejść, bo cóż... Problemy z psychiką to poważna sprawa, ale musiałem zrobić coś co mogłoby w jakimś stopniu na nią wpłynąć. Pochyliłem się i położyłem dłoń na jej ramieniu, zacząłem powtarzać jej imię. Z początku nie reagowała wcale. Przykucnąłem.
- Ana... Co się dzieje? Spokojnie, już spokojnie... Jestem tu... - powtarzałem w kółko. Chyba mnie usłyszała, bo w końcu płacz ustał, a dziewczyna spojrzała na mnie zagubionym wzrokiem próbując chyba uświadomić sobie co się właśnie dzieje.
- Już... - zawahała się przez chwilę rozglądając się na około. - Już w porządku. - odetchnęła głęboko starając się doprowadzić do porządku, ale było to trudne przez stan w jakim się znajdowała. Bez słowa po prostu ją objąłem. Cóż... Może to w jakimś stopniu pozwoli jej się uspokoić.
       Chciała stąd iść. Szczerze nie zdziwiło mnie to, dlatego od razu odprowadziłem ją do domku. Droga zajęła dobrą chwilę, w końcu byliśmy spory kawałek od obozu, ale bez problemu udało mi się go znaleźć. Idąc wzdłuż brzegu jeziora nie było ciężko natrafić na miejsce naszego pobytu. Widziałem, że zażywa kolejną dawkę tabletek ze słoiczka w jej rękach. Będę musiał później się temu bliżej przyjrzeć. Teraz trzeba było bezpiecznie doprowadzić ją do łóżka. Widać było jak bardzo wykończona jest. Gdy dotarliśmy na miejsce pierwsze co się wydarzyło to napływ ogromnej fali pytań ze strony dziewczyn. Ale to nie był dobry pomysł, żeby Ana musiała na nie teraz odpowiadać. Między innymi dlatego sam o nic nie pytałem.
- Ana chyba jest zmęczona... - mówiłem spokojnie. - Lepiej żeby chyba teraz odpoczęła. - Chciałem dać im łagodnie do zrozumienia, żeby ją teraz zostawiły.
       Tak też się stało, dziewczyny odpuściły, a przynajmniej na razie. Anę zaprowadziłem do pokoju, przypilnowałem, żeby położyła się spać i przytuliłem ją mając nadzieję, że to chociaż minimalnie sprawi, że poczuje się lepiej. Następnie zszedłem na dół do dziewczyn. Trzeba było im to na spokojnie wytłumaczyć...
- Lys, co jest z Aną? - pierwsze pytanie padło od Rozalii. Nie czekały, wszystkie stały tam wpatrując się we mnie uważnie i oczekując odpowiedzi.
- Nie czuje się najlepiej... Chyba trochę przeżywa to, co się stało. - starałem się dobrać słowa tak, by za wiele nie powiedzieć o sednie problemu. - Mam do was prośbę. - powiedziałem, zanim padły kolejne pytania. - Nie budźcie jej i nie wspominajcie najlepiej o tym co miało w ogóle miejsce. To dla jej dobra. - westchnąłem. Wszystkie przytaknęły i pozostało mi tylko im zaufać.
       Spojrzałem na Violettę, która stała niepewnie w rogu pomieszczenia. Ona chyba najbardziej to przeżywała, w końcu całe zajście do przyjemnych nie należało. Podszedłem do niej gdy dziewczyny zaczęły się rozchodzić.
- Violu... Przejdziesz się ze mną? - zapytałem cicho, tak by reszta nie usłyszała. Chciałem powiedzieć jej, żeby się nie martwiła. Wiedziałem jak bardzo wrażliwa jest, dlatego ktoś musiał ją uspokoić. Poza tym uwielbiała Anę i zawsze dostrzegała, gdy coś było z nią nie tak. Dziewczyna kiwnęła delikatnie głową i razem ruszyliśmy ku wyjściu. W pewnym sensie spodziewałem się, że spokój tego wieczoru zostanie na nowo zakłócony, jednak nie myślałem, że nastąpi to tak szybko. Jak tylko zeszliśmy z podestu poczułem ostry zapach dymu papierosowego i od razu już wiedziałem, że Castiel tu jest.
- Co z Aną..? - zapytał od razu kompletnie ignorując obecność Violetty.
- Śpi. - odparłem krótko. Przysięgam, nie miałem pojęcia jak powinienem się zachowywać wobec niego w tamtej chwili. - Powinno być lepiej...
- Czemu na tyle zniknęła? - przerwał mi nie przestając rzucać pytaniami.
- Źle się poczuła. - z moich ust nadal wypływały krótkie odpowiedzi.
- Co jej było..? - rozumiałem, że pyta o konkrety. W końcu dobrze widział, jak i większość z nas, że płakała i była całkiem rozdarta.
- Widziałeś przecież. - odparłem. - Czemu teraz nagle cię to interesuje? - nie wiem czemu zadałem wtedy to pytanie. Sam byłem bardzo zmęczony tym dniem i tym, co tu miało miejsce i nie umiałem zachować zupełnego spokoju.
- Dobrze kurwa wiesz. - warknął, a ja zauważyłem, że Viola zaczyna drżeć. Atmosfera nie była zbyt przyjazna, a po tylu przeżyciach w ciągu jednego dnia żadne z nas nie czuło się dobrze. Tym bardziej ona.
- Uspokój się. - mruknąłem jedynie. - Nie wyżywaj się na innych, Cas. Nie od tego są ludzie. - nie wiem czemu, ale nie mogłem powstrzymać potoku słów. Po chwili chwyciłem Violettę za rękę i ruszyłem przed siebie. Nie powinna patrzeć na to jak jeszcze my się kłócimy, prawda?

[Castiel]

       Wszystkich dziś popierdoliło. Przysięgam, nawet Lys był w stanie się tak zachować się jak reszta. Nie miałem wtedy głowy, żeby tłumaczyć sobie to stresem, czy zmęczeniem. Po prostu wszystko trafił jasny szlag. Chciałem porozmawiać z Anabelle, wyjaśnić, zapytać o co chodzi, ale moja wściekłość nie mijała. Poza tym z tego co mówił Lysander, dziewczyna spała. Rozumiałem, że budzenie jej nie ma sensu... Ale nie wiedziałem co innego mogę zrobić. Dlatego to zostawiłem. Po prostu wróciłem do domku starając się ogarnąć własne myśli i opanować emocje. Jedyne czego pragnąłem to sen... Który mimo wszystko, nie zamierzał przyjść do mnie szybko. 
       Leżałem i zwyczajnie myślałem o tym co się dziś wydarzyło i co wydarzy się jutro. Nie potrafiłem wyobrazić sobie jak to dalej będzie wyglądać. Nie wiem co mnie opętało, że tak się czułem, że nie byłem w stanie tego wytrzymać i zostawić w świętym spokoju tak jak być powinno, tak jak ona tego chciała... Ale właśnie, czy to naprawdę jest to, czego chciała?

***

       Nie widziałem jej cały kolejny dzień. Nikt jej nie widział. "Pochorowała się" - tak to tłumaczyli nauczycielom. Prawda była oczywista - spała. Nieraz przecież widziałem ile była w stanie spać. Mniejsza z tym. Starałem się mieć ją i całą tę sprawę głęboko w poważaniu. To było najprostsze rozwiązanie. Wybić sobie to wszystko z głowy. Jednak nie zmieniło to tego że chodziłem niesamowicie wkurwiony. Amber narzucała się jeszcze bardziej niż zawsze, dosłownie lepiąc się do mnie, a ja ledwo powstrzymywałem się przed przywaleniem jej. W dodatku była niesamowicie zadowolona z przebiegu wydarzeń...
Ale wiecie co? Całe szczęście przyjechał po nią jej ojciec i zabrał ją, bo taki był nakaz nauczycieli. To była chyba najlepsza i chyba jedyna dobra rzecz, która zdarzyła się tego dnia. Wszyscy chodzili wkurzeni i niewyspani, A przynajmniej wiele osób. Cóż, mimo wszystko zależało im na Anie, tak? I byli wściekli, głównie oczywiście na mnie i na Amber. Prawie doszło do kolejnej afery, gdyby ta nie wróciła do domu. Istniała jeszcze jedna istotna rzecz w tym wszystkim. Wiele osób przeczuwało, że w tym jest coś nie tak. Że Anabelle coś urywa i nie chce nam o tym za nic powiedzieć. Chyba byłem jedną z niewielu osób, która miewała nawet pewne dowody na to, że coś tu się miesza. Ja i z tego co wiedziałem, jeszcze Lysander. Normalnie pewnie próbowałbym sam to jakoś wyjaśnić, zapytać. Ale biorąc pod uwagę fakt, że głównie ja byłem tu winowajcą nie mieszałem się. A ona i tak spała.
        Cały dzień panowała między nami niezręczna cisza. Poprzedniego dnia większość z nas pożarła się między sobą. Efekt motyla, ta? Tak to się nazywa? Jedna drobna rzecz, pociągająca za sobą wiele silnych i wyniszczających zdarzeń. Gdy jednak próbowaliśmy się do siebie odzywać, było tylko gorzej. Sytuacja między mną a Lysem też się nie poprawiła, wręcz przeciwnie. Ciężko było w ogóle znaleźć dobre wyjście z tego wszystkiego.
        Najgorzej było chyba w momencie, w którym wyszliśmy terenu obozu by iść do jakiejś przystani, gdzie mieliśmy uczyć się łowić ryby. Pierdolenie, ani to śmieszne, ani zabawne i nie miałem najmniejszej ochoty w tym uczestniczyć. Ale iść musiałem tak czy inaczej. Instruktor został z Aną, w razie gdyby się miała obudzić, a reszta nie miała wyboru i musiała się ruszyć. Ostatecznie wylądowaliśmy siedząc na jakimś długim pomoście, czekając, aż Farazowski dogada się z rybakami. Większość nie odzywała się do siebie. Jedynie dziewczyny mówiły coś między sobą. Przynajmniej było spokojnie.
- I co, zadowolony jesteś z siebie? - usłyszałem czyjś głos. Spokojnie, ta? Najwyraźniej nie na długo.
- Co za problem znowu masz? - rzuciłem przez ramię. To był Kentin, bo tak miał na imię ten knypek, którego wcześniej pobiłem. Ale najwyraźniej było mu mało. Albo zwyczajnie korzystał z tego, że byli tu nauczyciele i nie mogłem mu porządnie przypierdolić.
- Widzisz co narobiłeś? Teraz każdy chodzi wkurwiony i nikt się do siebie nie odzywa. - ciągnął.
- No przepraszam bardzo, ale na to co wy sobie gadacie między sobą nie mam już wpływu.
- Kentin ma rację. - Rozalia stanęła nade mną i przypatrywała mi się z rękoma skrzyżowanymi na klatce piersiowej. - To ty pociągnąłeś wiązkę tych wszystkich zdarzeń, Castiel.
- Przestań pierdolić bo ni... - próbowałem się bronić.
- Przestańcie. - tym razem wtrącił się Lys. - Nie możecie obwiniać go za wszytko. Prawda jest taka, że nikt nie zna źródła tego co się wydarzyło. Oprócz samej Anabelle. - Cóż, miło, że mnie bronił mimo wszystko.
- Ale Anę to ty w spokoju zostaw. - teraz odezwał się Armin. Sporo ludzi się tu zleciało.
- S... Spokojnie... Przecież nic się n-nie dzieje takiego... - mruknęła Viola, która stała za Lysem. Trochę nawet było mi jej żal. Mimo wszystko była wrażliwa, a wszyscy wokół się żarli. Można mieć dość.
- Cóż. Nie byłoby problemu, gdyby Castiel nie kazał się jej odpierdolić, co nie? - rzucił Alexy. Wszyscy zaczęli się przekrzykiwać i wykłócać między sobą.
- Przestańcie kurwa wpierdalać się do spraw, które was nie dotyczą. - wypaliłem w końcu. Wszyscy nagle zainteresowali się tą sprawą jak nie wiadomo czym. A prawda była taka, że nie dotyczyła żadnego z nich. - Chuj mnie to boli, że Ana to wasza przyjaciółka czy tam koleżanka. Pierdolenie. Zacznijcie więc może kurwa faktycznie jej pomagać, a nie szukać problemu tam gdzie go nie ma. - warknąłem, wstałem i przepchałem się przez towarzystwo.
       Miałem dość. Jedyne czego pragnąłem w tamtej chwili to papieros i chwila samotności, bez ciągłego terkotania za uchem jakim to skurwielem jestem.

***

[Kim]

- Zamknąć japy. - warknęłam spoglądając na rozgadane towarzystwo. Znów zaczynali się kłócić, a przecież nie po to tu przyszliśmy. Trzeba było to rozwiązać, byle szybko i ustalić co trzeba. - Przymknijcie się, bo sprawa jest poważna. - ciągnęłam coraz to głośniej, aż wreszcie wszyscy się uciszyli.
       Siedzieliśmy przy wieczornym ognisku. Nauczyciele zostawili nas już samych, dlatego mogliśmy rozwiązać to w świętym spokoju. Chyba każde z nas miało dosyć tej sytuacji i trzeba było doprowadzić to do porządku. A że nikt się za bardzo do tego nie pchał to wypadło na mnie. Cóż, nie dyskutowałam. Wolałam, żeby wszystko było załatwione nim Anabelle się obudzi.
- Teraz wszyscy macie mnie słuchać. - mówiłam. - Ana niedługo wstanie, dlatego ta sytuacja nie może dłużej tak wyglądać. Zwłaszcza, że to ona jest tu tak naprawdę sednem problemu. Ale wracając... Wszystkim nam na niej zależy, ta? Ale spójrzcie na siebie. Jak będziemy się tak żreć to nic dobrego z tego nie wyjdzie. Poza tym to co wydarzyło się między Castielem i Aną należy tylko i wyłącznie do nich. To była ich relacja i nie nasz w tym interes. Spierdoliło się i tyle i trzeba z tym żyć. Jak będą chcieli, to to rozwiążą i tyle z tematu. Daję wam godzinę na przemyślenie sprawy i pogodzenie się. Idę obudzić Anabelle i robimy to, co planowaliśmy jeszcze zanim rozpętało się to bagno. I kij mnie obchodzą wasze "ale". Jeśli chcecie doprowadzić to do porządku to zróbcie to teraz i przestańcie winić się nawzajem. A dla jej dobra nie próbujcie wspominać o tym, że to wszystko w ogóle miało miejsce. - odetchnęłam i spojrzałam na każdego z osobna. - Koniec audiencji, można się rozejść i zabrać za przygotowania. - skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej i nie zwracając uwagi już na nic innego ruszyłam do domku. Ktoś musiał zbudzić tę Śpiącą Królewnę.

***

[Anabelle]

       Lysander powiedział mi o wszystkim co się wydarzyło. Nie oszczędzał w słowach, mimo, że zazwyczaj to robił. Tak właśnie było lepiej, chciałam wiedzieć jak wiele mnie ominęło i dlaczego nikt nie chce o tym rozmawiać. Naprawdę aż tak się o mnie martwili? Huh, uroczo. Nie podobał mi się fakt, że wszyscy byli skłóceni, ale teraz widocznie było już w porządku. Na całe szczęście. Tamta atmosfera faktycznie mogłaby nie wpłynąć na mnie najlepiej. Rozumiałam przynajmniej to, czemu chcieli to ukryć. A poza tym kamień spadł mi z serca na wieść, że Amber wróciła do domu. Przynajmniej nie miała okazji nikomu powiedzieć o mojej chorobie.
- Huh... Dzięki, serio. - odetchnęłam gdy chłopak skończył mówić. - Przynajmniej jestem świadoma... I miło, naprawdę miło, że się tak o mnie martwiliście. - uśmiechnęłam się.
- Cóż, jesteś dla większości z nas ważna. - odwzajemnił gest. Nastała chwilowa cisza, w czasie której wyciągnęłam telefon sprawdzając godzinę. Była trzecia nad ranem. Niebawem zacznie robić się jasno. - Pozwól... Że teraz ja zapytam. - głos Lysa wyprowadził mnie z zamyślenia.
- Jane, pytaj o co chcesz. - kiwnęłam głową. Teraz żałuję, że nie domyślałam się o co może zapytać, ale...
- Powiedz mi... Chorujesz, prawda? - nieco ściszył głos. I wtedy serce mi stanęło. Nie wiedziałam co mam odpowiedzieć, co zrobić. Bałam się kolejnego ataku.
- Co... Co ty mówisz? - zawahałam się przez chwilę.
- Anabelle... Masz depresję, tak?- wciąż pytał. Czyli wiedział. Huh, przecież to było oczywiste. On nie był taki głupi. A może to jednak Amber mu powiedziała? Poczułam ucisk w gardle, przez który nie mogłam wydusić ani słowa. - Dlatego zażywasz tyle tabletek i masz problemy ze snem?
Na początku nic nie zrobiłam. Lustrowałam go spojrzeniem. Nie wiedziałam co ma zamiar zrobić z tym faktem, ale cóż. Wiedział. Nie było sensu się z tym cackać. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Gratuluję, Sherlock'u. - zaśmiałam się w pewnym sensie nerwowo. - Mam depresję, mam stany lękowe i oczywiście fobie. - miałam... Inny ton głosu? Chyba nie było sensu niczego tu udawać. - Wymieniać dalej? - oczy lekko mi się zaszkliły. Na początku milczał, chyba starając się dobrać słowa.
- Ana... Wiedz, że masz we mnie oparcie. - odezwał się po chwili. - Jeśli potrzebujesz rozmowy, czegokolwiek... Możesz dzwonić, pisać, mówić. Jestem tu dla ciebie i nigdzie się nie wybieram
Tik tak.
Przestańcie.
Tik tak...
Mówię... Przestańcie...
Tik...
- Jasne. - uśmiechnęłam się, a łzy spłynęły mi po policzkach. Liczyłam, że tego nie widzi. - Dzięki... - dodałam i przytuliłam go lekko. Chciałam stąd iść nim zupełnie stracę kontrolę. - Ale wracajmy już do reszty, bo jeszcze zaczną coś podejrzewać. - zaśmiałam się lekko.
- Tak... Racja. - posłał mi ciepły uśmiech, który mówił mi tylko jedno. "Nie martw się, nikomu o niczym nie powiem". Byłam mu za to ogromnie wdzięczna. Ale teraz... Teraz trzeba było się powoli zbierać. Niedługo zacznie robić się jasno.

4 komentarze:

  1. Przez cały rozdział mówiłam sobie w głowie “Ma stany lękowe. Ma stany lękowe. Serio. Ma stany lękowe”, a potem to przeczytałam i taki win, że aż podskoczyłam xD.
    Wreszcie nie ma Amber! Przez ostatni czas chciałam, podczas jej bycia jedną z postaci pierwszoplanowych zamienić jej twarz na przepychaczkę do kibla. Z drugiej strony fajnie, że była. Dodała takiej dramaturgii :3.
    Ano i szkoda mi Casa. Cała wina poszła na tego skurczybyka, a jednak to on nieźle od niej oberwał (w sensie pssychicznie). Chociaż ten fragment o uczuciach i wpierdoli był świetny!

    Podsumowując! Rozdział naprawdę świetny, nie mogę doczekać się następnego i pozdrawiam, a także oddaję worek różowego brokatu dla weny ^^.

    NO I SĄ WCIĘCIA!!! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo <3

      Tak, są wcięcia XDD
      Wcześniejszy rozdział był bez, bo już zaczęłam tak, więc tak też chciałam skończyć.
      Cieszę się mocno, że się podoba i do zobaczenia niebawem~! <3

      Usuń
  2. W pierwszej kolejności chciałam zaznaczyć, że strasznie cieszę się, że zaczęłaś robić wcięcia, jednak powinnaś je robić przy każdej nowej linijce (w szczególności jeśli zaczynasz wypowiedź) i wyjustować tekst. Plus dialogi (stawiasz kropkę, a po pauzie dajesz małą literę).
    Tak musiałam się na początek przyczepić zanim zapomnę ;P

    A teraz coś przyjemniejszego ;)
    Rozdziałem jestem zachwycona. Bardzo podoba mi się pokazanie historii z perspektywy różnych bohaterów. Według mnie historia wydaje się jeszcze bardziej interesująca. No i pozwala nam poznać bliżej inne postacie ;)
    Oczywiście szkoda mi Kasa, ale zjebał. Po prostu. Nawet jeśli to Ana zaczęła to przesadził i tyle w temacie. No ale już czekam aż będzie ją przepraszać :3
    Mam obawy, że Ana narobi sobie problemów, przez to że nie dopuści Lysa do siebie i nie pozwoli sobie pomóc. No ale pożyjemy, zobaczymy.
    No i mam potwierdzenie, że dobrze obstawiałam depresję :D
    Chociaż myślałam czy przypadkiem nie będzie miała jeszcze schizofrenii przez te rozmowy w głowie, ale stany lękowe i fobie też "spoko" ;)

    No i cóż. Mogę jedynie życzyć ci jak najwięcej weny i czasu na pisanie pomimo roku szkolnego :D
    Ach i przepraszam, że znowu się rozpisałam, ale nie potrafię inaczej jak już zaczynam komentować :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okeeeej, ogarnę co i jak. Często piszę z telefonu i nie poprawiam już tych dużych liter po pauzach bo mi się zwyczajnie nie chce xddd

      Cieszę się, że rozdział się spodobał. Tak właściwie to zależało mi bardzo na tym, żebyście wiedzieli co działo się, gdy Ana spała, bo to było dosyć istotne.
      Cóż, jest to specjalny rodzaj depresji, który przypomina schizofrenię. Nazywa się to depresją psychotyczną i ma bardzo podobne objawy, jednak są znaczne różnice.
      Więcej nie napiszę, bo nie chcę spoilerować, ale serdecznie dziękuję za rady i wszystko inne <3

      Usuń