niedziela, 1 maja 2016

Rozdział IV

Siedziałam sobie spokojnie w moim pokoju słuchając muzyki z wieży i czytając książkę. Było dość ciepłe popołudnie, lecz nagle, zupełnie niespodziewanie lunął deszcz. Z początku tylko kropło ale z czasem coraz większe krople zaczęły walić w okno i zrobiło się całkiem ciemno przez czarne chmury. W dodatku doszły jeszcze grzmoty i błyskawice... A zapowiadało się takie miłe, spokojne popołudnie. Myślałam, że uda mi się wyjść na spacer, bo rodzice wyjechali na kilka tygodni dlatego chciałam z tego skorzystać. No ale najwyraźniej z moich planów nici i nic z tego nie będzie. Westchnęłam, podniosłam się z łóżka i podreptałam na dół do kuchni z zamiarem napicia się czegoś. Już sięgałam po szklankę kiedy nagle usłyszałam walenie w drzwi. Z początku myślałam że to tylko grzmoty, jednak dzwonek też zdawał o sobie znać. Osoba znajdująca się za drzwiami musiała się bardzo niecierpliwić, bo dźwięki zaczęły się nasilać. Niestety nie miałam pojęcia kto to może być, ale jak najszybciej podeszłam do drzwi i je otworzyłam. Ku mojemu zaskoczeniu ujrzałam całkiem przemoczonego Castiela, który jak zwykle patrzył na mnie nieprzyjemnym wzrokiem. Teraz jednak wyglądał na wyjątkowo wkurzonego, to chyba przez tą pogodę. Ale szczerze to mu się nie dziwiłam.
- No wpuścisz mnie do cholery czy mam wejść siłą? - warknął nieprzyjemnym tonem głosu. Dopiero w tym momencie zdałam sobie sprawę, że stoję i patrzę na niego jak głupia. Od razu mruknęłam ciche "wejdź..." i wpuściłam go do środka. Chłopak bez wachania wszedł do środka zarzucając z siebie kurtkę i wykręcając ją z wody.
- Ale czekaj, nie tu! - zawołałam widząc co robi. - Idź do łazienki... - mruknęłam i ruchem głowy wskazałam mu na drzwi kawałek dalej. Posłusznie tam poszedł, a ja kazałam mu grzecznie poczekać mówiąc, że zaraz tam wrócę i podałam mu jakiś rzecznik żeby się wysuszył. Z prędkością światła pobiegłam na górę po jakieś rzeczy dla niego do przebrania. Znalazłam mu czarną koszulkę z logiem jakiegoś zespołu i szare dresowe spodnie. Byłoby blisko i zapomniałabym do kogo należą... No cóż, pozostały miłe wspomnienia. Zaraz później zeszłam na dół i zapukałam do łazienki.
- Castiel, mogę wejść? - zapytałam, ale nie usłyszałam odpowiedzi. Zmartwiłam sie tym, więc otworzyłam drzwi i ujrzałam przed sobą Casa w samych bokserach. Od razu stanęłam jak wryta i całkiem oblałam się rumieńcem. Z początku nic nie zrobiłam, ale w końcu odwróciłam głowę w bok i wbiłam wzrok w ziemię starając się opanować szybkie bicie serca. Wyciągnęłam rękę z ubraniami w jego stronę podając mu je. Chłopak wziął je ode mnie i kątem oka zauważyłam ten jego zawadiacki uśmieszek. Przysunął się do mnie i pochylił głowę nad moim uchem.
- Przyznaj że zrobiłaś to specjalnie żeby popatrzeć na mnie w samych bokserkach... - zaśmiał się cicho. Ją natomiast nie mogłam nic z siebie wydusić. Byłam cała czerwona a poza tym Cas specjalnie się tak zachowywał.
- Pf... Jakby było na co patrzeć... - rzuciłam i powoli się wycofałam. Powiedziałam mu jeszcze żeby się pośpieszył i zamknęłam za sobą drzwi. Skierowałam się do kuchni gdzie nastawiłam wodę na herbatę i usiadłam na krześle podkulając nogi pod brodę. Natłok myśli dopadł moją głowę. O boże jakie ten chłopak ma ciało... Brzuch i ramiona umięśnione jak u jakiegoś greckiego boga. Aż miałam ochotę przelecieć go na miejscu... Co?! Zaraz... O czym ja gadam... W ogóle po jaką cholerę ja go tu wpuściłam skoro jeszcze dwa tygodnie temu próbował się do mnie dobrać i miał mnie za jakąś łatwą pannę. Tłumok... Po chwili usłyszałam jak chłopak wyszedł z łazienki. Wtedy wstałam z krzesła i zaparzyłam dwie herbaty, sama też miałam ochotę się rozgrzać. Poszłam do salonu gdzie zastałam Casa, który rozsiadł się w najlepsze na kanapie. Postawiłam obydwa kubki na stoliku do kawy, podałam mu jeszcze koc i usiadłam na drugim końcu sofy. Specjalnie utrzymywałam taką odległość, zwłaszcza po tym co zdarzyło się ostatnio. Nigdy nie wiadomo co przyszłoby mu do głowy. Jeszcze wykorzystałby chwilę mojej nieuwagi i znów zaczął się do mnie dobierać. Na moje nieszczęście jednak wydarzyło się to, czego nie chciałam. A mianowicie zaczęła dokuczać mi ta niezręczna cisza. Komplenie nie wiedziałam co mogę mu powiedzieć, ale trzeba jakoś pociągnąć rozmowę. W końcu jeśli ja tego nie zrobię to on tym bardziej.
- Po co tu przyszedłeś? - zapytałam spokojnie, ale nawet nie spojrzałam w jego stronę.
- A co miałem się wlec do domu w taką ulewę? Po prostu twój dom napatoczył się po drodze i nic poza tym... - rzucił. Słyszałam niezadowolenie w jego głosie.
- To czemu nie poszedłeś do Lysa?
- Przecież ci mówiłem do cholery że nie będę nigdzie łaził w taką pogodę. Ty byłaś najbliżej, nic na to nie poradzę. A wolałem to niż moknięcie na deszczu...
No cóż, trudno. O spokojnym popołudniu mogę sobie pomarzyć. Znów zapanowała cisza, ale trzeba było jakoś ciągnąć to dalej.
- Pij herbatę.
- A ty co? Moja matka?
- Pij bo się przeziębisz...
- Nie będziesz mi mówić co mam robić. - prychnął i nic nie zrobił.
- A założymy się? Mam podejść i cię nią oblać żebyś posłuchał?
- A spróbuj tylko...
- A co? Może znowu chcesz skończyć z moim butem między nogami, hm? - odparłam. Skoro już i tak zaczęłam się z nim droczyć, to czemu nie. Mogę robić to dalej.
- Nie odważysz się... - mruknął.
- Zobaczymy...
Chłopak dalej nie posłuchał. No cóż, nie byłam z tego zadowolona, ale nie za wiele mogłam zrobić. Po chwili sięgnęłam po kubek i wypiłam trochę swojej herbaty. Tak mnie rozgrzała, że aż zrobiłam się senna.
- Idę się zdrzemnąć, nie rozwal mi domu. - rzuciłam na odchodne i poszłam na górę. Nie wiedziałam czy pozostawienie go tam to dobry pomysł, ale nie widziałam lepszego rozwiązania. Od razu rzuciłam się na łóżko starając się zasnąć. Nawet nie wiem kiedy tak bardzo zachciało mi się spać. Zamknęłam spokojnie oczy i zaczęłam drzemać. W pewnej chwili jednak poczułam, że ktoś kładzie się obok i mnie obejmuje w pasie. Z początku chyba to do mnie nie dotarło, ale w końcu uchyliłam lekko powieki i spojrzałam przez ramię.
- Zamknij oczy, śpij i nie obracaj się tu. - usłyszałam głos Casa. Naprawdę spokojny głos, niepodobny do niego choć tak samo stanowczy. Posłusznie opuściłam głowę z powrotem i zamknęłam oczy. To było... Naprawdę przyjemne. Czułam ciepło bijące od Castiela co było naprawę miłe. Ale wciąż miałam wrażenie, że chłopak traktuje mnie jak swoją zabawkę, albo psa, który będzie go słuchać. W tym momencie jednak coś nie dawało mi dpokoju. Mianowicie fakt, że zauważyłam wcześniej coś kątem oka. Cas miał lekko zarumienione policzki. W dodatku czułam jak jeszcze bardziej się do mnie przysunął. Coś musiało być nie tak. On nie zachowywał się jak Castiel. Odczekałam chwilę i czekałam aż jego oddech, który czułam na karku się wyrówna. Wtedy obróciłam się w jego stronę, ale nie miałam szans żeby się wydostać z jego objęć bo mocno mnie trzymał. Nie myliłam się, jego policzki były lekko zaróżowione, ale przecież on nie był typem osoby, która się rumieniła, a przynajmniej nie z byle powodu. Dotknęłam ostrożnie jego czoła.
- Cholera... - mruknęłam cicho. Był cały rozpalony i miał gorączkę. Miałam rację, że się przeziębi, ale nie, nie chciał mnie słuchać. Jakimś cudem udało mi się wydostać z jego objęć, zeskoczyłam z łóżka i przykryłam chłopaka kocem. Skoro już tu był i się rozchorował, to nie będę go wyganiać. Poszłam do łazienki gdzie namoczyłam mały ręcznik chłodną wodą po czym wróciłam co pokoju. Uklęknęłam na łóżku kładąc go Casowi na czoło. Wyglądał bardzo spokojnie kiedy tak sobie spał, zupełnie inaczej niż normalnie. A mówią, że tak jak ludzie wyglądają w czasie snu tacy są naprawdę, gdzieś w głębi. Ale szczerze, to chyba bym w to nie uwierzyła, a przyznamniej nie w tym przypadku. Bo niby ktoś tak narwany mógłby być taki spokojny? To wydawało się wręcz nie możliwe. Po chwili wstałam i skierowałam się na dół z zamiarem zrobienia czegoś ciepłego do jedzenia. Oczywiście burza na zewnątrz szalała w najlepsze, więc wiedziała że nie może wygonić chłopaka na zewnątrz w takim stanie i do tego w taką pogodę. Lepiej spokojnie przeczekać i najwyżej wróci do domu jak się lepiej poczuje i pogoda się polepszy. W tym stanie i tak zapewne nie będzie chciał się do niej dobierać, a przynajmniej choroba mu na to nie pozwoli.

***

Jakiś czas później wróciłam na górę z kubkiem nowej, gorącej herbaty i gorącymi tostami. To chyba będzie dobre na rozgrzanie, prawda? Usiadłam na brzegu łóżka kładąc tacę z posiłkiem na szafkę po czym spojrzałam na chłopaka. Miał zamknięte oczy, więc zapewne dalej spał. Jednak nie zamierzałam czekać żeby robić jedzenie od nowa, więc lekko szturchnęłam go w bok.
- Obudź się, musisz coś zjeść. - mruknęłam i dźgałam go tak do momentu aż się nie obudził.
- Co jest.... - jęknął starając się podnieść. - O cholera, ale mnie łeb napierdala...
- Wyrażaj się. - powiedziałam przewracając oczami po czym podałam mu kubek z herbatą. - Pij i bez dyskusji. - powiedziałam spokojnie. Chłopak o dziwo przyjął gorący napój i zaczął go posłusznie pić. Zaraz potem postawiłam mu tacę z tostami na kolanach i podałam tabletki na grypę. Wszystko grzecznie wziął, połknął leki i zaczął jeść tosty.
- Czemu mi pomagasz...? - zapytał w końcu przerywając tę ciszę.
- Przecież cię nie wyrzucę...
- A powinnaś. Każdy na twoim miejscu by tak zrobił. - wypalił. A mnie aż zatkało. No proszę, czyżby miał jakieś wyrzuty sumienia za to co ostatnio nawyprawiał? Nie... To z pewnością wina gorączki.
- Widzisz... Ja nie jestem taka jak każdy... - powiedziałam wzruszając ramionami i zaśmiałam się pod nosem. Castiel już chciał coś powiedzieć, ale nagle rozległ się dzwonek do drzwi, już po raz kolejny tego dnia. Powiedziałam chłopakowi, że zaraz wrócę po czym zbiegłam na dół. Zastanawiałam się kto tym razem się zjawił. Otworzyłam drzwi i ku mojemu zaskoczeniu ujrzałam... Iris. Na całe szczęście miała parasol i kalosze, więc nie przemokła do suchej nitki. Patrzyła na mnie pogodnie się uśmiechając.
- Hej Ana, mogę wejść? - zapytała wesoło. Ja natomiast otworzyłam szerzej drzwi i wpuściłam ją do środka. No proszę, ciekawe kogo jeszcze przyniesie ta ulewa?

***

Siedziałyśmy z Iris u mnie w pokoju już jakiś czas i popijałyśmy herbatę. Castiel znów zasnął. Spał już jak przyszłyśmy na górę, więc nie chciałam go budzić. Te leki, które mu dałam właśnie tak powinny zadziałać i po prostu go uśpić, więc dobrze że tak właśnie się stało. Przynajmniej zjadł tosty i wypił herbatę, które mu zrobiłam. Dzięki temu powinien w miarę szybko dojść do siebie, a przynajmniej taką mam nadzieję.
- Skąd on się w ogóle tu wziął? - zapytała Iris. Rozmawiałyśmy dość cicho, żeby nie obudzić chłopaka, ale to zadanie raczej nie było trudne, bo spał jak zabity.
- Twierdził że tędy przechodził i się rozpadało... - mruknęłam wzruszając ramionami. - Więc stwierdziłam że go przechowam, bo był cały przemoknięty. Zresztą, nie mogłabym go tak wyrzucić.
- Racja, zrobiłabym tak samo.
- Myślisz że jak zostanie tu do jutra to coś się stanie?
- Niesądzę. Twoich rodziców i tak nie ma, tak jak i jego, więc problemu nie będzie.
- A gdzie są jego rodzice?
- W pracy. Mama jest stewardessą, a ojciec pilotem. Dlatego rzadko się z nimi widuje, ale raczej mu to nie przeszkadza. Raczej mają średnie kontakty...
- Ah... Rozumiem... - powiedziałam po czym zaczęłam się nad czymś zastanawiać. - Właściwie dobrze go znasz, co nie? Jesteście przyjaciółmi czy coś?
- Powiem ci tyle, wiem tyle co większość osób. - zaśmiała się pod nosem. - Ale... Nie, właściwie to jesteśmy po prostu dobrymi znajomymi i to wszystko. On ogólnie nie ma dobrych relacji ze zbyt wieloma osobami...
- Ta... Widać. - powiedziałam po czym w jednej chwili obydwie wybuchnęłyśmy głośnym śmiechem. Na nasze nieszczęście Cas chyba to usłyszał przez sen, dlatego wymamrotał coś pod nosem, trochę się powiercił, ale spał sobie dalej. To właściwie dobrze, bo jeszcze zbudziłby się w złym humorze. - Mam nadzieję tylko, że jak się lepiej poczuje to nie zacznie się do mnie dobierać ani nic z tych rzeczy.
- Spokojnie. On nie zrobiłby nic wbrew twojej woli. Znam go trochę i wiem, że umie się pochamować. - zaśmiała się Iris. Ku mojemu zaskoczeniu to samo ostatnio powiedział mi Lysander. Problem w tym, że robili mi tym tylko dodatkowy mentlik w głowie i przez to wszystko nie wiedziałam co mam o tym chłopaku myśleć. Gdzieś w głębi chyba jednak wiedziałam, że nie może być taki zły na jakiego wygląda. Może trzeba po prostu przebić tą twardą skorupę? Kto wie... Wszystko się jeszcze okaże.

***

Przegadałyśmy tak do wieczora, a czas szybko nam zleciał. W końcu Iris stwierdziła, że powinna już wracać bo dawno już zrobiło się całkiem ciemno, a ja miałam ochotę się położyć.
- Tylko uważaj na siebie. - powiedziałam kiedy już wychodziła. Przypomniałam sobie wtedy tego człowieka z nożem i aż mi się w głowie zakręciło. Mam nadzieję, że go złapali i zamknęli. Oby tak było. Na całe szczęście dziewczyna mieszkała niedaleko, więc nie powinno być problemu. Pożegnałam się z nią przyjaznym uściskiem po czym zamknęłam za nią drzwi na klucz i wróciłam na górę. Wzięłam swoją kremową koszulę nocną po czym spojrzałam na Casa. No cóż, spał, ale przebieranie się w jego obecności raczej nie było zbyt dobrym pomysłem, zwłaszcza, że w każdej chwili może się zbudzić. Poszłam więc do łazienki gdzie przy okazji wzięłam szybki prysznic, wrzuciłam brudne ciuchy do kosza na pranie i załatwiłam wszelkie inne łazienkowe sprawy. Chwilę później wróciłam do pokoju już całkiem czysta i przebrana. Jak się okazało Castiel nie spał. Czyli miałam dobre przeczucie. Leżał na boku obrócony w moją stronę i patrzył na mnie zaszklonym wzrokiem. No ładnie, czyżby gorączka znowu mu skoczyła?
- Śpij. - powiedziałam spokojnie i podeszłam do łóżka. Przyłożyłam mu dłoń do czoła sprawdzając czy jest gorące. I pięknie, był cały rozpalony, a to nie wróży za dobrze. Zresztą, znów miał zaróżowione policzki. Po chwili wstałam i poszłam do łazienki. Nalałam chłodnej wody do niedużej miedniczki po czym wróciłam do Castiela siadając na brzegu łóżka. Wzięłam ręcznik, który teraz leżał gdzieś na boku po czym namoczyłam go w tej wodzie, wykręciłam, złożyłam i położyłam mu go na czole. Odłożyłam miedniczkę gdzieś na bok. - Dobranoc... - powiedziałam jeszcze. Zmierzałam wstać i pójść do pokoju rodziców, żeby tam spokojnie się przespać, ale gdy tylko Cas to zauważył od razu chwycił mój nadgarstek.
- Gdzie idziesz... - wymamrotał.
- Do łóżka, chcę iść spać. - oznajmiłam i spojrzałam na niego spokojnym wzrokiem.
- Nigdzie nie pójdziesz. Zostajesz tu. - Najwyraźniej nie miał zamiaru mnie puścić.
- Śpij... - powtórzyłam bardziej stanowczo, ale nie zareagował. Westchnęłam. Nie miałam wyjścia musiałam tu zostać przynajmniej chwilę i poczekać aż zaśnie. Domyślałam się że to pewnie nie potrwa długo i wtedy pójdę do sypialni rodziców. Po prostu muszę tu z nim chwilę zostać... - No dobra, dobra. - rzuciłam i położyłam się obok. Na szczęście wcześniej już zażyłam leki na odporność, więc nie musiałam się martwić że się zarażę czy coś. Pogłaskałam go lekko po głowie i patrzyłam na niego aż w końcu zamknął oczy. Wiedziałam, że zaraz będzie smacznie spać. Niestety... Sama też zrobiłam się całkiem senna, a to łóżko było takie ciepłe i miłe, więc zanim się obejrzałam oczy mi się zamknęły i zasnęłam.