czwartek, 15 lutego 2018

Rozdział XXI /+18/

Rozdział zawiera scenę +18, która nie wznosi za dużo do fabuły, więc można ją pominąć. Jest oznaczona czerwoną czcionką.

       Starałam się skupić, ale w ogóle mi to nie wychodziło. To nie kwestia tego, że nie mogłam. Zwyczajnie wyparłam to z pamięci, zapomniałam, nie chciałam pamiętać. Fotel, w którym siedziałam był niesamowicie miękki, chciałam się w nim zatopić i nie musieć się ruszać. To było chyba najprostsze rozwiązanie, ale nie było takiej opcji. Słuchałam tykania zegara, to jedyny dźwięk jaki wypełniał pomieszczenie. Z czasem był naprawdę denerwujący i nie byłam w stanie tego znieść, ale nie było wyjścia. Tak czy inaczej musiałam tu siedzieć.
- O czym myślisz? - usłyszałam głos odbijający się echem po mojej głowie. Spojrzałam na kobietę siedzącą przede mną. To ona wypowiedziała te słowa i wiedziałam, że oczekuje odpowiedzi.
- O moim bracie. - odparłam krótko. Nie wierzyłam, że to powiedziałam, ale to samo wypłynęło z moich ust.
- Co w związku z nim? - dopytywała. Opuściłam wzrok, zastanowiłam się i jeszcze raz na nią spojrzałam.
- Nic. - powiedziałam.
- Stało się coś w związku z nim, prawda? - zapytała, a ja uśmiechnęłam się pod nosem.
- Wiele rzeczy w związku z nim się wydarzyło. - mruknęłam. - Wychował się w patologicznej rodzinie, alkoholizm, śmieszna sprawa. Poszedł do szkoły wojskowej gdzie znalazł znajomych, którzy wciągnęli go w ćpanie i do tej pory przebywał w poprawczaku. - potok słów sam wydostał się z moich ust.
- I gdzieś w międzyczasie... Wykorzystywał cię seksualnie. - odparła krótko kobieta. Zatkało mnie. Nic nie odpowiedziałam, ale czułam, że zbiera mi się na atak. Nie chciałam o tym pamiętać. Nie chciałam, żeby to było w mojej głowie. - Może opowiesz mi o tym? - bałam się, że to pytanie padnie.
- Czemu akurat o tym? - spojrzałam na nią ponuro. - Czemu nie o czymś przyjemnym?
- Bo to mnie nie interesuje. - pochyliła się w moją stronę. - Powiedz mi co zrobił ci twój brat. I przede wszystkim, czemu nazywasz go bratem skoro nim nie jest. Od początku. - spojrzałam w bok za okno. Nie było już odwrotu. Musiałam wziąć się w garść i zacząć mówić. Inaczej nie wydostanę się z bagna w którym już jestem.
- On... Mnie zgwałcił, jasne? - wypaliłam. - Nie jeden raz, tylko trzy. Bawił się mną, robił ze mną co chciał, wykorzystał mimo że go pokochałam... A później wyzywał mnie od dziwek. - zaczęłam cała się trząść.
- Spokojnie, wszystko po kolei. - uspokajała mnie.
       I powiedziałam jej wszystko. Od początku, jak wyglądała cała ta historia. Jak to Dave stał się dla mnie ważny niczym brat, później go pokochałam całą swoją miłością a ostatecznie mnie wykorzystał. Tak, dokładnie, to największy skurwiel jaki istnieje na tym świecie.
       Wszystko zaczęło się od tego, że gdy wprowadziłam się do Cioci i Wujka byłam zupełnie rozbita psychicznie. No bo jak miało być inaczej? Ojciec zostawił mnie i mamę jak byłam bardzo małym dzieckiem, a matka była chora psychicznie. Od 6 roku życia po tym jak biła mnie, głodziła i nie wypuszczała z pokoju mieszkałam z nią i z dziadkami. Ale schizofrenia w połączeniu z depresją nie jest dobrą rzeczą. Dopiero w wieku 15 lat zmobilizowałam się i zagroziłam samobójstwem jeśli coś się nie zmieni. Moja własna rodzicielka próbowała zadźgać mnie i moją babcię nożem, biła mnie i wykańczała psychicznie. Mimo kilkukrotnego pobytu w psychiatryku, gdzie sama osobiście ją wysłałam dwa razy nic się nie zmieniało, więc miałam zwyczajnie dosyć. Sama zaczęłam popadać w depresję. Okazało się, że przeprowadzka, która miała mi pomóc tylko jeszcze bardziej mnie dobiła.
       Trafiłam do zupełnie obcej rodziny, gdzie poznałam Dave'a. W pewnym momencie zaprzyjaźniliśmy się, opowiedzieliśmy sobie nawzajem nasze historie i wszystko było cudownie. Zaczęliśmy się do siebie zbliżać i nadal było dobrze. Teoretycznie. Prawda była taka, że byłam w niego ogromnie zapatrzona, potrzebowałam miłości, której nigdy nie otrzymałam nawet od rodziców i pragnęłam jej całą sobą. Niestety on nie czuł tego samego do mnie. No, może przez jakiś czas. Później zaczął wkopywać mnie w różne rzeczy, aż nasi opiekunowie i reszta rodziny straciła do mnie zaufanie. Później na zmianę godziliśmy się, kłóciliśmy i na nowo zaczynała się między nami wojna.
        Któregoś wieczoru, kiedy wszystko było teoretycznie w porządku Dave zaczął mnie całować, przytulać i teoretycznie wszystko było dobrze... Zawsze wyznaczałam mu pewną granicę, pozwalałam mu na wszystko oprócz seksu. Nie chciałam tego, nie byłam gotowa, ale wszelkie pieszczoty mi pasowały. Z tym nie było problemu.
       Niestety za którymś razem zignorował moje zakazy. Mimo, że powtarzałam mu, że nie chcę, żeby mnie zostawił. Byłam wtedy w dodatku w ogromnie złym stanie, a on dobrze o tym wiedział, więc po prostu mnie sobie wziął.
       Usilnie powtarzałam sobie, że to z miłości, nie przyjmowałam do wiadomości że jest inaczej. Dlatego kolejnym razem już mu pozwoliłam. Ale później nie chciałam, żeby w ogóle mnie dotykał i tak zostało na kolejne kilka miesięcy. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje, kompletnie wariowałam. Byłam z tym całkowicie sama, nikomu nie chciałam o niczym powiedzieć. Problem leżał również w tym, że bardzo kochałam Dave'a, a w jego oczach stałam się zwykłą dziwką. Dokładnie tak mnie nazywał. Z każdym dniem znęcał się nade mną bardziej, a ja za wszelką cenę próbowałam to ratować. Nadal nie wiem czemu, ale właśnie to doszczętnie mnie zniszczyło. Ratowałam coś, co tak naprawdę nigdy nie istniało.
       Przyszłam do niego jednej nocy, chcąc porozmawiać i dowiedzieć się czy kiedykolwiek mnie kochał. Ale spotkałam się tylko z jego nienawiścią, a kolejnego dnia powiedział naszym opiekunom, że budzę go w środku nocy. I wtedy powiedziałam sobie dość.
       Próbowałam cokolwiek naprawić, jakoś wyjść na prostą. Ale minął miesiąc, a ja nie miałam ochoty w ogóle ruszać się z łóżka. Dopiero później zaczęłam jakoś starać się wstawać i iść dalej. Znalazłam sobie znajomych i powoli zaczęłam wychodzić z domu, wszystko jakoś się układało. Ale nie zmieniało to tego, że czułam się cholernie źle. Przestało mi na sobie kompletnie zależeć, zaczęłam palić i pić tylko dlatego by zniszczyć własny organizm.
       Czy próbowałam się zabić? Oczywiście. Nie jeden raz, ale za każdym razem albo ktoś mnie powstrzymywał, albo robiłam to ja sama dając sobie "jeszcze jedną szansę". Ostatecznie nawet pogodziliśmy się z Dave'm, a przez fakt, że przestało mi zależeć na własnym organizmie, na mnie samej zaczęłam uprawiać z nim seks dla przyjemności.
       Pierwszy raz powiedziałam o tym komukolwiek pod koniec roku szkolnego, moim "przyjaciołom", którzy początkowo próbowali namówić mnie, żebym coś z tym zrobiła. Ale nie słuchałam, więc przestali.
       Jednak zdarzył się jeszcze raz, że zrobił to wbrew mojej woli gdy mówiłam, że tego nie chcę. Za trzecim razem wybuchnęłam płaczem dostając ataku lękowego (które od bardzo długiego czasu już wtedy były u mnie normą), a ten bojąc się, że ktoś usłyszy przestał. Ja natomiast uciekłam.
       To mój były chłopak, ten, którego zdradziłam z Davem, namówił mnie, żebym powiedziała o tym komuś dorosłemu. Dzwoniąc do niego przez telefon dostałam ataku trwającego dwie godziny. I wiedziałam, że kompletnie tracę zmysły.
- Robiąc to wiedziałam, że zrujnuję komuś życie, ale to był ten jeden raz gdy chciałam być egoistką. - odparłam. - Powiedziałam o tym i Dave raz na zawsze zniknął z mojego życia. A przynajmniej wtedy tak myślałam. Wzięto go do poprawczaka, a mnie przygarnęli chrzestni. I wszystko się układało... Aż do teraz. Kiedy go zobaczyłam pod moim balkonem. Wszystko wróciło. - otworzyłam oczy. Cała drżałam i usilnie starałam się nie płakać. Siedziałam skulona na fotelu i gapiłam się w podłogę, więcej nie byłam w stanie z siebie wydusić.
- Świetna robota Anabelle. - odezwała się po chwili kobieta. Pochyliła się w moją stronę. - Minęły trzy tygodnie zanim mi o tym opowiedziałaś. Jak się czujesz?
- Okropnie. - mruknęłam.
- I właśnie nad tym teraz zaczniemy pracować.

***

       Siedziałam na tarasie, obserwowałam ludzi poruszających się po ogrodzie. Nadal tkwiłam w szpitalu, ale chyba było nieco lepiej. Nie mam pojęcia jak powinnam się czuć, ale pobyt tutaj nie był tak gówniany jak spodziewałam się że będzie. Ciężko było mi wszystko uporządkować. Lekarka mówiła, że to normalne, że gdy zobaczyłam Dave'a wpadłam w panikę. Poczułam jakby wszystkie moje problemy wróciły i to mnie przerosło. I nie chciałam żeby o wracało, nie chciałam czuć się tak znowu. Na razie było w porządku, miałam jakąś nadzieję że wreszcie mi się poprawi.
       Czytałam książkę, zupełnie losową, którą wzięłam z regału w głównym salonie. Jakieś nudne romansidło i tyle, ale dobre by zająć myśli.
- No hej. - ktoś rzucił w moją stronę. Z początku chciałam to zignorować, ale zorientowałam się, że to była osoba, którą naprawdę chciałam zobaczyć. Alexy, którego kochałam jak własnego brata. Podniosłam wzrok znad książki i uśmiechnęłam się delikatnie.
- Jak tam w realnym świecie? - zapytałam pół żartem pół serio.
- W porządku. - zaśmiał się i usiadł obok mnie. - Cóż... Właściwie to nie wiem. - oboje patrzyliśmy na chorych spacerujących po ogrodzie. - Znalazłem kogoś... - spojrzałam na niego. - Ale nie wiem co mam o tym myśleć. Znamy się kilka dni i... I wiesz, sam nie wiem co robimy... Czasem mam wrażenie, że czyta mi w myślach, nie żartuję. A z drugiej strony boję się, że zaraz ucieknie. - wbiłam wzrok w ziemię. - Nie wiem, czy to... Normalne? Czy tak ma... - spojrzał w moim kierunku i przestał mówić. Przyglądał mi się i chociaż sama patrzyłam gdzieś indziej czułam na sobie jego wzrok. - Ana? - popatrzyłam na niego.
- Myślisz, że wariujesz, więc przyjechałeś do mnie, żeby zobaczyć jak wygląda wariatka. - rzuciłam żartem, ale nie dało się tego wyczuć z mojego głosu.
- Nie! - wykrzyknął od razu. - Nie. - powtórzył po czym zwiesił się na dłuższą chwilę. - Nie...? - i znowu. - Tak. - westchnął niezręcznie, a ja się uśmiechnęłam.
- Posłuchaj mnie bardzo uważnie, Alexy. - powiedziałam poważnym tonem głosu. - Musisz przekazać wiadomość dla Króla Psa z Azerbejdżanu. Ma mój bilet do toalety. - nastała chwila ciszy. Przez kilka sekund twarz Alexego zmieniała swój wyraz od "o chuj ci chodzi", przez "Jezu Chryste co ja tu robię" aż ostatecznie oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
- O Boże, co oni ci tu dają? - śmiał się. - Mogę dostać trochę? - parsknęłam.
- Jak ma na imię? - zapytałam. - No wiesz, ten "ktoś".
- Izumi. - odparł.
- A więc jeśli Izumi jest dla ciebie kimś ważnym, po prostu pozwól się temu rozwijać. Nieważne w jakim tempie. Po prostu... To samo przyjdzie.
- A jeśli nie wyjdzie? - westchnął.
- Skup się na tym, że wyjdzie i po prostu będzie okej.

***

       Któregoś dnia przy rozmowie z terapeutką śmiałyśmy się i żartowałyśmy. Wszystko układało się jak powinno. Z każdym dniem chyba było lepiej. No właśnie, chyba.
- Uważam, że jesteś już gotowa wrócić do domu Anabelle. - powiedziała i uśmiechnęła się do mnie. Zawiesiłam się. Mina mi zrzedła. Nie wiem czemu, ale ta perspektywa przyprawiła mnie o nieprzyjemne dreszcze. Miałam ochotę się rozpłakać.
- Co? - zaczęłam panikować. - Nie jestem gotowa. Jeszcze nie skończyliśmy...
- Daleko nam do końca. - odparła. - Będziemy spotykać się dwa razy w tygodniu.
- Więc mam zwyczajnie wrócić do domu? Do normalności? - nie rozumiałam.
- Trzymaj się planu, zażywaj leki. I żadnego alkoholu. - pochyliła się w moją stronę. - Ale tak, możesz wrócić do normalności. - na początku spuściłam wzrok, ale po chwili poczułam się dobrze. Może nie będzie tak źle. - Możesz iść. - uśmiechnęła się do mnie, a ja wstałam i wyszłam z pomieszczenia. Cóż... Trzeba mieć nadzieję, że będzie tylko lepiej.
       Przyjechała po mnie chrzestna. Wróciła, przynajmniej na jakiś czas. Pomogła mi się spakować i wszystko ogarnąć. A później... Cóż. Później po prostu wróciłyśmy do domu.
       Nie chciałam kontaktować się już więcej z moimi dawnymi opiekunami, wolałam zapomnieć o tym wszystkim co miało miejsce gdy mieszkałam z nimi. Psychiatra powiedziała, że muszę skupić się na tym co mam tu i teraz i powoli, bardzo powoli wszystko zacznie się układać.
       Gdy weszłam do mieszkania było tam czyściej niż zawsze, chrzestny też wrócił i czekał na mnie z wielkim kubkiem herbaty. Szczerze mówiąc już zapomniałam jak to było kiedy byli w domu. Cholernie za nimi tęskniłam. To jedyna rodzina, jaką kiedykolwiek miałam. Ta prawdziwa, których udało mi się szczerze pokochać. Opowiedziałam im o wszystkim co miało miejsce w ciągu ostatnich miesięcy. Znali całą historię z Davem, ale poziom ich złości na jego osobę dziesięciokrotnie wzrosła gdy dowiedzieli się co zrobił ponad miesiąc temu. Gdy pojawił się pod moim balkonem. Rozumieli jak bardzo musiałam to przeżyć. Wszystko w jednej chwili do mnie wróciło, ale teraz mam nadzieję, że nigdy więcej tego człowieka nie zobaczę. Chociaż... Skoro wrócił... Nie. Muszę przestać o nim myśleć.
       Chrzestni obiecali, że dopilnują by więcej się nie pojawiał w tej okolicy. Pogadają z Ciocią, bo jest prawdopodobnie jedyną osobą, która ma z nim jakiś kontakt, i załatwią by się tu nie zbliżał. Odetchnęłam z ulgą. Poczułam, że mam z ich strony spore wsparcie, ale to nie jest niestety koniec moich problemów. Zbyt pięknie by było.

***

       Stałam przed drzwiami domu Castiel'a. Nie miałam pojęcia, czy w ogóle jest w domu bo nawet nie zadzwoniłam. Nie maiłam nawet jak. Gdy tylko odzyskałam telefon zaczął bez przerwy dzwonić, nawet nie byłam w stanie wystukać jego numeru. Ale kij z tym. Wiecie co? Otworzył. Nieco zaspany, ale otworzył i stanął jak wryty z rozdziawioną gębą jakby ducha zobaczył. Minęło kilka sekund zanim dopiero do niego dotarło kto przed nim stoi.
- "Dobrze cię widzieć Ana?" - rzuciłam. - To chciałeś powiedzieć? - zaśmiałam się pod nosem.
- Ha... Jezu Chryste... Ana, to kurwa w chuj lepiej niż dobrze. - westchnął, podszedł do mnie i mocno mnie przytulił, podniósł nad ziemię i obrócił w powietrzu. Zaczęłam się śmiać. To ten sam Castiel? Nie chciało mi się z początku wierzyć, ale słysząc tę serię przekleństw miałam pewność, że stoję przed właściwą osobą. Wniósł mnie do środka i zamknął za nami drzwi a następnie postawił mnie na podłodze. Nie wiedział chyba co ma ze sobą zrobić, tak się cieszył na mój widok, ale oczywiście chciał to ukryć za wszelką cenę. Wywróciłam oczami i pociągnęłam go za nadgarstek do jego sypialni a następnie rzuciłam się na łóżko. Chciałam odpocząć. Byłam zmęczona, ale wiedziałam, że czeka mnie z nim poważna rozmowa, dlatego wolałam być z nim w jakimś prywatnym miejscu. Położył się obok.
       Chyba pierwszy raz dobieranie się do mnie nie było mu w głowie. Seryjnie, opierał się na przedramieniu i patrzył na mnie z poważną miną.
- Czemu nie pozwalałaś mi się odwiedzać Ana...? - mruknął po kilku minutach.
- To chyba przez terapię, której poddała mnie Laura... - zaczęłam bawić się jego naszyjnikiem. - Nie chciała, żebym się widziała z kimkolwiek.
- Laura? - zapytał.
- Moja terapeutka, psychiatra. To ona mi pomogła. - odparłam.
- I co takiego wyjątkowego zrobiła? - dopytywał.
- Wzięła wszystkie moje złe wspomnienia... I zniwelowała je.
- I niektóre z tych wspomnień były związane ze mną, ta? - zmarkotniał.
- Między innymi, tylko kilka, ale to nie ty byłeś tu problemem. - mówiłam.
- A więc jakbym cię odwiedził to spierdoliłoby całą terapię Laury, to chcesz powiedzieć? - denerwował się. Wiedziałam, że tak będzie.
- Właściwie... Tak. Przykro mi. - westchnęłam. Opadł na łóżko i wgapił się w sufit. Chyba nie wiedział co więcej ma powiedzieć. Nie chciał dopytywać, bo wiedział, że mnie to boli. Zresztą, sama mu o tym powiem. Nie teraz, ale powiem. Westchnęłam i po kilku chwilach to ja obróciłam się do niego.
- Cas. - mruknęłam. - Przepraszam...
- Złe wspomnienia dotyczące mnie... Już ich... Nie czujesz? - zapytał nadal na mnie nie patrząc. Podniosłam się i oparłam na łokciu.
- Nie. Zniknęły. Zabrała je. - uśmiechnęłam się pod nosem. - Ale wiesz, co zostało? - nastała chwila ciszy. Patrzył na mnie pytająco, a starałam się jak najlepiej dobrać słowa. - Miłość. Jedyne co teraz czuję wobec ciebie to miłość. Nic więcej. 
       Castiel lustrował mnie spojrzeniem. Czemu to powiedziałam? Bo taka była prawda. Dokładnie to czułam. Kochałam tego idiotę. Mimo, że znamy się tylko parę miesięcy to kochałam go całym sercem. I wiedziałam, że on czuje to samo. Pomijając łabędzia, którego mi zostawił. Lysander wszystko mi powiedział. Wiedział, że Cas nie byłby w stanie. Nie od razu. A ja bym zwariowała do reszty gdybym nie wiedziała o co mu chodzi. Patrzył na mnie tak dobrą chwilę nie wiedząc co ma powiedzieć, aż ostatecznie podniósł się w moją stronę i zaczął mnie łapczywie całować. Obrócił mnie tak, że znajdowałam się pod nim. Jedną rękę położyłam na jego karku, a drugą wplotłam w jego włosy odwzajemniając każdy pocałunek.
       Nie wiem jak to się stało, ale oboje straciliśmy kontrolę nad sobą. W ciągu jednej chwili pozbyłam się koszulki Castiel'a, a on mojej. Sama nie wiedziałam co robię, ale kurwa, cholernie tego chciałam. Seks z osobą którą kocham to coś czego bardzo potrzebowałam. Zwłaszcza, że do tej pory nie miałam szans by coś takiego przeżyć.
       Chłopak powoli oderwał się od moich ust i zaczął przenosić swoje pocałunki najpierw na żuchwę, a następnie na szyję, ramiona i obojczyki. Do tej pory nie miałam pojęcia, że to może być tak przyjemne. Cicho mruknęłam i po prostu oddałam się temu co robił. Gładziłam go po głowie i przymknęłam oczy. Stopniowo schodził coraz niżej.
- Wszystko... Wszystko z nami w porządku... W jak najlepszym porządku... - mówiłam cicho. Dokładnie to powtarzałam sobie w głowie, wiedziałam, że to co czuję w tej chwili jest takie... Właściwe. Tak właśnie powinno być.

*SCENKA +18 MOŻESZ POMINĄĆ*

       Oboje przestaliśmy się kontrolować w pewnym momencie. Castiel wiedział, że już to robiłam wcześniej, nie wiem skąd, ale chyba się domyślił po tym że nie byłam jakoś specjalnie zawstydzona. W pewnej chwili przeniósł dłonie na mój biust, co z początku lekko mnie zaskoczyło, ale Chryste, to było cholernie przyjemne. Zaczął ugniatać moje piersi z początku delikatnie, a później coraz mocniej. Jednak materiał na nich wyraźnie mu przeszkadzał. W ciągu momentu uporał się z zapięciem mojego biustonosza, co było oczywiste, on przecież też miał już raczej spore doświadczenie. Także ani dla mnie, ani dla niego nie było to nic nowego.
       Całując mój brzuch powoli zsunął ze mnie górną część bielizny i przeniósł pocałunki tam. Szczerze mówiąc nie miałam jakiegoś dużego biustu, ale jemu najwyraźniej to nie przeszkadzało. Mi zresztą też nie. Całkiem serio, lubiłam moje cycki. Na duże się tylko fajnie patrzy, a małymi fajnie się bawi. Nie pytajcie skąd to wiem.
       Jego język zaczął zwiedzać moje ciało, powoli, poznając każdy szczegół zaznaczał mokre ślady na mojej skórze. Zdecydowanie wiedział jak się zająć kobietą. Co jakiś czas przygryzał fragmenty mojego ciała, ale nie przeszkadzało mi to. Wręcz przeciwnie, ogromnie mi się podobało. Zaciskałam rękę na prześcieradle, stąd Cas dobrze wiedział, że sprawia mi przyjemność tym co robi. Zaczął całować moje piersi bawiąc się nimi na przemian. Z początku spokojnie, powoli, później coraz namiętniej, aż ostatecznie zaczął ssać i przygryzać lekko moje sutki. Zasłoniłam usta wierzchem dłoni, ale jedyne dźwięki jakie z siebie wydawałam to ciche mruknięcia od czasu do czasu.
       Castiel ostatecznie oderwał się od mojego biustu. Podniósł się, odsunął moją rękę od ust i pocałował mnie namiętnie. Nagle jednak poczułam napływ gorąca przez to co zrobił. Zaczął drażnić kolanem przestrzeń między moimi nogami. Kurwa, dobrze wiedział, że jestem napalona i robił to specjalnie. W odpowiedzi lekko ugryzłam jego dolną wargę dając mu znać, żeby przestał się drażnić. O dziwo grzecznie posłuchał. Rozpiął moje spodnie i szybko zsunął je ze mnie rzucając je gdzieś na podłogę. Właśnie leżałam przed nim w samych majtkach, a on patrzył się na mnie jakbym była kolejnym cudem świata. Przejechał dłońmi po moich biodrach, piersiach i brzuchu.
- Kurwa mać... Tyle na to czekałem... - mruknął.
- Hm...? Mówisz? - westchnęłam kiedy zaczął jeździć ręką po wewnętrznej stronie moich ud.
- Od samego początku... Jak cię zobaczyłem... Chciałem cię kurwa mieć. - pochylił się nade mną przykładając swoje czoło do mojego. - Teraz jesteś moja i tylko moja, czaisz? - pokiwałam głową i uśmiechnęłam się pod nosem. Wtedy on zrobił coś, czego kompletnie się nie spodziewałam. Zaczął gwałtownie masować moją kobiecość przez materiał majtek. Jęknęłam, ale on szybko zatkał mi usta pocałunkiem. Z każdą chwilą robił to mocniej, a mi było tak ogromnie przyjemnie... W pierwszej chwili położyłam dłonie na jego plecach i wbiłam mu w nie paznokcie, ale zaraz szybko je chwycił i splótł je nad moją głową. Wystarczyła mu jedna ręka, żeby mnie trzymać. To nie było trudne. Wiedziałam, że nie mam z nim szans, ale cholernie podobało mi się to co robił. 
       Nie minęła długa chwila, a Cas wsunął dłoń pod moją bieliznę ostrożnie dotykając mojej kobiecości. Czuł jak bardzo mokra byłam. A zresztą, kogo to obchodziło w tamtej chwili. Przejechał palcem wzdłuż na końcu drażniąc moją łechtaczkę. Jęknęłam głośniej. O tak, to było cholernie cudowne. Chciałam go objąć, przyciągnąć do siebie, ale trzymał mnie bardzo mocno i nie chciał uwolnić, dlatego poruszyłam lekko biodrami w jego stronę. Chciałam więcej. Swoim wzrokiem błagałam o więcej. Szarpnęłam się, najpierw raz, potem drugi. Aż w końcu mnie puścił. Spojrzał na mnie pytająco, ale nie dałam mu dojść do słowa. Pocałowałam go namiętnie zsuwając dłonie w stronę jego rozporka. Powoli rozpięłam pasek. Powoli. Baaardzo powoli i rozsunęłam zamek. Zrzucił z siebie spodnie w ciągu sekundy, aż nie zdążyłam zauważyć kiedy.
       Tak czy inaczej nie dał mi dokończyć tego co zamierzałam. Na nowo wznowił pocałunki schodząc coraz niżej i niżej, aż zatrzymał się na moich udach, na których wymyślił sobie zrobić mi kilka malinek.
- Nie przeciągaj już... - warknęłam. Chciałam tego w tej chwili, żeby mnie wziął, pieprzył na wszystkie możliwe sposoby.
- Moja dziewczynka się niecierpliwi? Ha, kto by pomyślał. - zakpił. Już miałam zdzielić go w łeb, ale wtedy mocno wsunął we mnie jeden palec. Krzyknęłam z przyjemności. Zsunął materiał moich majtek zębami i rzucił je na bok, a następnie przysunął się w stronę mojego biustu.  Zaczął całować i przygryzać sutki na zmianę i pieścić moją kobiecość, najpierw powoli i delikatnie. Jakby badając moje wnętrze. Mój oddech stał się ciężki i zaczynałam tracić wszelkie hamulce. Chłopak oderwał się i nagle zsunął się na dół. O Boże, o Chryste, tak zrób to, błagam - krzyczałam w głowie.
       Castiel zaczął delikatnie przesuwać językiem po mojej łechtaczce. Po chwili wsunął wewnątrz mnie drugi palec i zaczął rytmicznie wsuwać i wysuwać je ze mnie jednocześnie pieszcząc językiem mój guziczek. Wzięłam głębszy oddech starając się przybliżyć jakoś w jego stronę. Warknął i położył moje nogi na swoich ramionach kontynuując pracę językiem. Spojrzałam na niego, a on na mnie. Jego wzrok był pełen miłości i namiętności... Ale Chryste, nie byłam w stanie tak długo na niego patrzeć. Było mi zbyt dobrze. Chwyciłam go za włosy i zaczęłam dociskać jego głowę do swojej kobiecości. Było mi przyjemnie, to fakt. Ale doprowadzanie mnie do orgazmu też nie było rzeczą prostą. Musiał dobrą chwilę nad tym popracować.
- Błagam... Castiel błagam... - jęczałam w ostateczności odchylając głowę do tyłu. Traciłam kontrolę. Ale on zamiast zrobić o co go prosiłam nagle przestał. Jednak nie na długo. Wysunął palce, a następnie nieco rozsunął przestrzeń między moimi nogami i wsunął język w moją kobiecość. Krzyknęłam i docisnęłam jego głowę mocniej. Jego najmniejszy dotyk był jak eksplozja. Bawił się tak przez dobrą chwilę, ja natomiast byłam na skraju wytrzymałości. Wiedział o tym i chyba chciał przerwać, ale mu nie pozwoliłam. Mocno trzymałam go za włosy i zaciskałam nogi po bokach jego głowy. Miał mnie kurwa doprowadzić.
       I własnie to zrobił. Zrobił wszystko czego potrzebowałam. Wykrzyczałam jego imię kiedy moje nogi zaczęły drżeć i wygięłam plecy w łuk. Moje ciało przeszły elektryczne dreszcze, zacisnęłam trzęsące się nogi, aż ostatecznie opadłam całkowicie bez sił. Cas podniósł się i spojrzał na mnie z tym swoim cwanym uśmieszkiem. Wygrał. Miał nade mną przewagę, debil.
       Dopiero teraz dostrzegam, że w jego czarnych bokserkach zaczynało brakować już miejsca. Biedaczek, musiał się okropnie męczyć kiedy mnie zaspokajał. Chciałam mu się odwdzięczyć, dlatego momentalnie poczułam napływ energii i podniosłam się do klęczek i przysunęłam się w jego stronę. Nie powstrzymywał mnie, przynajmniej na początku. Położyłam dłoń na tym cudownym wybrzuszeniu i lekko zacisnęłam. Westchnął głęboko. Podobało mu się. Uśmiechnęłam się pod nosem. Nie dał mi jednak zrobić czego zamierzałam. Pchnął mnie na posłanie i wstał z łóżka podchodząc do biurka. Otworzył jedną z szuflad i wyjął z niej małe pudełeczko. No tak, gumki.
       Leżałam tak czekając na niego, cała rozgrzana i spragniona. Gdy tylko się zbliżył zsuwając z siebie bokserki ujrzałam jego męskość stojącą w pełni okazałości, na której chwilę później pojawiła się prezerwatywa. Uśmiechnęłam się uwodzicielsko. Chciałam go kurwa, chciałam tu i teraz. Pochylił się nade mną.
- Zapytam tylko raz... Jesteś tego pewna? - tego pytania się nie spodziewałam. No tak, mój ostatni seks był dość dawno... I dodatkowo wbrew mojej woli. Nigdy nie doświadczyłam czegoś takiego. Miłe uczucie, że myślał o tym co czuję i czego chcę.
- Jeszcze nigdy nie byłam tak pewna w całym swoim cholernym życiu. - oddech mi przyspieszył i nagle poczułam jak wchodzi we mnie z pełnym impetem. Na chwilę zaparło mi dech w piersiach. Trochę już minęło od ostatniego razu... Uczucie wypełnienia w tym wypadku było dziwnie cudowne i chciałam, żeby trwało jak najdłużej. Ale nie o tym teraz. Właśnie wtedy chwycił moje nogi i położył sobie na swoich barkach, a następnie zaczął poruszać się we mnie w takim tempie i z taką siłą o jaką bym go nawet nie podejrzewała. Krzyknęłam z przyjemności, a Cas zacisnął ręce na moich biodrach. Cały czas lustrował mnie nieprzytomnym wzrokiem. Ciężko dyszał i stękał, a ja jęczałam tak głośno, że pewnie było mnie słychać po drugiej stornie ulicy. Krzyczałam jego imię, a jego twarz... Zaczęła się zmieniać, była taka... Zwierzęca. Wreszcie mnie dopadł. Wreszcie mnie miał całą dla siebie.
       Zsunęłam nogi z jego barków gdy nieco zwolnił. Objęłam go mocno i pocałowałam namiętnie wbijając paznokcie w jego plecy i przeciągając nimi zostawiając tam czerwone ślady. Objęłam go też nogami i dopasowałam się do jego rytmu. On natomiast sięgnął jedną ręką do mojej łechtaczki i zaczął ją drażnić. Tak... Zdecydowanie wiedział co robić. Utrzymywał to samo tempo przez długi czas, bez chwili postoju. Sam całkiem nieźle się trzymał, nic dziwnego, miał doświadczenie. Ostatecznie jednak zwolnił bardziej, ale jego ruchy stały się najmocniejsze jak do tej pory. Wiedziałam, że niedługo skończy, ale ja sama też szczytowałam przez jego pieszczoty.
- O Boże... Casitel... Kurwa. Castiel. - jęknęłam i ugryzłam go lekko w ramię.
- K... Kurwa... - stęknął, zacisnął wolną rękę na moim udzie i zanim zdążyłam zrobić cokolwiek poczułam jak przyjemne ciepło wypełnia mnie od środka. Właśnie wtedy sama poczułam jak kolejny elektryczny dreszcz przeszywa moje ciało i jęknęłam jeszcze mocniej zaciskając zęby na jego ramieniu. Opadł na mnie na szczęście nie całym swoim ciężarem, ale tylko częścią. Nieważne jak bardzo przyjemne to było to także cholernie męczące.

*** KONIEC ***

- Kurwa mać... - mruknęłam cała jeszcze drżąc zalewając się w spazmach orgazmu. - Kocham cię... - wydyszałam patrząc mu w oczy. Nasze oddechy były zupełnie nie równe, dyszeliśmy i drżeliśmy na przemian.
- Ja ciebie też mała... - uśmiechnął się pod nosem i pocałował mnie namiętnie. Przewrócił się na bok pozbywając się prezerwatywy, a ja przykryłam nas oboje kocem. Castiel objął mnie i pocałował w czoło. Po raz pierwszy w życiu poczułam się tak bardzo kochana. - Dobrze, że wróciłaś...