piątek, 24 czerwca 2016

Rozdział V cz. 1

Obudziłam się... Nie wiem kiedy, chyba jakoś nad ranem, bo było jeszcze całkiem ciemno. Było mi bardzo ciepło i przyjemnie, czułam się tak bezpiecznie jak chyba jeszcze nigdy. Ale coś tu było nie tak... Ktoś mnie przytulał i czułam oddech tej osoby na swoim uchu. Otworzyłam powieki, niechętnie, ale w końcu spojrzałam na osobę, która leżała przede mną. Dopiero w tym momencie zaczęło do mnie dochodzić co zdarzyło się dnia poprzedniego. Leżałam w ramionach Castiela, który mocno mnie obejmował i spał twardym snem. Zaczęłam się zastanawiać czy powinnam się odsunąć, ale jakoś tak... Nie potrafiłam. Chyba zwyczajnie tego nie chciałam, bo było mi tak aż za dobrze. Poza tym nie chciałam go zbudzić, był bardzo spokojny kiedy spał i nie chciałam tego przerywać. Ostrożnie dotknęłam dłonią jego czoła, jednak dalej było bardzo ciepłe. Co prawda było lepiej niż wcześniej, nie był już tak rozpalony. Uśmiechnęłam się tylko lekko pod nosem po czym znów zamknęłam oczy i powoli znów zapadłam w sen.

***

Koło 10 byłam już na nogach, całkiem ogarnięta i robiłam śniadanie. Castiel ciągle spał, ale to właściwie dobrze, niech sobie spokojnie odpoczywa. Kiedy wchodziłam na górę z gotowym posiłkiem na tacy usłyszałam jak dzwoni telefon. Problem w tym, że nie był to mój. Gdy dotarłam do pokoju usłyszałam dzwonek jeszcze głośniej. To była komórka Casa. Od razu ostrożnie wyciągnęłam go z jego kieszeni, tak żeby go nie obudzić. Zobaczyłam, że dzwoni do niego Lysander, więc postanowiłam odebrać, w końcu nie miałam nic do stracenia.
- Halo? Castiel, gdzie ty jesteś? Dobrze wiesz że byliśmy umówieni... - wypalił od razu gdy tylko podniosłam słuchawkę do ucha.
- Uh... Tu Ana, Cas jest u mnie, ale śpi...
- Ana? - zapytał zaskoczony. - Oh, a cóż to on u ciebie robi?
- No cóż... Jakby to ująć... Jest chory i ma gorączkę, więc postanowiłam go u siebie trochę przechować, bo przecież nie wypuściłabym go w takim stanie do domu. To wszystko przez tą ulewę wczoraj.
- Ulewę? Zaraz.... - zamilknął na chwilę. - A... Chyba znów coś wyleciało mi z głowy. Ale masz rację, wczoraj padało... No cóż, trudno się mówi.
- Przykro mi że nie przyszedł...
- Nie szkodzi. Skoro się rozchorował, to przecież nie jego wina. Próbę zawsze możemy przełożyć.
- Ah, a więc mieliście mieć próbę? - zapytałam radośnie. Tak szczerze, to bardzo chciałabym kiedyś posłuchać jak grają. Może w końcu się uda.
- Tak... Ale mamy je dość często, więc nic się nie dzieje. - Już miałam coś powiedzieć, kiedy chłopak nagle dodał coś jeszcze. - Poczekaj... Zanim zapomnę... Nie miałabyś ochoty przyjść może do nas na imprezę? Leo i Roza postanowili, że przydałoby się im trochę rozrywki, więc dziś wieczorem wszyscy się do nas schodzą.
Szczerze, zaskoczyła mnie ta propozycja. Roza chyba mi coś wspominała, zę coś planują, ale w końcu nic więcej się nie odnośnie tego nie dowiedziałam.
- Dzięki za zaproszenie... Ale nie wiem czy będę mogła zostawić tu Castiela samego... - westchnęłam.
- Spokojnie, Castiel umie o siebie zadbać w razie czego. Nie masz się co martwić. - zaśmiał się chłopak. Sama zresztą też zareagowałam śmiechem. - W każdym razie, przemyśl to jeszcze. Do zobaczenia. - dodał po czym sama się z nim pożegnałam i odłożyłam telefon. Dopiero wtedy spojrzałam na Castiela, który jak się okazało już nie spał. Patrzył na mnie dość pustym spojrzeniem, chyba go obudziłam, przez to, że za głośno rozmawiałam... Ups...
- Gdzie się wybierasz? - odezwał się w końcu.
- Nigdzie.
- Nie kłam. Gdzie idziesz?
- No mówię że nigdzie. Roza i Leo organizują imprezę wieczorem, ale zostanę w domu.
- Czemu?
- Bo jesteś chory, nie mogę cię tak tu zostawić. - rzuciłam na co chłopak zaczął się śmiać.
- Ale wiesz... Ja też się tam wybieram.
- Co?! Chyba zwariowałeś, nigdzie nie pójdziesz.
- Bo co? Zamkniesz mnie tu?
- A żebyś wiedział... - powiedziałam chłodno po czym położyłam obok niego tacę ze śniadaniem. - Jedz i nie gadaj. - powiedziałam po czym podeszłam do szafy i zaczęłam przeglądać sukienki. Może jednak tam pójdę? W sumie to nie jest taki zły plan, a Cas czuje się wyraźnie lepiej, dlatego mogłabym może go tu zostawić... W końcu pewnie i tak nic tylko by spał.
- Co, zmieniłaś zdanie? Jednak idziemy? - zapytał przyglądając się temu co robię i jednocześnie jedząc przygotowaną przeze mnie jajecznicę.
- Ty nie, ja idę... Może. - odparłam spokojnie po czym wróciłam do przeglądania szafy.

***

Wieczorem ubrana w bordową, luźną bluzeczkę z wycięciem na plecach i krótkiej, jasnej, lekko podartej, dżinsowej, przylegającej spódnicy, czarne szpilki i skórzaną kurtkę w tym samym kolorze. Miałam mocniejszy makijaż niż zwykle. Na całe szczęście Castiel poszedł spać, bo cały dzień męczyłam się z nim i tymi jego humorkami i seksistowskimi żarcikami. Ale dalej był osłabiony, dlatego nie pozwoliłam mu ruszyć się z łóżka. Obejrzeliśmy jakiś film, pokazaliśmy trochę i zjedliśmy obiad. No cóż, zwykły dzień. Jak najciszej wyszłam z pokoju, co nie było łatwe bo ciężko było nie stukać obcasami, ale dałam radę i w miarę szybko wygramoliłam się z domu.

***

W mgnieniu oka znalazłam się na miejscu. Impreza jak się okazało już trwała w najlepsze i jak na razie wszyscy byli trzeźwi. A przynajmniej na to wyglądało. Jeszcze.  Powitała mnie Rozalia, która oczywiście od razu ożywiła się na mój widok. Zaprosiła mnie do środka, usadziła na kanapie i wsadziła mi do ręki butelkę z piwem.  W uszach dudniła mi głośna muzyka, a ludzie bawili się jak tylko mogli. Pili, palili i kto wie zapewne też ćpali i robili Bóg wie co.
- Nie ma na co czekać Ana, baw się ile wlezie! Rzadko kiedy masz taką okazję. - zaśmiała się wesoło, a ja oczywiście jej posłuchałam. Przechyliłam butelkę i wypiłam duszkiem do połowy po czym szeroko się uśmiechnęłam. Szczerze, nie piłam po raz pierwszy, a poza tym to nie było jakieś najgorsze, więc nie było na co narzekać. Rozglądałam się po pomieszczeniu gdy nagle usłyszałam dzwonek do drzwi, a chwilę później mocne walenie. Spodziewaliśmy się kogoś jeszcze? A może to policja? Chwilę później jednak do salonu weszła znajoma mi czerwona czupryna. Zaraz zaraz...
- Castiel?! Co ty tu robisz do kurwy nędzy?! - wrzasnęłam i od razu zerwałam się z miejsca. Jeszcze chwila i rzucę w niego tą butelką.
- O no ładnie, widzę, że się za mną stęskniłaś Kotku. - zaśmiał się z cynicznym uśmieszkiem, podszedł do mnie i założył mi włosy za ucho.
- Nie nazywaj mnie tak... I jakim prawem ty tu w ogóle jesteś? Miałeś leżeć w łóżku, w domu. Jesteś chory głupi pajacu. - warknęłam.
- No już, nie denerwuj się tak bo zaczniesz kipieć. - parsknął śmiechem. Wyciągnął z kieszeni paczkę fajek, a z niej jedną sztukę. Wsadził ją sobie do ust a następnie odpalił i zaciągnął się. - Uh... Od razu lepiej. - buchnął mi dymem w twarz. W tej chwili myślałam że go zdzielę. W dodatku nadal uśmiechał się jak skończony debil. Normalnie zaraz szlag mnie trafi, nie żartuję.
- Zamknij się- rzuciłam po czym wróciłam z powrotem na swoje miejsce na kanapie. Znów zaczęłam popijać z butelki, którą miałam w ręce.
- Uważaj mała bo zaraz odlecisz, lepiej tyle nie pij. - znów się ze mnie nabijał. Normalnie myślałam że zaraz wstanę i go strzelę.
- Zamknij. Ten. Pieprzony. Ryj. - warknęłam. Podniosłam się z miejsca z celem ruszenia do innego pokoju ale Cas mnie zatrzymał i jednym ruchem przyciągnął do siebie.
- A ty gdzie się wybierasz? - zapytał uwodzicielskim głosem i pochylił się w moją stronę. Ja za to momentalnie starałam się go od siebie odepchnąć, ale nie miałam na to szans, był zbyt silny. Wziął mnie na ręce, usiadł na kanapie a mnie posadził na swoich kolanach. Sięgnął do stolika po butelkę z piwem i gdy tylko ją odpieczętował i przechylił wypił całość i to duszkiem. Popatrzyłam na niego, tak właściwie nie będąc zaskoczona. Odpalił kolejną fajkę, ale tym razem już mu ją wyrwałam.
- Przestań mnie wkurzać... - rzuciłam ją za siebie.
- Ty mnie też. - zabrzmiał jakby już faktycznie zaczął się denerwować. Ja tylko wywróciłam oczami i prychnęłam.
- Pierdol się. - warknęłam.
- Ach tak? Ciekawe z kim, może z tobą, co? - zapytał, a moje policzki automatycznie oblał lekki rumieniec, zupełnie nie wiedziałam co teraz powiedzieć. Po prostu odwróciłam głowę w bok i się nie odezwałam, nie chciałam żeby zauważył, że faktycznie jestem lekko czerwona. - Ooo.... No proszę, zatkało cię? - kpił ze mnie. Boże jak on niesamowicie mnie wkurzał. Wzięłam kolejną flaszkę i się napiłam, po czym skorzystałam z chwili jego nieuwagi kiedy odpalał kolejną fajkę i wyrwałam mu się. Obrzuciłam go naburmuszonym spojrzeniem i ruszyłam w stronę kuchni, a on tylko wzruszył ramionami i zaczął patrzeć gdzieś przed siebie. Spojrzałam w tamtą stronę i zobaczyłam, że patrzy na jakieś dziewczyny, a raczej wytapetowane plastiki, typowe puste laski. No tak. Łatwe zdziry, nic poza tym. Wywróciłam oczami i poszłam gdzie miałam iść. Otworzyłam lodówkę i wyciągnęłam z niej colę. Miałam ochotę na coś zimnego. I wtedy w jednej chwili poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. No cóż, nie mało się wystraszyłam i szczerze to przez krótką chwilę myślałam, że to znowu Castiel, ale się pomyliłam. Gdy tylko się wzdrygnęłam momentalnie też się obróciłam prawie uderzając głową o drzwi lodówki.
- Wybacz... Nie chciałem cię wystraszyć... - usłyszałam znajomy głos Lysandra.
- Nic nie szkodzi... - odetchnęłam z ulgą, bo serio trochę się wystraszyłam. Uśmiechnęłam się do niego promiennie.
- Ciesze się że przyszłaś. - odwzajemnił uśmiech.Ja natomiast zamknęłam lodówkę, żeby się nie rozmroziła. - Dobrze się bawisz?
- Oczywiście że tak. - zaśmiałam się wesoło i otworzyłam puszkę coli. Napiłam się z niej i powoli zaczęłam się zastanawiać czy mieszanie jej z alkoholem wyjdzie mi na dobre, ale właściwie nie powinno mi nic być. Chyba.
- Czemu Castiel przyszedł? Myślałem, że jest chory. - odparł. Ja na to wzruszyłam ramionami.
- Bo jest. Przyszedł na własną odpowiedzialność, chociaż go zamknęłam. Pewnie wyszedł przez balkon... - mruknęłam zamyślając się.
- Cały Cas. - uśmiechnął się lekko, ja również.W salonie nagle muzyka stała się o wiele wolniejsza niż wcześniej. Wolny. Spojrzałam na drzwi. A zresztą, i tak nie miałabym z kim... - Powiedz... - zaczął Lys i automatycznie skierowałam na niego wzrok. - Nie chciałabyś może ze mną zatańczyć? - zapytał spokojnym głosem patrząc na mnie swymi dwukolorowymi oczami i wyciągnął ręke w moim kierunku, a ja... Ja po prostu stałam zszokowana i nie wiedziałam co mam teraz zrobić.