- Co chcesz? - warknął po chwili takiego siedzenia. - Mam ci się teraz tłumaczyć, co?
- Przestań pieprzyć. - mruknęłam pod nosem. Zabrałam mu papierosa z ręki i sama się zaciągnęłam.
- A ty od kiedy kurwa palisz, co? - spojrzał na mnie zirytowany. Dopiero teraz do mnie dotarło, że nie powinnam go nakręcać. Westchnęłam i wsadziłam mu fajkę do ust.
- Cas, spokojnie. - powiedziałam. - Przecież wiesz, że nie chcę dla ciebie źle. - patrzyłam prosto w jego szare oczy. Nie odezwał się przez dłuższą chwilę, ale udało mi się dostrzec, że próbował się jakoś uspokoić. Ostatecznie tylko warknął i obrócił wzrok tam gdzie wcześniej. - Więc... Powiesz mi co się stało? - zapytałam spokojnym tonem. Nadal cisza, ale postanowiłam być cierpliwa. Po prostu czekałam, aż mi odpowie. Wypalił papierosa do końca, zgasił niedopałek butem i odpalił kolejnego.
- Dzwonili rodzice. Mówili coś, że po moim powrocie zostaną w domu trochę dłużej żebyśmy mogli "spędzić ze sobą trochę czasu". Pierdolenie. - mruknął. Wiedziałam, że to nie wszystko dlatego czekałam, aż będzie kontynuować. Zaciągnął się kilka razy po czym odetchnął. - Później przylazła Amber, zaczęła coś pieprzyć i mnie nakręcać. Ale mało tego było, ostatecznie jak chciałem wrócić do domku ta polazła za mną a Alexy, którego mijałem po drodze nie mógł się powstrzymać i rzucił jakimś chujowym żarcikiem w moją stronę. - znów kilka pociągnięć. Eh, trochę się tego nazbierało. - To mu powiedziałem, żeby spierdalał. Trochę go zwyzywałem i kazałem mu się zamknąć. No i ten chłopaczek w moro, który był z nim i z Arminem nagle wyskoczył, żebym przestał i że co ja sobie w ogóle myślę. No i nie wytrzymałem i mu przyjebałem. - odetchnął. - Resztę historii znasz. - odczekałam chwilę. Chyba nie zamierzał powiedzieć więcej. Spojrzałam na jego twarz i dostrzegłam, że z głowy nadal cieknie mu krew. Wsunęłam rękę do kieszeni poszukiwaniu jakiejś chusteczki. Na całe szczęście tam była. Wyciągnęłam ją i ostrożnie przyłożyłam ją do rany. Chłopak wzdrygnął się, ale zanim cokolwiek powiedział zdążył ugryźć się w język. Chyba czuł się lepiej z tym, że komuś powiedział o tym co się stało.
- Co Amber od ciebie chciała? - zapytałam po chwili ciszy.
- Mniejsza. - odparł do razu nawet nie myśląc nad odpowiedzią. Zrozumiałam, że nie należy go denerwować bardziej, więc już o nic nie pytałam. Po chwili zostawiłam jego rany w spokoju i spojrzałam w kierunku jeziora. Dopiero teraz zauważyłam, że z tego miejsca doskonale było widać nasze domki. Przynajmniej mogliśmy widzieć co robią inni, ale to interesowało chyba tylko mnie.
- Dzisiaj ma być chyba jakieś ognisko czy coś w tym rodzaju. - rzuciłam nie odwracając wzroku z tamtego miejsca.
- Idziesz? - zapytał spoglądając w moją stronę.
- A mam wybór? - zaśmiałam się pod nosem.
- No pewnie, ja nie idę. Mam to gdzieś. - wzruszył ramionami.
- I tak przyjdziesz, nie będziesz mieć co robić sam. - spojrzałam na niego i wystawiłam mu język. On nagle chwycił go w dwa palce i lekko pociągnął.
- Chyba, że dotrzymasz mi towarzystwa. - chyba wrócił mu humor bo znów uśmiechał się szarmancko. Odtrąciłam jego rękę.
- W twoich snach pajacu. - mruknęłam i pstryknęłam go w czoło. Podniosłam się z miejsca. - Chodź, wracajmy już bo robi się chłodno, a poza tym się ściemnia.
- Mhm. - mruknął i wyciągnął rękę w moją stronę, żebym pomogła mu wstać. Chwyciłam ją i pociągnęłam. Po chwili już szliśmy w stronę obozu. Wszystko już było chyba mniej-więcej w porządku. Oczywiście oprócz jednej rzeczy - co do jasnej cholery robił tu Kentin?
***
I właśnie tak powoli mijał nam wieczór. Nawet nie zwróciłam wcześniej uwagi, że Castiel miał ze sobą swoją gitarę akustyczną. Dlatego gdy część grupy zebrała się i poszła do domków, żeby skorzystać z ciepłej wody, która miała niestety ograniczoną ilość (minusy bycia w lesie) wyciągnął ją i zaczął grać różne piosenki. Lysander w pewnej chwili zaczął śpiewać, a i ja się dołączyłam. Cóż, nikt (oprócz oczywiście Lysa) mojego głosu do tej pory nie słyszał, ale teraz... Jakoś tak wyszło. Widziałam jak wszyscy na mnie patrzyli, ale cóż starałam się to zignorować i po prostu oddawałam się temu co robiłam. Za jakiś czas większość osób się rozeszła i wtedy Borys oznajmił, że my również powinniśmy się zbierać. My, czyli nieliczni, którzy nadal tam siedzieli. Ognisko zostało zgaszone, pożegnaliśmy się grzecznie z opiekunami i zaczęliśmy się rozchodzić. Nagle ktoś jednak złapał mnie za ramię i sprawił, że znacznie zwolniłam.
- Przyjdź tu za godzinę, jak będą już spać. - usłyszałam głos Casa przy swoim uchu. Cóż, nie chciało mi się spać więc nie było powodu, żeby się temu sprzeciwiać. Kiwnęłam głową i weszłam na podest naszego domku. Pierwsze co usłyszałam to śmiech dziewczyn z salonu i poddasza. Innymi słowy nadal nie spały, ale jakoś specjalnie mnie to nie zdziwiło. Od razu ruszyłam pod prysznic, chciałam się odświeżyć po podróży i całej reszcie. Na całe szczęście dziewczyny zostawiły mi ciepłą wodę, więc mogłam szybko się umyć bez większych problemów. Spięłam włosy w luźnego koka, a gdy byłam już umyta i sucha przebrałam się w piżamę - szare krótkie spodenki i jakąś czarną, wynoszoną koszulkę. Na to zarzuciłam luźną, czarną bluzę i ruszyłam na górę, żeby wrzucić brudne ciuchy do walizki. W pokoju Violetta i Kim rozmawiały ze sobą leżąc już w łóżkach. Wzięłam telefon, koc, żeby się okryć w razie gdyby było zimno i zaczęłam kierować się ku schodom.
- Gdzie idziesz? - zapytała Kim zanim zdążyłam zacząć schodzić. Przeklnęłam w myślach i spokojnie na nią spojrzałam uśmiechając się przyjaźnie.
- Przewietrzyć się. - rzuciłam najmilej jak mogłam. Dziewczyny chwilę na mnie patrzyły po czym spojrzały po sobie i uśmiechnęły się jednocześnie. Violetta oczywiście delikatnie, a kim uśmiechnęła się szeroko. One za dużo sobie myślały, ehhh...
- No jasne, to wiesz, baw się dobrze. - zaśmiała się. - Tylko nie wracaj za późno. - starała się naśladować głos nadopiekuńczego rodzica.
- Tak mamoooo. - rzuciłam przez ramię i zbiegłam na dół nie reagując już na nic innego. Wyszłam z domku i zaczęłam kierować się w stronę jeziora. Castiel już tam na mnie czekał, z gitarą w rękach. Znów siedział i grał jakąś melodię. Spojrzałam na księżyc i gwiazdy odbijające się w tafli jeziora. Cudny widok... Podeszłam do chłopaka i usiadłam obok niego na podeście. Znowu popalał, a jakże by inaczej. Skierowałam swój wzrok na niebo i okryłam nogi kocem po czym podkuliłam je pod brodę. Przypomniała mi się noc, gdy wszyscy siedzieliśmy na wzgórzu wpatrując się w gwiazdy i wschód słońca... Ah, znów to przyjemne uczucie. Chcę żeby wróciło, żeby było tu znowu. Chcę...
- Nie wiedziałem, że śpiewasz. - głos Casa wyrwał mnie z rozmyślań. Spojrzałam na czerwonowłosego.
- No cóż... Reszta też nie. - wzruszyłam ramionami. Jakoś się tym nie chwaliłam. Tak samo tym, że gram na fortepianie.
- Lys wiedział. - mruknął zaciągając się. Nie patrzył na mnie, ani razu nie spojrzał w moją stronę.
- Ah, taaa, jak siedziałam u ciebie w domu, a ty spałeś to raz słyszał. - odparłam po prostu. Był zły, czy co? Nie miałam pojęcia o co może chodzić, ale miałam nadzieję, że nie zrobi z tego większego problemu. W ostateczności jednak westchnął i popatrzył na mnie. Wreszcie. Ugh, już niepotrzebnie zaczynałam się martwić. Patrzyliśmy się na siebie tak dobrą chwilę w zupełnej ciszy. Nagle jednak wyciągnęłam ręce w jego stronę. - Pokaż mi. - wskazałam na gitarę. Właściwie to od jakiegoś już czasu chciałam nauczyć się grać, ale jakoś nie szło mi się za to zabrać.
- No jeszcze mi powiedz, że umiesz grać... - mruknął gasząc papierosa i wyrzucając go za siebie.
- Nie umiem, a teraz dawaj. - odparłam, ale na szczęście nie dyskutował i podał mi instrument. - A teraz ucz. - zarządziłam.
- O nie nie, nie ma nic za darmo. - uśmiechnął się cwanie.
- Co chcesz? - wywróciłam oczami.
- Hm... - zaczął się zastanawiać. - Zdejmi...
- Nie. - przerwałam mu od razu. - Jest kurna zimno... Pieprzony zbok. - mruknęłam.
- Przesadzasz, jest chłodno, ale nie zaraz zimno zmarzluchu. - prychnął.
- Możesz sobie wsadzić. - powiedziałam, uśmiechnęłam się i wystawiłam mu język.
- Prędzej już tobie. - mruknął uwodzicielskim głosem i przysunął się w moją stronę. Oczywiście wiedziałam, że pajac żartował.
- Debil, mógłbyś mnie nauczyć a nie... Dużo już rzeczy dla ciebie zrobiłam.
- Przypominam ci że uratowałem ci dupę.
- Ja tobie też. - nastała cisza po której oboje wybuchliśmy śmiechem.
- Dobra, może coś prostego na początek... Jakieś The Neighbourhood, bo z innymi sobie nie poradzisz... Dziecinko. - ostatnie słowo podkreślił tak bardzo, że miałam ochotę go walnąć.
- Ja ci dam dziecinko... - mruknęłam. - Akordy mi tu pokazuj, a nie.
Wtedy się przymknął. Zaczął pokazywać mi wszystkie chwyty po kolei, oczywiście te, które były nam w danym momencie potrzebne. Przestawiał moje palce i układał je na odpowiednich strunach. Przytakiwałam mu starając się zapamiętać. Gorzej jednak poszło z samym biciem, to nie było takie łatwe na jakie wyglądało i chłopak stopniowo zaczął się stawać coraz bardziej sfrustrowany, że nie mogę tego załapać. Ostatecznie usiadł za mną, chwycił obie moje ręce i pokierował nimi. Pokazywał mi dokładnie jak wszystko działa, co mam robić, w jakim tempie i rytmie. Cóż, to było naprawdę miłe, ale bardziej skupiałam się na tym, żeby dobrze grać niż na czymkolwiek innym. Szybko załapałam i już więcej się nie złościł, wręcz przeciwnie był bardzo zadowolony. Później po prostu odłożył gitarę i siedzieliśmy tak jak wtedy po tamtej imprezie, patrząc w niebo. Nic nie mówiliśmy, tylko po prostu tak siedzieliśmy. Wróciłam do domku koło drugiej w nocy, dziewczyny na szczęście już spały więc nie musiałam im się tłumaczyć. To był miły wieczór i właściwie, to mimo, że trochę zajęło mi zaśnięcie to myślałam nad tym, że te wyjazd może taki najgorszy nie będzie.
***
Nic bardziej mylnego. Naprawdę myślałam, że Amber da mi święty spokój, ale było wręcz przeciwnie. Ona tylko się nakręcała, a ja coraz bardziej zaczęłam się zastanawiać czy ona jakkolwiek myśli. Tępa sucz. Ale nieważne przejdźmy do sedna. Tego dnia mieliśmy pływać na kajakach. Dostaliśmy nawet specjalnych instruktorów, którzy miał nami pokierować i pokazać co i jak. Sprzęt został przywieziony ciężarówką, taką niedużą, a sami instruktorzy mieli zostać z nami na dwa dni. Szczerze, naprawdę podobał mi się pomysł z pływaniem na kajakach. Nigdy tego nie próbowałam, ale wydawało się świetną zabawą. Cóż, nie pomyliłam się co do tego aż tak bardzo. Ale było cholernie mokro... Wracając. Mieliśmy dobrać się w pary, gdyż kajaki były dwuosobowe, więc zaczęłam szukać wzrokiem jakiejś wolnej osoby. Ale nie dane mi było wybierać. Jak się okazało Castiel w ekspresowym czasie dogadał się z Lysem i oznajmił, że płynie ze mną i to bez gadania. Czasem traktował mnie jak swoją własność... Jednak starałam się to ignorować. Nie zawracało mi to jakoś bardziej głowy. Cóż, przynajmniej na razie. Instruktorzy byli dość młodzi - kobieta i mężczyzna, na oko mieli po dwadzieścia-parę lat. Bardzo mili no i oczywiście świetnie tłumaczyli. Facet był całkiem przystojny i z tego co zauważyłam chyba jakoś spodobał się Amber. Albo ta chciała w jakiś sposób sprawić żeby Cas był zazdrosny? Czekajcie... Co ja właśnie powiedziałam? O kuźwa, nie no, to nie było przecież realne. Sumując przyczepiła się do niego jak rzep odkąd tylko zaczęliśmy dobierać się w pary. Ten natomiast nie bardzo wiedział co z tym zrobić, ale jego koleżanka mu pomogła. Wygoniła Amberzycę do szeregu i powiedziała, żeby znalazła sobie parę bo jak nie to płynąć będzie razem z nią. Dziewczyna lekko się zmieszała, ale w formie obrony spiorunowała ją tylko spojrzeniem i nic więcej nie powiedziała. Posłusznie sobie poszła, chociaż wyraźnie widać było, że chce protestować.
Sprzęt został rozdany, następnie musieliśmy wsiąść... I tu już pojawił się problem. Niewiele brakowało a spadłabym z pomostu do wody. Pomógł mi ten młody instruktor, który złapał mnie i trzymał, żebym złapała równowagę. Podziękowałam mu i grzecznie zajęłam miejsce przed Castielem. Podano nam wiosła, a gdy reszta grupy była gotowa wszystko na spokojnie nam wytłumaczono mogliśmy ruszać. Płynęliśmy za instruktorem, a na samym końcu pilnowała nas jego partnerka. Mogła dzięki temu pomóc jakby ktoś miał jakiś problem i ogarnąć ludzi, gdyby się ktoś wygłupiał. Castiel oberwał parę razy, bo chlapał mnie, dźgał w plecy wiosłem no i oczywiście wytrącił mi moje z rąk. Ale żeby było zabawniej wcale nie chciał po nie wrócić, tylko popłynął dalej. Wredny pajac. Na szczęście z pomocą przypłynęli Lysander z Violettą. Chłopak wyłowił zgubę i wręczył mi ją z lekkim uśmiechem. Reszta podróży upłynęła raczej bezproblemowo. Cas dostał ode mnie w głowę końcem wiosła i mógł się już wypchać. Podziwiałam naturę i zaciągałam się świeżym powietrzem. Ah... Było tam niemożliwie cudownie. Opłynęliśmy malutką wysepkę na środku jeziora, gdzie podobno jest mnóstwo świetlików, ale tak naprawdę nikt tam już nie mieszka. Zastanawiałam się, czy będziemy mieć możliwość przybycia tam, któregoś wieczoru. Albo... Zawsze możemy spróbować popłynąć tam na kajakach, kiedy wszyscy będą spać. Ha, tak, to świetny plan. Ale nie o tym teraz... Byliśmy bardzo mokrzy, bo od machania wiosłami nie trudno było się zamoczyć. Na szczęście nie było żadnego niechcianego incydentu, nikt nie wpadł do wody, ani nic z tych rzeczy i spokojnie wróciliśmy na brzeg. Większości spodobało się pływanie na kajakach, tylko święta trójca (czyt. Amber i jej świta) jęczały, że wszystko je boli i że są calusieńkie mokre. Postrzelały fochy, ale wszyscy raczej mieli to gdzieś. Każdy wolał teraz w spokoju się wysuszyć, zwłaszcza, że najcieplej nie było. Wróciłyśmy z dziewczynami do domku i przebrałyśmy się w suche rzeczy. Powiedziałam im, że mogę im to rozwiesić bo i tak idę na tyły domku, tam gdzie są sznury na pranie, więc nie ma problemu. Wzięłam kosz na pranie i poprosiłam, żeby wrzuciły tam wszystko. Cóż, były mi wdzięczne, zwłaszcza, że na przykład Roza i Melania chciały wysuszyć włosy. Ruszyłam za domek, tam gdzie kiedyś widziałam sznury rozwieszone między drzewami. I faktycznie nie pomyliłam się, były tam. Postawiłam kosz na trawie i zaczęłam po kolei rozwieszać wszystkie rzeczy. Cóż... Trochę ich było. Oczywiście bielizna się tam nie znalazła i całe szczęście bo Bóg wie co by chłopcy z tym zrobili. Nieważne jak bardzo wspaniali by byli - to nadal chłopcy. Czasem przeginają.
- Powiedziałam ci coś. - usłyszałam głos za sobą i lekko drgnęłam. Obróciłam się powoli i moim oczom ukazał się nie kto inny jak Amber. Stała kilka metrów ode mnie ze swoimi, mokrymi rzeczami w rękach. Najwyraźniej też przyszła rozwiesić co jej. Mimo wszystko chyba nie mogła się powstrzymać, żeby mnie nie wkurwiać przynajmniej przez moment. Ale co zabawne już miała wysuszone i ułożone włosy i oczywiście świeży makijaż. Szybka jest.
- Co takiego? - zakpiłam i odwróciłam się z powrotem wracając do pracy.
- Serio myślisz, że nie potraktuje cię jak każdej? - zaczęła, a ja stanęłam w pół gestu. Przysłuchiwałam się temu co mówi. - Teraz próbuje cię w sobie rozkochać, a później przeleci cię i zostawi. - Pierdolona sucz. Ale nadal się hamowałam. Nie mówiłam nic, tylko wznowiłam pracę. Nie miała pojęcia o sytuacji. Między nami nie było niczego więcej niż najwyżej przyjaźń. A to, że Cas poświęcał mi tyle uwagi to już nie moja wina. No dobra, trochę moja. Ale tylko trochę. - No nie mów, że nie zauważyłaś. Owija sobie ciebie wokół palca. - kontynuowała. - Jesteś tylko jedną z wielu...
- Powiedz mi... - przerwałam jej. - Od kiedy się tak o mnie martwisz, co? - zapytałam. Moje słowa ociekały jadem, tak samo jak te jej. Jak chciałam to potrafiłam być niemiła. Obróciłam się w jej stronę sięgając po ostatnią rzecz. Minę miała świetną, aż żałuję, że nie zrobiłam zdjęcia. Znowu się zmieszała tym co mówiłam. Odwróciłam się plecami do niej wieszając na sznurze ostatnią rzecz. Po chwili ciszy sięgnęłam po kosz i ruszyłam w stronę domku. Mijając ją jednak się zatrzymałam. - Wiesz co? W sumie to mi cię trochę żal. - zaśmiałam się. Ja nie umiem być wredna? Oczywiście, że umiem. Ale nie chciałam przeginać.
- Pożałujesz. - powiedziała przez zaciśnięte zęby. - Pożałujesz, że pojawiłaś się w tym cholernym liceum, rozumiesz? - warknęła. - Mówię po raz ostatni - Zostaw go w spokoju. Jest mój i zniszczę cię, jeśli tylko spróbujesz mi go odebrać. - Łał, powiedzmy, że to zabrzmiało w sumie dość groźnie. Ale nie ruszyło mnie to jakoś specjalnie.
- Wiesz co? - spojrzałam na nią. - Chuj mnie to boli. - odparłam i wtedy usłyszałam głos Borysa, który zwoływał nas na zbiórkę. Niewiele brakowało, a Amber naprawdę by się na mnie rzuciła. Widziałam to w jej oczach. Wróciłam pod domek i odłożyłam kosz na pranie na schodkach. Wszyscy w miarę szybko się zebrali. Zerknęłam kątem oka na Amber. Była roztrzęsiona, ale świetnie to ukrywała. No proszę, niezła z niej aktoreczka.
- Jeśli są chętni, to idziemy do sklepu. Przy okazji załatwimy jakiś obiad i kolację... Wszyscy, którzy chcą iść wystąp. - spojrzałam po znajomych po czym wystąpiłam do przodu. Właściwie to fajnie byłoby się przejść. Po mnie wystąpił Alexy i pociągnął Armina i Kentina za sobą. Biedni, nie mieli wyboru. Następnie wystąpiły wszystkie dziewczyny z mojego domku. Spojrzałam na Castiela i Lysandra, którzy rozmawiali między sobą i ostatecznie oni też stwierdzili, że idą. Cas nie był zadowolony z tego, że Ken też idzie i pewnie dlatego się wahał, ale cóż... Wystąpił jeszcze Nath spoglądając porozumiewawczo na Amber. Ale ona go olała. Mówiła coś do koleżanek, patrząc cały czas w moją stronę. Ale szczerze? Miałam to gdzieś. - Innymi słowy zostaje tylko Amber, Charlotte, Li i Klementyna? Zostajecie więc ze mną. - wszystkie kiwnęły głowami. W głębi serca się cieszyłam. Naprawę, przynajmniej teraz miałam tę pustą blondynę z głowy.
Naprawdę bawi mnie fakt, że Farazowski wyszedł ze sklepu pierwszy z rzeczami na obiado-kolację dla całej grupy, a później czekał na nas przed sklepem. Naprawdę ufał nam na tyle, że myślał, że nie kupimy żadnego alkoholu? Wręcz przeciwnie, wyszliśmy stamtąd z ilością przemysłową wszelakiego piwa, wódki i całej reszty. Do tego doszły jeszcze fajki. Sprzedawca był bardzo miły, przymykał oko na to, że tylko Castiel jest pełnoletni, a cała reszta dopiero będzie w przyszłym roku. Mile mnie to zaskoczyło, ale i tak powiedział, żebyśmy uważali. Oprócz tego oczywiście musieliśmy kupić sobie jakieś jedzenie - bo takie śniadania na przykład musieliśmy robić sobie sami. W końcu od czego mieliśmy te kuchnie? Ale i tak w większości były to chińskie zupki. Nie wymagajcie za dużo od nastolatków. Co do samego sklepu nie był to jakiś supermarket, taki zwyczajny, miejscowy sklep. Przytulny, a mimo wszystko wybór wszystkiego był spory. A i daleko jakoś też nie był. Raptem pół godziny drogi od jeziora, tylko, że zupełnie w przeciwnym kierunku, z którego dotarliśmy na miejsce. I właściwie to świetnie się bawiliśmy, nawet idąc do zwykłego sklepu przez większość czasu śmialiśmy się i żartowaliśmy. Pogadałam też trochę z Kentinem, bo wcześniej jakoś nie mieliśmy chwili. Ale mimo to, żadne z nas nie wspominało o obozie, na którym się poznaliśmy... Cóż, były powody. Jednak o tym nie teraz.
Gdy dotarliśmy z powrotem do naszego obozu spojrzałam na jezioro. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi i było naprawdę ślicznie. Ja zawsze zresztą. Właściwie to mogłabym tu mieszkać. Zostać tu i nigdy nie wracać do domu. Zauważyłam, że na tafli wody coś pływa. Takie długie, pomarańczowe.... Zaraz... Czy to nie jest kajak? I to jeden z tych naszych? Zamrugałam kilka razy. Zastanawiałam się czy to mi się nie zdaje, albo czy czegoś sobie z nim nie pomyliłam, ale nie tylko ja go zauważyłam. Co zabawniejsze nikt w nim nie siedział, a znajdował się kilkadziesiąt metrów od brzegu. Może wywrócił się do wody i odpłynął... Mniejsza z tym, co za różnica? Weszłam do domku odstawiając co trzeba do lodówki i całą resztę chciałam zanieść do pokoju, żeby nie zajmować dziewczynom miejsca, a przy okazji wziąć jakąś bluzę, bo robiło się chłodno. Spojrzałam pod łóżko, gdzie chowałam torbę i... Cóż, zatkało mnie. Nie było jej.
- Ej dziewczyny, nie widziałyście mojej torby z ubraniami? - zawołałam na dół, żeby mnie usłyszały.
- Była u nas w pokoju jak wychodziłyśmy! - odkrzyknęła Kim. - A co?
- No bo kurwa, nie ma jej. - odpowiedziałam. Rozejrzałam się po pokojach, ale oczywiście nic oprócz moich rzeczy nie zniknęło. Wszystko co miała Violetta, Kim było, u Rozy, Melanii i Iris tak samo. Zbiegłam na dół rozglądając się po domu. Dziewczyny pomogły mi szukać, ale nadal nic. Usiadłam na schodkach przed domem powoli składając fakty. Jeszcze raz spojrzałam na jezioro i na kajak, który był jeszcze dalej. I nagle do mnie dotarło co się wydarzyło.
Przysięgam, że zabiję tę lafiryndę jak tylko ją kurwa zobaczę.
Sprzęt został rozdany, następnie musieliśmy wsiąść... I tu już pojawił się problem. Niewiele brakowało a spadłabym z pomostu do wody. Pomógł mi ten młody instruktor, który złapał mnie i trzymał, żebym złapała równowagę. Podziękowałam mu i grzecznie zajęłam miejsce przed Castielem. Podano nam wiosła, a gdy reszta grupy była gotowa wszystko na spokojnie nam wytłumaczono mogliśmy ruszać. Płynęliśmy za instruktorem, a na samym końcu pilnowała nas jego partnerka. Mogła dzięki temu pomóc jakby ktoś miał jakiś problem i ogarnąć ludzi, gdyby się ktoś wygłupiał. Castiel oberwał parę razy, bo chlapał mnie, dźgał w plecy wiosłem no i oczywiście wytrącił mi moje z rąk. Ale żeby było zabawniej wcale nie chciał po nie wrócić, tylko popłynął dalej. Wredny pajac. Na szczęście z pomocą przypłynęli Lysander z Violettą. Chłopak wyłowił zgubę i wręczył mi ją z lekkim uśmiechem. Reszta podróży upłynęła raczej bezproblemowo. Cas dostał ode mnie w głowę końcem wiosła i mógł się już wypchać. Podziwiałam naturę i zaciągałam się świeżym powietrzem. Ah... Było tam niemożliwie cudownie. Opłynęliśmy malutką wysepkę na środku jeziora, gdzie podobno jest mnóstwo świetlików, ale tak naprawdę nikt tam już nie mieszka. Zastanawiałam się, czy będziemy mieć możliwość przybycia tam, któregoś wieczoru. Albo... Zawsze możemy spróbować popłynąć tam na kajakach, kiedy wszyscy będą spać. Ha, tak, to świetny plan. Ale nie o tym teraz... Byliśmy bardzo mokrzy, bo od machania wiosłami nie trudno było się zamoczyć. Na szczęście nie było żadnego niechcianego incydentu, nikt nie wpadł do wody, ani nic z tych rzeczy i spokojnie wróciliśmy na brzeg. Większości spodobało się pływanie na kajakach, tylko święta trójca (czyt. Amber i jej świta) jęczały, że wszystko je boli i że są calusieńkie mokre. Postrzelały fochy, ale wszyscy raczej mieli to gdzieś. Każdy wolał teraz w spokoju się wysuszyć, zwłaszcza, że najcieplej nie było. Wróciłyśmy z dziewczynami do domku i przebrałyśmy się w suche rzeczy. Powiedziałam im, że mogę im to rozwiesić bo i tak idę na tyły domku, tam gdzie są sznury na pranie, więc nie ma problemu. Wzięłam kosz na pranie i poprosiłam, żeby wrzuciły tam wszystko. Cóż, były mi wdzięczne, zwłaszcza, że na przykład Roza i Melania chciały wysuszyć włosy. Ruszyłam za domek, tam gdzie kiedyś widziałam sznury rozwieszone między drzewami. I faktycznie nie pomyliłam się, były tam. Postawiłam kosz na trawie i zaczęłam po kolei rozwieszać wszystkie rzeczy. Cóż... Trochę ich było. Oczywiście bielizna się tam nie znalazła i całe szczęście bo Bóg wie co by chłopcy z tym zrobili. Nieważne jak bardzo wspaniali by byli - to nadal chłopcy. Czasem przeginają.
- Powiedziałam ci coś. - usłyszałam głos za sobą i lekko drgnęłam. Obróciłam się powoli i moim oczom ukazał się nie kto inny jak Amber. Stała kilka metrów ode mnie ze swoimi, mokrymi rzeczami w rękach. Najwyraźniej też przyszła rozwiesić co jej. Mimo wszystko chyba nie mogła się powstrzymać, żeby mnie nie wkurwiać przynajmniej przez moment. Ale co zabawne już miała wysuszone i ułożone włosy i oczywiście świeży makijaż. Szybka jest.
- Co takiego? - zakpiłam i odwróciłam się z powrotem wracając do pracy.
- Serio myślisz, że nie potraktuje cię jak każdej? - zaczęła, a ja stanęłam w pół gestu. Przysłuchiwałam się temu co mówi. - Teraz próbuje cię w sobie rozkochać, a później przeleci cię i zostawi. - Pierdolona sucz. Ale nadal się hamowałam. Nie mówiłam nic, tylko wznowiłam pracę. Nie miała pojęcia o sytuacji. Między nami nie było niczego więcej niż najwyżej przyjaźń. A to, że Cas poświęcał mi tyle uwagi to już nie moja wina. No dobra, trochę moja. Ale tylko trochę. - No nie mów, że nie zauważyłaś. Owija sobie ciebie wokół palca. - kontynuowała. - Jesteś tylko jedną z wielu...
- Powiedz mi... - przerwałam jej. - Od kiedy się tak o mnie martwisz, co? - zapytałam. Moje słowa ociekały jadem, tak samo jak te jej. Jak chciałam to potrafiłam być niemiła. Obróciłam się w jej stronę sięgając po ostatnią rzecz. Minę miała świetną, aż żałuję, że nie zrobiłam zdjęcia. Znowu się zmieszała tym co mówiłam. Odwróciłam się plecami do niej wieszając na sznurze ostatnią rzecz. Po chwili ciszy sięgnęłam po kosz i ruszyłam w stronę domku. Mijając ją jednak się zatrzymałam. - Wiesz co? W sumie to mi cię trochę żal. - zaśmiałam się. Ja nie umiem być wredna? Oczywiście, że umiem. Ale nie chciałam przeginać.
- Pożałujesz. - powiedziała przez zaciśnięte zęby. - Pożałujesz, że pojawiłaś się w tym cholernym liceum, rozumiesz? - warknęła. - Mówię po raz ostatni - Zostaw go w spokoju. Jest mój i zniszczę cię, jeśli tylko spróbujesz mi go odebrać. - Łał, powiedzmy, że to zabrzmiało w sumie dość groźnie. Ale nie ruszyło mnie to jakoś specjalnie.
- Wiesz co? - spojrzałam na nią. - Chuj mnie to boli. - odparłam i wtedy usłyszałam głos Borysa, który zwoływał nas na zbiórkę. Niewiele brakowało, a Amber naprawdę by się na mnie rzuciła. Widziałam to w jej oczach. Wróciłam pod domek i odłożyłam kosz na pranie na schodkach. Wszyscy w miarę szybko się zebrali. Zerknęłam kątem oka na Amber. Była roztrzęsiona, ale świetnie to ukrywała. No proszę, niezła z niej aktoreczka.
- Jeśli są chętni, to idziemy do sklepu. Przy okazji załatwimy jakiś obiad i kolację... Wszyscy, którzy chcą iść wystąp. - spojrzałam po znajomych po czym wystąpiłam do przodu. Właściwie to fajnie byłoby się przejść. Po mnie wystąpił Alexy i pociągnął Armina i Kentina za sobą. Biedni, nie mieli wyboru. Następnie wystąpiły wszystkie dziewczyny z mojego domku. Spojrzałam na Castiela i Lysandra, którzy rozmawiali między sobą i ostatecznie oni też stwierdzili, że idą. Cas nie był zadowolony z tego, że Ken też idzie i pewnie dlatego się wahał, ale cóż... Wystąpił jeszcze Nath spoglądając porozumiewawczo na Amber. Ale ona go olała. Mówiła coś do koleżanek, patrząc cały czas w moją stronę. Ale szczerze? Miałam to gdzieś. - Innymi słowy zostaje tylko Amber, Charlotte, Li i Klementyna? Zostajecie więc ze mną. - wszystkie kiwnęły głowami. W głębi serca się cieszyłam. Naprawę, przynajmniej teraz miałam tę pustą blondynę z głowy.
***
Gdy dotarliśmy z powrotem do naszego obozu spojrzałam na jezioro. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi i było naprawdę ślicznie. Ja zawsze zresztą. Właściwie to mogłabym tu mieszkać. Zostać tu i nigdy nie wracać do domu. Zauważyłam, że na tafli wody coś pływa. Takie długie, pomarańczowe.... Zaraz... Czy to nie jest kajak? I to jeden z tych naszych? Zamrugałam kilka razy. Zastanawiałam się czy to mi się nie zdaje, albo czy czegoś sobie z nim nie pomyliłam, ale nie tylko ja go zauważyłam. Co zabawniejsze nikt w nim nie siedział, a znajdował się kilkadziesiąt metrów od brzegu. Może wywrócił się do wody i odpłynął... Mniejsza z tym, co za różnica? Weszłam do domku odstawiając co trzeba do lodówki i całą resztę chciałam zanieść do pokoju, żeby nie zajmować dziewczynom miejsca, a przy okazji wziąć jakąś bluzę, bo robiło się chłodno. Spojrzałam pod łóżko, gdzie chowałam torbę i... Cóż, zatkało mnie. Nie było jej.
- Ej dziewczyny, nie widziałyście mojej torby z ubraniami? - zawołałam na dół, żeby mnie usłyszały.
- Była u nas w pokoju jak wychodziłyśmy! - odkrzyknęła Kim. - A co?
- No bo kurwa, nie ma jej. - odpowiedziałam. Rozejrzałam się po pokojach, ale oczywiście nic oprócz moich rzeczy nie zniknęło. Wszystko co miała Violetta, Kim było, u Rozy, Melanii i Iris tak samo. Zbiegłam na dół rozglądając się po domu. Dziewczyny pomogły mi szukać, ale nadal nic. Usiadłam na schodkach przed domem powoli składając fakty. Jeszcze raz spojrzałam na jezioro i na kajak, który był jeszcze dalej. I nagle do mnie dotarło co się wydarzyło.
Przysięgam, że zabiję tę lafiryndę jak tylko ją kurwa zobaczę.
Udało mi się przeczytać wszystkie rozdziały i muszę przyznać, że już dawno nie byłam tak mile zaskoczona, szczególnie, że zajrzałam tu myśląc, że będzie to kolejny "amatorski" blog. I nie zamierzam tu nikogo obrażać, ponieważ chodzi tu bardziej o fakt, że od razu widać czy osoba prowadząca bloga pisała coś wcześniej czy jest to jej pierwsza styczność.
OdpowiedzUsuńPomimo, że początek czytałam trzy razy, to gdy za czwartym razem udało mi się przez niego przebrnąć okazało się, że warto było :D
Rozdziały są ciekawie opisane, postacie nie naiwne, a ich relacje nie są na zasadzie znamy się pięć minut i miłość do końca życia (czyli jak ja to mówię, nie są naiwne) co jest bardzo dużym plusem, ponieważ brakowało mi takiego opowiadania.
Żałuję tylko, że poza naprawdę dobrze rozpisanym Kastielem (można mu w niektórych momentach zarzucić, że jest takim pizdusiem-plastusiem, ale mi to jakoś strasznie nie przeszkadza) i główną bohaterką (czyżby szykował nam się temat depresji i schizofrenii? ;)) to ciężko powiedzieć coś więcej o innych postaciach, które są zwykłym tłem dla historii. Są bo są, ale jakby ich nie było to też nic by się nie stało. Na przykład taki Lysander, wiemy o nim tylko tyle, że jest najlepszym przyjacielem Kasa i tylko w taki sposób jest przedstawiany, o nim samym nie wiemy nic więcej. W ostatnich dwóch rozdziałach Amber próbuje się wybić poza tło i trzymam kciuki, że jej się to uda ;)
Poza tym mogę jeszcze powiedzieć, że w ciągu czytania znalazłam tylko parę błędów (zahaczyć przez "ch" zapadło mi w pamięć ;P) i zauważyłam, że gdy piszesz strasznie długie opisy pod sobą to ciężko się je czyta, ponieważ zlewają się w jednolitą ścianę tekstu. Może warto na początku nowego akapitu używać wcięcia, żeby tekst był bardziej przejrzysty? Taka moja sugestia ;)
No i oczywiście czekam z niecierpliwością na następny rozdział, co to nasza Annie pocznie z walizką pływającą pośrodku jeziora XD (tak mnie śmieszy ta sytuacja, mimo wszystko)
Przepraszam cię za tak długi monolog ;)
PS Zapomniałam jeszcze wspomnieć, że jako jedna z niewielu osób potrafisz używać wulgaryzmów, tak aby pasowały do danej sytuacji i nie drażniły podczas czytania, chociaż czytając ten rozdział zastanawiałam się czy troszeczkę z nimi nie przesadziłaś ;)
UsuńUWAGA BO TU BĘDĄ SPOILERY
UsuńDziękuję za wszystkie rady i bardzo miłe słowa. Postaram się pozmieniać parę rzeczy, a błędy są bo często pisywałam na telefonie, więc tam się nie podkreśla x'D. Cóż, nie jest to moja pierwsza styczność z pisaniem, bo mam jeszcze dwa blogi oprócz tego, pisałam książkę ze znajomymi i luźne opowiadania dla samej siebie *chwali się bardzo*.
Zauważyłam ostatnimi czasy, że pozostałe postaci nie są zbyt rozwinięte, dlatego UWAGA SPILER Cas poleci w odstawkę, na jakiś czas. Nie tylko teraz, ale i później też mam plany co do tego. Rozwinę właśnie Amber, Lysandra, Violettę, Alexego, Kentina, Natha... I wprowadzę kilka własnych OC'ków. KONIEC SPOILERU
Co do samej Any, cóż, nie jest to schizofrenia, ale pewien rodzaj depresji, o którym będzie mowa później. Na razie tyle zdradzę :D. Ale dziewczyna jak widać zmaga się z atakami lękowymi, które będą się bardzo rozwijać. Więcej nie powiem c:
Jeszcze raz dziękuję za rady, postaram się popracować nad tymi opisami, bo wiem, że są długie zwłaszcza jeśli chodzi o opisy emocji i myśli bohaterki. Moja nauczycielka od polskiego powiedziała mi, że jestem mistrzem pisania arlekinów. Jeszcze raz dziękuję i do zobaczenia niebawem c: <3
Ha! Zgadłam :D I cieszę się, że rozwiniesz resztę postaci, bo brakuje tego ;) Troszkę szkoda, że Kas w odstawkę, ale najważniejsze, że cały blog na tym zyska ;D
UsuńI nie twierdzę, że takie opisy są złe. Po prostu warto używać wcięć, żeby były bardziej przejrzyste ;)
Już nie mogę się doczekać następnego XD
"Ognisko zostało zgaszone,(…)" ognia się nie zabija... Mniejsza. Tak odnosząc się do dyskusji powyżej, chciałabym dodać od siebie, iż długie opisy zdecydowanie idą na plus, ponieważ możemy bardziej wczuć się w postać (jeśli chodzi o myśli Any), a także wyobrazić sobie daną sytuację tak, jak Ty chciałabyś, abyśmy sobie ją wyobrażali.
OdpowiedzUsuńJednocześnie zgadzam się z wcięciami w tekście, ponieważ, jak było to wspominane, jest to bardziej przejrzyste i da się lepiej połapać w opisie.
Rozdział naprawdę fajny, cieszę się, że zostało wspomniane, co się działo w czasie, który nie został bardziej szczegółowo przedstawiony, a nie "minął już dzień naszego pobytu tutaj". Czekam na następny rozdział i wpierdol dla Amber xD. Dużo weny i pozdrawiam! :)
Dziękuję bardzo za uwagi i miłe słowa. Wcięcia ogarnę i będzie dobrze. Co do takich opisów, to stosuję się do zasady "opowiadanie to nie streszczenie" i wolę wszystko opisać i robić później jakieś dłuższe, kilkudniowe time up'y c:
UsuńDziękuję ślicznie jeszcze raz i do zobaczenia <3