niedziela, 6 listopada 2016

Rozdział XI

Cały dzień byłam nieprzytomna, a raczej tak pół na pół. Trzymałam się na nogach ile mogłam, wszystko po to, żeby jak najlepiej zaopiekować się Casem. Chyba przesadzałam, nie wiem. Ale po prostu chciałam, żeby czuł się jak najlepiej i przez to zapominałam o sobie. Pomogłam chłopakowi wstać i trochę się rozchodzić. Na szczęście wszystko przebiegło po mojej myśli. Szwy się trzymają a sam Castiel czuje się lepiej. Nawet jeśli tego nie mówi, to zwyczajnie to po nim widać. Zdążył się nawet umyć a później oglądaliśmy jakiś film. Podałam mu obiad, odrobiliśmy lekcje i tak minął nam cały dzień. Wieczorem w telewizji leciał jakiś horror, więc siedzieliśmy na kanapie w salonie i oglądaliśmy. Nagle poczułam że znowu robię się senna, ale starałam się to jakoś ominąć, zrobić cokolwiek żeby tego nie czuć.
- Na co masz ochotę na kolację? - zapytałam zerkając na Castiela. On na początku nic nie odpowiedział po czym nagle uśmiechnął się szarmancko i zaśmiał się.
- No nie wiem... A ty jesteś w menu? - zapytał znacznie się do mnie przysuwając, a ja lekko się zarumieniłam, ale również wybuchnęłam śmiechem.
- Chciałbyś. - mruknęłam.
- A żebyś wiedziała. - spojrzał na mnie znacząco, a mnie zaczął robić się już mętlik w głowie. Zresztą, nie ważne, po prostu odpowiedziałam mu śmiechem.
- To jak, zjesz coś, czy nie? - zapytałam.
- Nah, raczej nie... - mruknął w odpowiedzi, ale ja tylko przewróciłam oczami i poszłam do kuchni. Zrobiłam mu hot-doga na kolację i wróciłam z powrotem do salonu kładąc mu talerz na kolanach. Spojrzał na mnie zdziwiony, ale kiwnął głową w formie takiego "Dzięki" i zabrał się za jedzenie. Po jakimś czasie poczułam na sobie jego wzrok, ale się nie odzywałam. Dopiero w momencie w którym zrozumiałam, że trwa to już dłuższą chwilę spojrzałam na Casa.
- Co? Coś nie tak? - zapytałam.
- Nie... - odparł. - Po prostu... Od przedwczoraj nie widziałem żebyś cokolwiek jadła, albo piła... - mruknął.
- Jadłam... - powiedziałam od razu bez zastanowienia. Byłam taka zmęczona, że nawet nie zastanawiałam się nad sensem tamtych słów. Praktycznie spałam na tej kanapie.
- Mhm... Okej. - odparł beznamiętnie. Zapewne nie uwierzył. - Ej, mam zadanie dla ciebie. - rzucił nagle.
- Hm? - spojrzałam na niego z zaskoczeniem.
- Zamknij oczy na dziesięć sekund. - powiedział od razu, a mnie zatkało. Nie wiedziałam co kombinuje, ale wiedziałam, że jeśli to zrobię, to natychmiast zasnę, A tego chciałam uniknąć.
- Ale...
- Zamykaj, no czego się boisz? - zapytał.
- Ciebie. - rzuciłam pół żartem, pół serio po czym się zaśmiałam.
- Zamykaj, bo nie ręczę. - powiedział twardo, Widocznie nie miałam nic do gadania, więc posłusznie to zrobiłam i starałam się nie zasnąć. Ale na nie wiele to się zdało, Pięć sekund później już zupełnie spałam...


***

[Castiel]

Wiedziałem że tak będzie. Obserwowałem Anę przez cały dzisiejszy dzień. Dobrze wiedziałem, że się zamęcza, że nie śpi i że zapewne też nie je. Trzeba było coś zrobić, cokolwiek żeby się nie przemęczyła i nie padła w którymś momencie, bo zauważyłem, że zaczyna ostro przeginać. Zupełnie zapomniała o własnej osobie, a tego robić nie powinna. Na szczęście udało mi się załatwić to podstępem i dziewczynie udało się zasnąć... No proszę, kto by się spodziewał, że role w końcu się odwrócą i to ja będę musiał jej pilnować żeby jadła i spała. Musi spełniać podstawowe wymagania organizmu, bo inaczej sobie nie poradzi. Głupia... Po jaką cholerę ona to robi? Westchnąłem po czym podniosłem się z kanapy. Anabelle spała na siedząco, co oczywiście było do przewidzenia. Wziąłem ją na ręce, co wcale nie było łatwe, bo bolał mnie bok i ramię zresztą też i zaniosłem ją do łóżka. Oczywiście sam też się położyłem, bo było już dość późno, zresztą, jutro będę musiał wstać wcześniej. Ale nie mogłem zasnąć. tylko leżałem opierając głowę o rękę i patrząc na dziewczynę, która leżała obok mnie. Nie mogłem oderwać od niej wzroku za nic w świecie. Bawiłem się tylko kosmkiem jej włosów i przyglądałem jej się ile mogłem. Rzadko kiedy miałem okazję tak dobrze się jej przyjrzeć, a szczerze mówiąc nie wiem co mnie naszło żeby to robić. Po prostu... Nie umiałem przestać... Ona zupełnie poprzewracała mi w głowie. Nie wiem co czuję, co robię, co myślę. Tak bardzo... Chciałbym ją mieć, chciałbym żeby była moja. Żeby nikt mi jej do kurwy nędzy nie odebrał. Nie wiem dlaczego poświęca mi tyle uwagi, czemu dalej tu jest? Czemu nie uciekła i nie zostawiła mnie dawno temu, tak jak powinna? Zrobiłem jej pieprzoną krzywdę a ona nic, nic do jasnej cholery ją nie ruszyło. Dalej tu sterczy głupia idiotka... A ja wiem, że stanie się jakaś pierdoła prędzej czy później. I wtedy odejdzie. Przez to wszystko nie mogłem zasnąć... Podniosłem się, otworzyłem okno na oścież i usiadłem z powrotem na brzegu łóżka jednocześnie odpalając papierosa.
Pierwszy raz czułem coś takiego. Nie ważne jak duże świństwa robię, ona i tak dalej tu jest, poświęca mi swój czas zamiast chodzić do szkoły i jeszcze marnuje przy tym własne zdrowie. Nie mam pojęcia co ona próbuje osiągnąć... Naprawdę mocno się zaciągnąłem po czym wypuściłem dym z ust. Jeszcze raz spojrzałem na Anę. Wyglądała tak... Spokojnie. Nie umiem określić co czułem kiedy tak na nią patrzyłem, ale do głowy przychodziło mi milion  myśli na raz. Żadna dziewczyna nigdy nie poświęcała mi aż tyle uwagi. Nie chodzi o samo zwracanie uwagi na moją osobę, bo tego mi nie brakuje. Po prostu... Nikt nie starał się być... Bliżej. Żadna dziewczyna nie starała się aż tak ze mną zaprzyjaźnić czy cokolwiek to było. Nawet Debra... Ale.... Nie będę porównywał Anabelle do... Niej, bo to byłoby przegięcie. Ona przestała dla mnie istnieć.
Nagle w pokoju zrobiło się chłodno i zauważyłem, że Ana zaczęła się niespokojnie wiercić i lekko drżeć, dlatego zgasiłem niedopałek i zamknąłem okno. Położyłem się z powrotem do łóżka nakrywając dziewczynę kocem, siebie zresztą też.
- Dobranoc mała... - mruknąłem tylko i zamknąłem oczy zapadając w głęboki sen.

***

Cudem obudziłem się przed Anabelle, ale na szczęście dzisiaj przyszło jej pospać dłuzej. Zrobiłem śniadanie, bo to wcale nie jest tak, że nie potrafię gotować, bo potrafię. Po prostu mi się nie chce, dlatego zawsze zamawiam. Zrobiłem jajecznicę i tosty oraz kawę i zaniosłem do pokoju w którym dziewczyna wciąż spała. Położyłem tacę z jedzeniem na stoliku po czym szturchnąłem dziewczynę w bok.
- Wstawaj... - mruknąłem ponuro dźgając ją dalej.
- Mhm... - mruknęła tylko na początku i obróciła się na drugi bok, ale nie minęła długa chwila i nagle zerwała się do siadu przecierając oczy. - Co? Która godzina? Zaspałam... - zaczęła mamrotać pod nosem i już próbowała wstać, ale jej nie pozwoliłem.
- Siedź tu. - rzuciłem patrząc na nią ostrym spojrzeniem.
- Ale Cas... Muszę zrobić śniadanie i ogarnąć... - zaczęła, ale nie pozwoliłem jej dokończyć.
- Przymknij się. - warknąłem kładąc jej tacę na kolanach. - I jedz. I nie próbuj mówić że nie jesteś głodna... - rzuciłem i usiadłem obok.
- Ale czekaj... A ty... - znów starała się coś powiedzieć.
- Jadłem już, naprawdę nie denerwuj mnie tylko jedz do jasnej cholery. - powiedziałem w końcu, a ona posłusznie przestała mówić i zaczęła jeść. Nie odrywałem od niej wzroku nawet na chwilę, ale ona ciągle patrzyła to w talerz, to na podłogę. Dopiero po dłuższej chwili się odezwała i spojrzała w moją stronę.
- Przepraszam... Zasnęłam... nawet nie wiem kiedy... - mamrotała pod nosem cały czas, a to robiło się nie do zniesienia.
- Przestań kurwa, naprawdę. Nie dość że się mną przejmujesz to jeszcze mnie przepraszasz za taką pierdołę! - nie wytrzymałem i podniosłem się z miejsca. - Myślisz że jestem głupi i nie widzę, że nie śpisz i nie jesz bo się mną zajmujesz? Naprawdę zacznij kurwa myśleć o sobie, a nie tylko o innych. - nie mogłem tak dłużej stać, więc po prostu wyszedłem z pokoju. Chyba znów mnie trochę poniosło...

***

[Anabelle]

Siedziałam na łóżku z tacą na kolanach i nie mogąc się ruszyć. Zupełnie mnie zatkało i nie wiedziałam co mam zrobić. Castiel musiał się nieźle wkurzyć, to było widać. Dopiero wtedy zaczęło do mnie docierać to co się stało... Znowu przestałam się sobą przejmować i zatraciłam się w głupiej opiece nad drugą osobą... Ah... Ale jestem głupia. Westchnęłam po czym wzięłam się do jedzenia, bo wiedziałam, że Cas pewnie nie chciał mnie widzieć póki nie zjem. Zresztą i tak bym to zrobiła, bo byłam potwornie głodna. Szczerze mówiąc, smakowało mi. Zaczęłam się zastanawiać czemu Castiel nie gotuje, skoro umie. Ale odpowiedź była oczywista. Po prostu był leniwy i wolał zamawiać. Gdy zjadłam w końcu odważyłam się wyjść z pokoju. Weszłam do kuchni, gdzie zastałam chłopaka palącego papierosa przy otwartym oknie. Był odwrócony do mnie plecami, a ja w ogóle bałam się odezwać. Odstawiłam naczynia do zlewu z zamiarem umycia ich później. Obróciłam się w stronę Castiela, ale on wciąż patrzył za okno i nie odezwał się ani słowem. Nie mogłam znieść tej denerwującej ciszy, więc podeszłam do niego i pociągnęłam go za rękaw koszulki, którą miał na sobie.
- Castiel... Nie obrażaj się na mnie. - wypaliłam pierwsze co mi przyszło do głowy. On na początku nie reagował, ale po chwili wypuścił dym z ust i obrócił się w moją stronę. Zmierzył mnie poważnym wzrokiem po czym przewrócił oczami. Spuściłam wzrok, w ogóle nie wiedziałam co powiedzieć. Ale chłopak po chwili mnie pogłaskał jak gdyby nigdy nic.
- Dobra, już, ogarnij się. - rzucił. - I więcej tak nie rób. - dopiero wtedy na niego spojrzałam i przytaknęłam. - A teraz się zbieraj, wychodzimy. - powiedział jeszcze gasząc papierosa.
- Jak to? Gdzie idziemy? - zapytałam zaskoczona.
- Zobaczysz. - powiedział tylko.
- Ale nie możesz... - starałam się mu uświadomić że to nie dobrze żeby gdziekolwiek szedł, ale zmierzył mnie tak groźnym spojrzeniem, że momentalnie się zamknęłam i poszłam do łazienki żeby się umyć i przebrać.

***

Pół godziny później byłam gotowa do wyjścia, Castiel również. Ubrałam się w szary sweter zakładany przez głowę, sięgający mi do ud, czarne spodnie, glany i do tego ciemno-zieloną kurtkę, również sięgającą mi do ud. Włosy splotłam w dwa, luźne warkocze po obu stronach, a na rękach jak zwykle miałam multum bransoletek. Do tego jeszcze czarny naszyjnik z wisiorkiem w kształcie małego księżyca i możemy iść. Gdy tylko wyszłam z łazienki chłopak zlustrował mnie swoim spojrzeniem i uśmiechnął się pod nosem.
- No, ładnie ładnie. - rzucił, a ja również się uśmiechnęłam i razem ruszyliśmy w stronę drzwi. Nie miałam pojęcia dokąd idziemy, ale jak się okazało chłopak zaprowadził mnie do galerii handlowej w naszej okolicy. Powiedział, że idziemy na pizzę, bo przez jeden dzień mam nie gotować, bo mi kategorycznie zabrania, a jemu samemu się nie chce. Teoretycznie mogliśmy zamówić... Ale dotarło do mnie, że pewnie chciał się jakkolwiek wyrwać z domu. W sumie to mu się nie dziwiłam, w końcu od dawna nigdzie nie był. Szliśmy tak powoli kierując się w stronę pizzerii, gdy nagle gdzieś dalej dostrzegliśmy chłopca siedzącego na ławce. Na oko mógł mieć może z cztery, lub pięć lat. Strasznie płakał i wołał swoją mamę. Spojrzałam na Castiela znacząco, ale on chyba sam miał zamiar tam podejść i właśnie tak zrobił. Poszłam za nim i przyglądałam się temu co robi. No cóż, nie spodziewałabym się czegoś takiego po nim, no chyba że chciałby dzieciaka po prostu uciszyć. Natomiast od podszedł do chłopca i spytał jak ma na imię. Mały odpowiedział mu, że ma na imię Charlie i od razu przestał płakać. Ja natomiast przyklęknęłam koło chłopca i powiedziałam żeby poszedł z nami i że znajdziemy jego mamę. Chyba się ucieszył, bo przytaknął i chwycił mnie za rękę po czym grzecznie poszedł z nami. Zaprowadziliśmy go do punktu informacyjnego i poprosiliśmy o wezwanie mamy chłopca przez głośnik i właśnie to się stało. Przypuszczam, że kobieta chyba już długi czas go szukała, bo przybiegła do biura i rozpłakała się na widok synka. Przytuliła go mocno i prosiła, żeby więcej się sam nie oddalał. Potem zaczęła dziękować mi i Castiel'owi za pomoc, a on powiedział tylko: "Na drugi raz pilnuj go, kurwa, lepiej." i skierował się do wyjścia. Wszystkich nas zatkało, mnie, matkę dziecka i wąsatego faceta z biura. Za to chłopiec podniósł oczy na mamę, wytarł nos i powiedział "Frytki". Na to kobieta przytaknęła. Ja jeszcze przeprosiłam ją za zachowanie Casa i powiedziałam im "do widzenia", po czym wybiegłam z biura żeby dogonić chłopaka. On chyba nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać...