niedziela, 13 sierpnia 2017

Rozdział XVII cz.1

Jak na zawołanie usłyszałam ten skrzeczący śmiech. Spojrzałam w bok i zobaczyłam burzę blond włosów zbliżającą się w moją stronę. Usta miała wykrzywiony w uśmiech, a ja byłam tak przepełniona wściekłością, że myślałam, że naprawdę zaraz się na nią rzucę. Ale nic nie mówiłam, nie odezwałam się słowem. Moja twarz nie zmieniła się ani na moment. Patrzyłam na nią spokojnym, ale jednocześnie pełnym nienawiści wzrokiem. I co ona chciała tym osiągnąć? Miałam przez to zostawić Castiela, tak? Świetne zagranie moja droga, ale możesz się pocałować między oczy.
- Mówiłam, ale nie chciałaś słuchać. - śmiała się. - Zamienię twoje życie w piekło, a to - wskazała na kajak pływający po powierzchni jeziora. - To dopiero początek.
- Jesteś nienormalna. - odezwałam się wreszcie, tak zimnym głosem, że aż widziałam jak dziewczyna zadrżała.
- Mogłabym powiedzieć o tobie to samo. - wycedziła. Zaraz, zaraz... Co? Spojrzałam na nią pytająco, a ona nagle zrobiła się jakaś pewna siebie. - Co, myślisz, że nie wiedziałam? Dowiedzenie się o tym nie było takie trudne... - zaśmiała się. Podniosłam się z miejsca. Emocje we mnie szalały, ale chciałam z nią to jakoś spokojnie załatwić. Chwyciłam ją za przedramię i pociągnęłam w stronę lasu.
- Ej, co ty wyprawiasz? Puszczaj mnie! - zaczęła się drzeć i próbować wyrwać.
- Zamknij jadaczkę. - warknęłam i pociągnęłam ją mocniej. Gdy byłyśmy wystarczająco daleko puściłam ją. Nie była z tego wszystkiego zadowolona, ale na szczęście chyba rozumiała po co mi to było. - Czego chcesz? - rzuciłam od razu.
- Dobrze wiesz. - poprawiła fryzurę, a ja skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej.
- A jak nie to...? - zapytałam.
- Powiem wszystkim, że jesteś wariatką. - wzruszyła ramionami. - Powiem im na co chorujesz i że nie powinni się do ciebie zbliżać.
- I myślisz, że ci uwierzą? - zaśmiałam się.
- Jeśli zobaczą dowody, to uwierzą. - zaczęłam drżeć w środku.
- Niby jakie dowody, co? - zakpiłam. Nie mogła nic na mnie mieć, nie było szans.
- Cóż... Po pierwsze, właśnie nagrałam tę rozmowę. - zaśmiała się wrednie wskazując na swój telefon. - A po drugie mam znajomego, który chodzi do twojej starej szkoły O wszystkim mi powiedział i przede wszystkim wykradł mi dokumenty na temat stanu twojego zdrowia, które były w szkolnym archiwum.
Ona wiedziała. O wszystkim wiedziała i co zabawniejsze nic nie mogłam z tym zrobić. Nie wiedziałam czy blefuje czy nie, ale nie mogłam pozwolić sobie na to, by inni się dowiedzieli. I tak już widzieli za dużo. Czułam jak cała drżę w środku od wszystkich tych emocji, ale nie mogłam pozwolić sobie na wybuch. Nadal jednak milczałam.
- Wiesz dobrze, że od tego nie uciekniesz. - dalej się śmiała. Szmata. Ale chyba nie miałam innego wyjścia.
- Zamknij się już, okej? - warknęłam. Nastała kolejna chwila ciszy. - Będzie jak chcesz, rozumiesz? - musiałam ulec. Nie widziałam wtedy innego wyjścia, ale byłam pewna jednego. Jeśli odpuszczę znajomość z Casem na jakiś czas... Tak będzie lepiej. Zabolało mnie to, bardzo, ale musiałam się chronić. Amber miała jednak rozsądek i dla Castiela wszystko by zrobiła... Więc jeśli ja odpuszczę, ona też to zrobi i nikomu nic nie powie. Patrzyła na mnie z satysfakcją w oczach. Wygrała. Tak, Amberzyca wygrała.
- W takim razie... - wysunęła rękę w moją stronę. - Mamy umowę. - spojrzałam na jej dłoń, ale nie uścisnęłam jej. Po prostu kiwnęłam głową i ruszyłam z powrotem w stronę domków.

***

Amberzyca jak się okazało narobiła sobie niezłych problemów. Gdy tylko wróciłyśmy do obozu moje rzeczy grzecznie czekały już sobie na podeście. Jak się okazało przyszła instruktorka, wszyscy powiedzieli jej co miało miejsce, a ona popłynęła po tamten kajak. Tak czy inaczej Amber miała później przerąbane. Ale szczerze? Chyba nawet to nie mogło zepsuć jej humoru. W końcu wygrała.
Kobieta zaprowadziła ją do domku, w którym mieszkali razem z drugim instruktorem oraz Farazowskim i Borysem. Powiedziała, że obgadają to, czy nie wyślą jej do domu. Na to natomiast się oburzyła. Ta, chciała mnie pilnować i nie mogła pozwolić sobie na powrót. Ale tak całkiem szczerze... W tamtej chwili nie czułam się na tyle, żeby w ogóle o tym myśleć. Podziękowałam za sprowadzenie moich rzeczy na suchy ląd, zaniosłam je do pokoju i z powrotem wyszłam na zewnątrz. Musiałam się przejść, zrobić ze sobą cokolwiek. Emocje we mnie szalały, byłam wściekła i smutna. Nie mogłam nad tym panować. Wyciągnęłam z kieszeni słoiczek z tabletkami połykając jedną. Nie mogę pozwolić sobie wybuchnąć.
- Nie mogę uwierzyć do czego ta sucz się posuwa. - usłyszałam znajomy głos za moimi plecami. Castiel. Akurat teraz najmniej mi go było trzeba. Nic nie odpowiedziałam po prostu idąc przed siebie. - Ej, mała, co jest? - zapytał. Mała? Heh...
Nie.
Przestań.
Zatrzymałam się w miejscu, ale nie obróciłam się w jego stronę.
- Cas... Myślę, że nie ma sensu tego dłużej ciągnąć. - powiedziałam po prostu. Nie usłyszałam odpowiedzi, ale wiedziałam, że on też się zatrzymał.
- Co...? - rzucił w końcu. - W sensie?
- W takim sensie, że ta relacja, nasza relacja, wiesz, jeśli jakakolwiek była... Cóż, nie widzę dla niej sensu, przyszłości, czegokolwiek. Zostawmy się w spokoju, tak będzie lepiej dla nas obojga. - mówiłam to niewiarygodnie spokojnie i to chyba właśnie to wyprowadziło go z równowago.
- Co ona ci do jasnej cholery nagadała? - warknął. Był zimny, że aż mnie zakuło.
- Nic. Tak będzie lepiej, Cas. - rzuciłam i obróciłam się patrząc mu w oczy. Od razu jednak odwróciłam wzrok. Nie chciałam patrzeć, nie mogłam.
- Przestań pieprzyć Ana... - widziałam jak zaciska pięści. - Co się z tobą dzieje, hm? - nie odpowiadałam. - Cholernie zabawny ten twój żart.
- To nie był żart. - odparłam. Odetchnęłam i wróciłam wzrokiem patrząc wprost w jego oczy. - Rozumiesz? - starałam się być tak samo zimna jak on. I właściwie to całkiem nieźle mi to wychodziło. Nastała cisza. Długa, pełna żalu, smutku i wściekłości w jednym. Żadne z nas nic nie mówiło. - Dajmy sobie spokój. Tak będzie lepiej. - powtórzyłam jeszcze bardziej chłodno. Musiałam to robić, żeby dotarło. Musiałam się chronić, za wszelką cenę. Ale to... Bolało. Bardzo. Nie tylko mnie, ale i jego też.
- Wiesz co...? Skoro tak bardzo tego chcesz, to dobrze. Odpierdol się ode mnie kurwa wresz... - nie dokończył. Chyba dosłownie ugryzł się w język. I wtedy poczułam się jeszcze gorzej. Nie odezwałam się, odwróciłam się i ruszyłam przed siebie. Coraz bardziej przyspieszając, żeby go zgubić gdyby zaczął za mną iść. Skoro tak bardzo tego chciał, to nawet lepiej. Dobrze, że to powiedział...
Żeby jeszcze to w praktyce tak dobrze zadziałało...
...
Tik tak.

***

Nie pamiętam co się działo przez kolejne kilka godzin. Ocknęłam się słysząc czyjeś wołanie, a później dotyk na moim ramieniu. Nie chciałam się budzić, chciałam przespać tak tysiąc lat w ogóle nie wstając. Domyślałam się co miało miejsce, ataki atakami, ale znów niewiele pamiętam. Tylko to, ze wszystko się ruszało...
- Ana... Co się dzieje? Spokojnie, już spokojnie... Jestem tu... - słyszałam czyjś niesamowicie stłumiony głos przedzierający się przez pozostałe błądzące po mojej głowie. I nagle w jednej chwili wszystko wróciło. Poczułam dopływ światła, to jak bardzo się trzęsę. Siedziałam na ziemi, a raczej kuliłam się trzymając za głowę. Płakałam, okropnie płakałam i mamrotałam do siebie. Wzięłam głębszy oddech i wszystko nagle wróciło do normy. Wciąż byłam rozdarta, nadal coś było nie tak, ale było lepiej. Wszystko widziałam i czułam. Spojrzałam na osobę znajdującą się koło mnie. To był Lysander, który po raz kolejny widział mnie w takim stanie. Ostatnio w domu Casa, teraz tutaj... On za dużo widzi, za dużo wie. Ale mogłam być pewna tego, że nikomu nie powie. Nie pytał, nie próbował zdobyć wyjaśnień. Na szczęście. A może nie widział tyle ile się spodziewałam.
- Już... - zaczęłam mówić bardzo spokojnym głosem biorąc co chwila głębsze oddechy. - Już w porządku. - mruknęłam. Odetchnęłam głęboko po raz enty starając się ogarnąć otoczenie. Byliśmy w środku lasu, chyba dość spory kawałek od obozu. I właściwie... Było już całkiem ciemno, Ha, no tak, dlatego mnie szukali. Ciekawe jak bardzo przerąbane mam. Chłopak nie odezwał się, po prostu przytulił mnie lekko. Chyba wiedział, że tego właśnie potrzebuję. Rozumiał.
Odetchnęłam głęboko i wtuliłam się w niego mocno.
- Lys... Chodźmy stąd... - mruknęłam starając się opanować drżenie głosu.
- Dobrze. - odparł cicho wypuszczając mnie i pomagając mi wstać. Dobrze, że tu był. Leki nie zadziałały w porę i zdążyłam wybuchnąć. Nie wiadomo jak by się to skończyło gdyby nie on. Ale właśnie teraz wyjęłam z kieszeni słoiczek zażywając kolejną dawkę. Cóż, tak trzeba było. Powinno mi się zrobić lepiej, ale jedyne czego teraz pragnęłam, to położyć się spać.
Chłopak odprowadził mnie pod domek, gdzie czekały już dziewczyny. Zalała mnie fala pytań - co się stało, gdzie byłam i dlaczego nie mówiłam, że gdzieś idę? Ale nie chciałam na nie odpowiadać. Byłam zbyt tym wszystkim zmęczona, a Lysander chyba to widział.
- Ana chyba jest zmęczona... - mówił bardzo spokojnie. - Lepiej żeby chyba teraz odpoczęła. - spojrzałam na niego z wdzięcznością. Nagle się wzdrygnęłam. Nie wiedziałam, czy nie będę mieć przerąbane przez to, że nie mogli mnie znaleźć tyle czasu. Ale naprawdę, musiałam teraz się położyć. Powoli weszłam na górę słysząc jeszcze jak dziewczyny rozmawiają o czymś cicho. Nawet nie zorientowałam się, że Lys cały czas szedł za mną i mnie pilnował. Gdy tylko weszłam do pokoju zażyłam tabletki nasenne, żeby zasnąć od razu i przede wszystkim nie myśleć za dużo. To nigdy nie pomagało, a wręcz przeciwnie - było gorzej. Usiadłam na łóżku i spojrzałam na chłopaka stojącego obok. Widziałam troskę w jego oczach i to było... Miłe. Pomogło mi zapomnieć o niektórych rzeczach.
- Jakby coś się działo, to masz mój numer. Możesz zadzwonić. No i dziewczyny będą z tobą, więc nie musisz się martwić. - poczułam jak pochyla się i lekko mnie przytula. - A teraz idź spać, lepiej się poczujesz. - uśmiechnął się lekko. Ja posłusznie przytaknęłam i położyłam się przykrywając się kocem. Zgasił światło, a później patrzyłam jak schodził na dół. Słyszałam jak rozmawia z dziewczynami tłumacząc im coś, a później zamknęłam oczy i zapadłam w długi, głęboki sen.

***

Spodziewałam się wszystkiego, ale nie tego, że obudzę się kolejnego dnia wieczorem. I szczerze? Przez pierwsze pół godziny nawet nie byłam tego świadoma. Nikt mnie nie budził, ale byłam święcie przekonana, że spałam tylko chwilę. Nadal było ciemno. Obudziła mnie Kim, która powiedziała, żebym się zbierała bo wychodzimy. Zastanawiałam się o co chodzi, w końcu był środek nocy. A później przypomniałam sobie, że mieliśmy popłynąć na wyspę i spędzić tam noc. Mimo, że nie czułam się wyspana posłusznie wstałam. Umyłam się, przebrałam, uczesałam i ogólnie doprowadziłam do porządku. Wzięłam też jakieś jedzenie i różne rzeczy, które mogłyby nam się przydać.
Gdy wyszłam na zewnątrz wszyscy czekali już przy kajakach z latarkami w rękach. Noc była w miarę ciepła, nie było tak źle. Uśmiechnęłam się pod nosem widząc pozostałych. Nie zwróciłam nawet uwagi na Casa, nie chciałam z nim rozmawiać biorąc pod uwagę umowę z Amberzycą i to co się w ogóle wydarzyło. Wszyscy byli niewiarygodnie cicho, z wiadomych powodów i mieli oczywiście latarki. Kajaki pływały już po powierzchni wody, teraz wystarczyło tylko do nich wsiąść.
- No witam śpiącą królewnę. - usłyszałam zza siebie śmiech Armina. - Ładnie to tak przespać całą dobę?
- No wiesz... Zaraz, co? Dobę? Spałam dobę? - odwróciłam się i spojrzałam na niego pytająco.
- Taaa, wszyscy się cholernie zamartwiali, bo się nie budziłaś. Ale Viola mówiła, że zażyłaś tabletki na sen i to dlatego. - wzruszył ramionami.
- Uh... A ktoś się coś czepiał? - zapytałam jeszcze.
- Nah, powiedzieliśmy Farazowi, że się strasznie źle czujesz i się przeziębiłaś. To ta instruktorka poszła zobaczyć co z tobą, ale jak zobaczyła, że śpisz to stwierdziła, że masz pewnie gorączkę i trzeba dać ci spokój. - zaśmiał się.
- Hah, a to miło z jej strony, - uśmiechnęłam się. - Cóż, ostatecznie i tak zostałam obudzona.
- Taa, nie chcieliśmy płynąć bez ciebie zwłaszcza, że jesteś naszym pomysłodawcą.
- A coś mnie ogólnie ominęło? - dopytywałam się.
- Właściwie to raczej nie... - zaczął się zastanawiać i wtedy poczułam popchnięcie.
- Ruszaj tyłek Ana! - usłyszałam głos Alexego. Zaśmiałam się cicho. - Musimy się pospieszyć zanim ktoś się zorientuje.
I tym sposobem wylądowałam z nim w jednym kajaku. Podróż nie była daleka, dlatego zbytnio też nie zmokliśmy, ale każde z nas musiało mieć przynajmniej jedną latarkę i każdy musiał pilnować się reszty. W końcu była noc. Żadnych komplikacji nie było, na szczęście. Ale muszę przyznać, że pływanie o takiej porze było czymś naprawdę niesamowitym. Nie mogłam oderwać wzroku od księżyca i gwiazd odbijających się w tafli jeziora.
Gdy dotarliśmy na miejsce okazało się, że i to co mówili instruktorzy o świetlikach na wyspie okazało się prawdą. Było ich pełno! Problem był taki, że trzeba było zachowywać się niewiarygodnie cicho, żeby ich nie płoszyć, bo wtedy gasną. Na początku, przy ogarnianiu wszystkiego zachowanie ciszy było awykonalne. Po wciągnięciu kajaków na brzeg zagłębiliśmy się nieco w las gdzie dotarliśmy na polankę i rozłożyliśmy koce. Wyciągnęliśmy jedzenie i przenośny głośniczek włączając jakąś spokojną muzykę. Na początku się trochę wykłócaliśmy, ale gdy włączyłam Arctic Monkeys wszyscy umilkli i wyraźnie byli zadowoleni. Taka neutralność, która większości pasowała była dobra.
Długi czas po prostu leżeliśmy na kocach rozmawiając o wszystkim i niczym, jedząc to co każdy przyniósł i obserwując świetliki. Później odpaliliśmy ognisko, żeby trochę się zagrzać. Od leżenia w miejscu można było mimo wszystko zmarznąć. Kilkakrotnie próbowałam dopytać o tym co mnie ominęło, ale jakimś dziwnym trafem każdy zmieniał temat i ogólnie unikali go. Coś było nie tak...Ale mimo wszystko było naprawdę przyjemnie, tak jak ostatnio, gdy spędzaliśmy czas w takiej dużej grupie. Ciągle jednak czułam czyjś wzrok na sobie. Oczywiście wszyscy wiemy, że o Castiela tu chodzi. Ale chciałam za wszelką cenę przestać myśleć o tym wszystkim. O nim, o tym co się wydarzyło. Dlatego...
- Lys... Przejdziemy się? - zapytałam nagle cicho. Leżałam obok niego, więc nikt inny raczej tego nie usłyszał. On tylko kiwnął głową i wstał podając mi rękę. Uśmiechnęłam się lekko i przyjęłam gest również się podnosząc. - My zaraz wrócimy... - rzuciłam tylko. Oczywiście nie odbyło się bez komentarzy typu "awwww" i innych takich. Ale olaliśmy to i ruszyliśmy w stronę brzegu. Chciałam zapytać... Czy coś mnie faktycznie ominęło. Byłam naprawdę ciekawa, bo w końcu w ciągu doby mogło wydarzyć się naprawdę wiele. Zwłaszcza biorąc pod uwagę całą tę sytuację mogłam być pewna, że atmosfera w obozie do najmilszych nie należała.
- Chciałaś o czymś porozmawiać...? - jego głos wyrwał mnie z zamyślenia.
- Tak właściwie... - zaczęłam.
- Chcesz wiedzieć co działo się gdy spałaś, prawda? - Ah, no tak. Lysio jak zwykle spostrzegawczy. Zauważył, że próbowałam się tego dowiedzieć. Kiwnęłam twierdząco głową. Chciałam wiedzieć ile kto wiedział o tym co miało miejsce. - Anabelle...
- Proszę, po prostu mi powiedz. - westchnęłam siadając na trawie przy brzegu jeziora i patrząc w na nasze domki w oddali. Chłopak usiadł obok, ale nie odezwał się przez dłuższą chwilę.
- Nie chcemy, żebyś się niepotrzebnie martwiła... - mówił, ale widząc moją minę, od razu zaprzestał próby powstrzymania moich pytań. - W porządku... Opowiem ci, ale pod jednym warunkiem.
Ucieszyłam się, że mój plan zadziałał. Wiedziałam, że Lys mnie nie okłamie i odpowie na wszystkie moje pytania jeśli zajdzie taka potrzeba. To naprawdę wspaniała osoba, ale...
- Jakim? - zapytałam niepewnie. Nie wiedziałam, czego mam się po nim spodziewać.
- Pod warunkiem, że ty odpowiesz na jedno moje... Dość osobiste pytanie. - sam też nie brzmiał zbyt pewnie, ale szczerze? Nie wiedziałam o co może chcieć mnie zapytać. Nie myślałam nad tym za bardzo. Chociaż tak właściwie powinnam była się domyślać.
- Dobrze. - przytaknęłam nie myśląc za wiele. - Ale ty pierwszy mi opowiedz... O wszystkim. - miałam jakieś przeczucie, że wydarzyło się wiele... Niezbyt przyjemnych sytuacji. Cały ich potok.
Cóż, nie myliłam się.

1 komentarz:

  1. No i zaczyna się robić ciekawie :D Mimo wszystko mam nadzieję, że Amber jeszcze dostanie za swoje (wredna s**a). No i jestem ciekawa czy Ana zaufa chociaż Lysowi i zwierzy mu się z problemów. Szczególnie, że już sporo wie, a on głupi nie jest i pewnie sam zaczyna się domyślać ;)

    No a teraz o rozdziale mogę powiedzieć, że jest świetnie napisany, akcja się powoli rozkręca.
    Nie zauważyłam literówek, ale widzę, że masz ten sam problem z dialogami co ja xD Mi bardzo pomogły te rady:
    http://www.jezykowedylematy.pl/2011/09/jak-pisac-dialogi-praktyczne-porady/
    No i nadal czekam na wcięcia ;P

    Dużo weny i liczę, że następny rozdział pojawi się szybciej, bo to polsatowe zakończenie rozdziału mnie dobija :P

    OdpowiedzUsuń