sobota, 29 października 2016

Rozdział X

- Alexy?! Ale co ty tutaj robisz? - zawołałam nie mogąc uwierzyć, że to właśnie jego widzę.
- No... Leżę. - zaśmiał się, a ja od razu wyciągnęłam do niego rękę żeby pomóc mu wstać. Kim był dla mnie Alexy? Był... Moim kumplem, ze starej szkoły. Co prawda nie znaliśmy się jakoś specjalnie długo, ale był jedną z niewielu osób, której zdążyłam w miarę zaufać. Czemu? Bo... Był jedną z niewielu osób, która nigdy ale to nigdy mnie nie zawiodła. Bardzo lubiłam i jego i jego barta bliźniaka Armina. Gdyby nie fakt, że się wyprowadziłam mogłaby to być naprawdę ładna przyjaźń. Pewnie dziwi was, że o tym wspomniałam, ale tak właśnie było. Takich ludzi jak on właśnie potrzebowałam. Wiedziałam, że zawsze mogę na niego liczyć.
Gdy tylko się podniósł od razu rzuciłam mu się na szyję.
- Co ty tu robisz? - powtórzyłam praktycznie go dusząc.
- No cóż... Przeprowadziliśmy się, zmieniliśmy liceum, ogólnie parę rzeczy się wydarzyło. - zaśmiał się. - Nawet nie wiesz jak się cieszę że cię widzę. - dodał odwzajemniając uścisk i dodatkowo podnosząc mnie nieco nad ziemię. Ah... Jak mi tego brakowało.
- Wierz mi, wiem aż za dobrze. - uśmiechnęłam się serdecznie. Nigdy o nim nie wspominałam, bo nasza znajomość nie była zbyt długa, ani jakoś za specjalnie głęboka, ale to nie wina nas samych, tylko czasu jaki ze sobą spędziliśmy. Chłopak opuścił mnie na ziemię, a ja pozwoliłam mu odetchnąć. Jak zwykle uśmiechał się tym swoim słodkim uśmiechem. Normalnie biło od niego szczęściem i było to ogromnie zaraźliwe. Własnie dlatego cała sytuacja sprzed kilku minut zupełnie wyleciała mi z głowy. I wszystko byłoby w porządku gdyby ten cholerny telefon nie zadzwonił znowu. Wściekłam się i natychmiast wyjęłam go z kieszeni i rozłączyłam nie patrząc kto to był, ale dobrze znałam odpowiedź.
- Nie odbierzesz? - zapytał niebieskowłosy i spojrzał na mnie z zaciekawieniem przekręcając głowę na bok.
- Nie, to nikt ważny, naprawdę. - uśmiechnęłam się i schowałam telefon z powrotem do kieszeni. Na co on wzruszył ramionami, ale dobrze wiedziałam, że w głębi widzi że coś jest nie tak. Na tyle na ile znałam Alexego zauważyłam, że spostrzega... Więcej, niż zwykli ludzie. Ma ten dar co ja. Wyczuwa więcej uczuć w innych osobach niż można sobie wyobrazić.
- Skoro już się spotkaliśmy, to co powiesz na to, żeby iść na jakąś kawę i ciastko? - zapytał.
- Ciastko? O tak, ja zawsze! - zaśmiałam się.
- A spróbowałabyś się nie zgodzić. - również zaczął się śmiać i poprowadził mnie do pobliskiej kawiarni,

***

I tak właśnie upłynęło mi całe popołudnie i przy okazji wieczór. Alexy nie zmienił się nic a nic, dalej był tym cudownym, fantastycznym i roześmianym chłopakiem, którego znałam wcześniej. Wiele mi opowiedział, co działo się pod moją nieobecność, dlaczego się przeprowadzili i co ogólnie się zmieniło. Ale obiecałam mu, że to zostanie między nami, dlatego pozwólcie, że nie będę tu o tym opowiadać. Skoro tylko ja o tym wiem, to niech tak zostanie. Zaczęło robić się już naprawdę późno i aż sama się sobie dziwiłam że tyle czasu spędziłam na rozmowie z jedną osobą. Ale co ja poradzę, że było nam naprawdę dobrze, bo ta kawiarnia miała niesamowicie przyjemny klimat. Siedzieliśmy na takich mega wygodnych pufach i popijaliśmy czekoladę zajadając ciastka. Normalnie wymarzone popołudnie żeby się odstresować. Co jakiś czas czułam w kieszeni wibrujący telefon, więc musiałam się rozłączać, co było naprawdę denerwujące, ale starałam się nie zwracać na to uwagi. W końcu trzeba było się zbierać, bo to miejsce miało zostać zamknięte z a 10 minut, a my nawet nie zauważyliśmy, że jest prawie 22. Ostatecznie wygramoliliśmy się na zewnątrz. Było już naprawdę chłodno, a ja głupia, nie wzięłam kurtki. W dodatku byłam w krótkich spodenkach i crop topie, ale przynajmniej miałam bluzę. Nie wiem czemu, ale w dzień nie czułam tego cholernego chłodu. Alexy proponował mi że pożyczy mi swoją kurtkę, ale mu zabroniłam, bo sam by zmarznął. W końcu po raz kolejny poczułam wibracje telefonu i wyciągnęłam go z zamiarem rozłączenia się, ale chłopak był szybszy. Wyrwał mi go i odebrał nie odzywając się. Stał tak chwilę słuchając co mówi osoba po drugiej stronie słuchawki, aż w końcu się rozłączył.
- Chyba... Musisz sobie coś z kimś wyjaśnić. - powiedział tylko. wiedziałam, że to Castiel, bo słyszałam jego głos, ale nie rozumiałam nic z tego co mówi. - Powiedział żebyś wróciła i parę innych rzeczy, ale to chyba nie ode mnie powinnaś to usłyszeć. - patrzył na mnie swoimi różowymi oczami, jakby chciał wyczytać ze mnie wszelkie emocje. A ja nie wiedziałam, co powinnam czuć, jak się zachować. Stałam tak przez chwilę w bezruchu. Dopiero teraz zaczęłam zdawać sobie sprawę z własnego błędu, że nie powinnam wychodzić od Casa, nawet jeśli bardzo mnie wkurzył. Przecież mogło mu się coś stać.... Ale zaraz, w końcu od czego miał tą swoją dziwkę. Biłam się tak z myślami, ale na szczęście przerwał mi Alexy. - Masz mi coś do powiedzenia? - zapytał udawanym głosem surowego rodzica, albo starszego brata. Mimo, że było to zabawne, nie mogłam się na tym skupić.
- Musimy iść... - powiedziałam chwytając go za rękę i ciągnąc w stronę domu buntownika. Nie miałam innego wyjścia. Musiałam przecież sprawdzić przynajmniej czy wszystko okej, zresztą zostawiłam go na cały dzień bez kolacji czy czegokolwiek. Dopiero teraz zaczęłam zdawać sobie sprawę z tego jak duży błąd popełniłam zostawiając go tam i od razu zaczęłam mieć wyrzuty sumienia...

***

Pół godziny później byliśmy już pod domem Castiela. Drzwi oczywiście nie były zamknięte na klucz, więc nie było problemu z wejściem do środka. W całym domu w ogóle nie paliło się światło, więc nie wiedziałam co mam sobie myśleć. Nie wiedziałam czy mam się śmiać czy płakać, bo do głowy przychodziły mi same najgorsze scenariusze. Zapaliłam światło w korytarzu, ale wszystko było tak, jak zostawiłam wychodząc. Od razu skierowałam się do pokoju Castiela i otworzyłam drzwi na oścież nawet nie pukając. Światło z przedpokoju dotarło na drugi koniec pomieszczenia, gdzie zobaczyłam chłopaka leżącego na łóżku plecami do drzwi. Na początku się zawahałam, ale po chwili podeszłam do łóżka i położyłam rękę na jego ramieniu. Chciałam tylko sprawdzić czy nic mu nie jest, ale o natychmiast strącił moją rękę. Cholera, coś było nie tak. Obróciłam się z powrotem do drzwi gdzie w progu pokoju stał Alexy. Podeszłam do niego, uściskałam go, a na ucho szepnęłam mu, że dziękuję za dzisiaj i że zobaczymy się niebawem, innymi słowy grzecznie kazałam mu sobie iść. Niebieskowłosy na szczęście od razu zrozumiał i wyszedł na pożegnanie głaskając mnie po głowie.
Zgłosiłam światło, zdjęłam buty, obróciłam się i podeszłam od razu do Casa. Usiadłam na brzegu łóżka i zaczęłam się przyglądać czerwonowłosemu.
- Castiel... - wymamrotałam, ale on ani drgnął. Ogromnie gryzły mnie wyrzuty sumienia przez to ze w ogóle nie odbierałam i zostawiłam go tu całkiem samego. Co prawda z tą dziwką, ale ona pewnie też szybko się zmyła. - Wszystko... W porządku? - zapytałam, ale znów zero reakcji. Widziałam wcześniej, że ma otwarte oczy, więc na pewno nie spał, ale musiałam jakoś zadziałać. Problem w tym, że jeśli on będzie się tak zachowywać, to do niczego nie dojdę. W końcu wstałam i już miałam skierować się do wyjścia kiedy poczułam rękę chłopaka na swoim nadgarstku. Wystarczyła jedna chwila i już leżałam koło niego. O nic nie pytając, ani nawet nie odzywając się słowem po prostu mnie przytulił i nie wypuszczał.
- Cas... - zaczęłam.
- Cicho bądź. - przerwał mi, a i tak mnie zatkało. Nie wiedziałam czemu, ale nagle poczułam się niesamowicie dobrze i zrobiło mi się tak ciepło... Ale za każdym razem tak było. Czułam jak jego dłoń jeździ mi po plecach i było to naprawdę przyjemne. Dopiero teraz zaczęłam odczuwać tak ogromne zmęczenie. Nie wiem czemu nie zorientowałam się jak bardzo wykończona jestem.
- Ale... - znów starałam się coś powiedzieć.
- Po prostu śpij. - powiedział twardo. A ja jakoś... Nie miałam siły, żeby mu się sprzeciwić, więc po prostu zamknęłam oczy i zaczęłam zasypiać. Przez sen usłyszałam tylko jakby ciche "Przepraszam...".

***

Nim się obejrzałam był już ranek, obudziłam się dalej będąc w ramionach chłopaka. Popatrzyłam na niego, a ten dureń nie spał, tylko obserwował mnie jak gdyby nigdy nic. Wzdrygnęłam się i poderwałam do siadu. Rozejrzałam się po pokoju.
- Która... Która godzina? - zapytałam.
- Przed 9, wyluzuj, jest wcześnie. - powiedział chłopak dalej nie odrywając ode mnie wzroku. Westchnęłam i przetarłam oczy.
- Akurat, tak ci przypomnę, że to nie ty musisz zrobić obiad i do tego posprzątać... - powiedziałam po czym wstałam, wzięłam ubrania z torby i skierowałam się do łazienki. - Co chcesz na śniadanie? - zapytałam jednocześnie czesząc włosy i wiążąc je w dwa warkocze. Nie usłyszałam jednak odpowiedzi. - Tosty mogą być? - odwróciłam się, a gry chłopak przytaknął wyszłam z pokoju.
Pół godziny później już krążyłam po kuchni ubrana w czarne getry i czarnej bluzie (https://yohstore.com.br/wp-content/uploads/2016/05/East-Knitting-OT-002-harajuku-style-Star-print-hoodies-Skull-Cross-sweatshirts-2015-winter-new-pullover-3.jpg) i robiłam Castielowi tosty z dżemem i jednocześnie zastanawiałam się co zrobić na obiad. Gdy śniadanie było gotowe zaniosłam je chłopakowi do pokoju razem ze szklaną soku pomarańczowego, uśmiechnęłam się na odchodne i wróciłam do kuchni biorąc się do dalszej pracy. Dziś na obiad będzie spaghetti!

***

Wierzcie mi na słowo, że to jak traktowałam tego chłopaka... Nie wiem zwyczajnie skąd to się wzięło. Po prostu czułam, że kogoś potrzebuje. Że to wcale nie jest tak, że on jest chamem bez powodu. Bo to reakcja obronna na ból zadawany przez innych ludzi. Każdy reaguje na to inaczej, jedni płaczą, inni się śmieją, a jeszcze inni odchodzą bez słowa. Ale Castiela cechuje to, że jest wredny i niemiły. Ale to zapewne nie było tylko jego winą. Nie wiem ile ten chłopak przeżył, bo nie powiedział i nie chce mówić mi wszystkiego, ale stwierdziłam, że muszę się nim zaopiekować. Nieważne czy będąc zawsze obok, czy gdzieś z boku. Nie musi widzieć, wystarczy że będzie czuł... Wsparcie. Tak to powinno wyglądać, prawda? Doszłam do tego wszystkiego po jakimś czasie, kiedy zaczęłam więcej dostrzegać. Czasem... Mam wrażenie, że wiem o ludziach za dużo, rozumiem za dużo rzeczy i o wiele za szybko dorosłam. Wyczuwam więcej emocji niż inni, dostrzegam więcej. Mam tendencję do tego, że stawiam innych nad własne zdrowie i nad własną osobę. Wiem, że nie powinnam tego robić, ale ja zwyczajnie nie potrafię inaczej. Nie umiem oderwać się od ludzi, na których mi zależy, nie wiem dlaczego. Nie umiem ich zwyczajnie zostawić i jestem obok nie ważne jak bardzo mnie krzywdzą. A przynajmniej się staram, staram się im pomagać, opiekować się nimi, stwarzać im pewną formę bezpieczeństwa, daję im własne zaufanie... Ale często robię to za bardzo. Często otwieram się przed ludźmi, którzy nie rozumieją, bo zawsze, nie ważne jak bym chciała do takiego otwarcia dochodzi. Pokazuję własne wnętrze, oswajają mnie ludzie, którzy nie powinni byli wcale tego robić. I właśnie to jest najbardziej bolesne, dlatego się ograniczam. Dlatego nie chcę płakać, pokazywać siebie i własnych emocji. Dla ich bezpieczeństwa i swojego własnego.
Cały dzień minął mi bardzo szybko. Praktycznie nic się nie działo oprócz tego, że Lysander nas odwiedził i przyniósł nam lekcje. Nie chciałam mu wspominać o wczorajszej sytuacji, ale wiedziałam że zapewne Cas wszystko mu powiedział. Zwyczajnie unikałam tematu jak mogę, bo to było zdecydowanie łatwiejsze. Gdy siedzieliśmy wieczorem z Castielem po zmianie opatrunków i ogarnięciu całego domu. Czekałam aż zaśnie a przy okazji się uczyłam, bo to przydatne i przynajmniej później nie będę musiała nadrabiać.Nie wiem czemu w ogóle nie odczuwałam zmęczenia, mimo tego że wcale nie wstałam późno, a była już prawi północ. Postanowiłam wykorzystać energię do samego końca i zrobić ze sobą coś pożytecznego.
- Nie zamierzasz spać? - usłyszałam cichy głos Castiela leżącego koło mnie. Zerknęłam na niego i zobaczyłam jak wpatruje się we mnie tymi swoimi ciemnymi oczami.
- Uczę się, poza tym nie jestem zmęczona. - powiedziałam, lekko się uśmiechnęłam i wróciłam do czytania.
- Kujon. - mruknął ponuro i obrócił się plecami do mnie. Ja tylko wzruszyłam ramionami śmiejąc się pod nosem i wróciłam do nauki.
Naprawdę nie wiem jak to się stało, ale zanim się obejrzałam nastał ranek i trzeba było wziąć się za gotowanie i zakupy. Z tego co myślę Cas będzie mógł dzisiaj spokojnie wstać i się przejeść po domu. Rany ładnie mu się goją i już niedługo będzie można zdjąć mu szwy i wszystko powinno być okej. Podniosłam się z łóżka i dopiero w tej chwili poczułam uderzające zmęczenie. Nie wiem skąd się wzięło, ale nagle tak strasznie zachciało mi się spać. Ale nie mogłam sobie na to pozwolić przez to że właśnie teraz maiłam już mnóstwo rzeczy do zrobienia. Zastanawiałam się czemu do jasnej cholery mój organizm nie dał mi od tym znać wcześniej? No ale już trudno... Trzeba jakoś przeżyć ten dzień...
"Zaraz... Czy ja wczoraj coś jadłam...?" - pytałam się w myślach. "Chyba nie... Nie pamiętam. Zaraz trzeba będzie coś zjeść... Albo nie, może później." - i tak właściwie wyszło na to, że całkiem o tym zapomniałam. Tak bardzo zatraciłam się w opiece nad Castielem, że zupełnie zapomniałam o sobie. A to nie mogło skończyć się dobrze...