[Castiel]
Obudziłem się w środku nocy z cholernym bólem głowy, boku i ramienia. Jęknąłem ledwo słyszalnie przez zaciśnięte zęby. Musiałem wstać i wziąć leki przeciwbólowe, bo myślałem, że nie wytrzymam. Otworzyłem oczy i dopiero teraz zauważyłem, że Ana trzyma rękę na mojej klatce piersiowej i śpi obok mnie. No tak... Przecież to właśnie ona się mną zajęła. Eh... Ona jest niesamowita. Ostrożnie chwyciłem jej dłoń żeby ją od siebie odsunąć i spróbowałem się podnieść. Ale nie miałem za bardzo siły, poza tym czułem tylko ten cholerny ból, który narastał z każdą chwilą.
- Ja pierdole... - warknąłem na głos ze wściekłością i to właśnie obudziło Anę. Zobaczyła, że opieram się na przedramionach i próbuję wstać i momentalnie poderwała się do siadu.
- No i co ty robisz, cholera? - zaczęła się na mnie drzeć. - Gdzie leziesz w tym stanie matole?
- Nie drzyj tej mordy, łeb mnie napierdala... - powiedziałem. Dziewczyna powoli się uspokoiła, następnie sięgnęła po szklankę z wodą i tabletkę po czym podała mi je. Połknąłem kapsułkę i oddałem jej naczynie.
- A spróbuj mi jeszcze raz próbować wstać, to cię uduszę własnymi rękami. - powiedziała twardym głosem.
- Oczywiście "mamo". - rzuciłem z ironią i opadłem z powrotem na poduszkę.
- Eh... Przecież mówiłam żebyś mnie obudził jakby coś się działo... - westchnęła. Ja natomiast przewróciłem oczami.
- Musisz się wyspać, zresztą i tak wystarczająco problemów ze mną masz. - odparłem niewiele myśląc. Anabelle właśnie wtedy gasiła lampkę, po czym położyła się z powrotem i obróciła w moją stronę.
- To co? Mam w ogóle nie spać, żeby cię pilnować? - zapytała. Ja natomiast momentalnie prychnąłem, ale nie odezwałem się już. Przecież... Kurwa... Czy ona musiała się mną zajmować? Przecież nie jestem małym dzieckiem, umiem dać sobie radę. Całe życie umiałem.
- Nie uwolnisz się ode mnie póki się dobrze nie poczujesz. I tak stąd nie pójdę nawet jak będziesz próbować mnie wyrzucić. - usłyszałem.
- A po jaką cholerę?
- Bo potrzebujesz opieki pacanie. - ciągle miała niezadowolony głos.
- Nie potrzebuję, nigdy nie potrzebowałem i nie będę potrzebować. Przez całe życie sam sobie radziłem i teraz też tak będzie. Bo ciągle jestem kurwa sam. - warknąłem i obróciłem głowę w drugą stronę, żeby na mnie nie patrzyła. Dopiero w tej chwili zdałem sobie sprawę z sensu własnych słów. Nie wiem czemu to powiedziałem, po prostu to samo ze mnie wyleciało, ale nie odezwałem się więcej. Nastała chwila ciszy, ale nie patrzyłem co robi Ana. Na razie trułem sobie w głowie jaką głupotę właśnie popełniłem. Nie potrzebnie się w ogóle odzywałem. Nagle jednak poczułem dłoń dziewczyny na swoim ramieniu.
- Ale wiesz... Ja nie zostawiam ludzi, kiedy potrzebują pomocy. Dlatego... - i wtedy jej przerwałem.
- Zapomnij o tym co powiedziałem. Tego po prostu nie było. Po prostu daj sobie spokój. - rzuciłem ponuro, ale ona mnie nie posłuchała i po prostu dokończyła co chciała powiedzieć.
- Dlatego już nie musisz się martwić tym, że będziesz sam. Pamiętaj że zawsze możesz na mnie liczyć. - powiedziała cicho i wtedy obróciłem lekko głowę w jej stronę. Dziewczyna siedziała na łóżku i uśmiechała się do mnie, jak gdyby nigdy nic. Chyba... Jeszcze nikt mi tak nie powiedział. Nikt nigdy nie zachowywał się tak względem mnie.
- Ana... - zacząłem.
- Słuchaj, wiem jak to jest. Wiem czym jest samotność, wiem jak to jest... I nie chcę żeby ktokolwiek.musiał się czuć w ten sposób. - powiedziała, a następnie pochyliła się i mnie przytuliła. Czułem bijące od niej ciepło i od razu zrobiło mi się jakoś... Lepiej. Chyba jeszcze nigdy nie czułem czegoś takiego. Cholera... Co mi jest? Co się ze mną kurwa dzieje? Ta dziewczyna... Ona... Zupełnie zawróciła mi w głowie. Nie potrafiłem racjonalnie myśleć. Co mi się stało?
- Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz. - rzuciła jeszcze ze śmiechem, wtedy lekko uśmiechnąłem się pod nosem.
- A kto w ogóle powiedział, że będę chciał to zrobić? - zaśmiałem się lekko. - Wiesz... Wizja własnej pokojówki całkiem mi pasuje. - rzuciłem.
- Pokojówki? O nie, nie. Na zbyt wiele to ty sobie nie pozwalaj. - odsunęła się z lekkim niezadowoleniem w głosie.
- Jeszcze przydałby ci się taki seksowny strój... Ale właściwie nie wiem, czy byłoby co oglądać. - powiedziałem to specjalnie żeby jej dopiec, dodatkowo jeszcze wskazałem ruchem głowy na jej biust. Dziewczyna momentalnie się zarumieniła i walnęła mnie poduszką.
- Śpij cholero. - rzuciła, położyła się i obróciła plecami do mnie. - I nie patrz mi więcej na cycki! - dodała jeszcze, a ja parsknąłem śmiechem. To chyba jednak nie był dobry pomysł, bo od razu zabolał mnie bok. Chyba jeszcze nie powinienem się tak bardzo śmiać. Po chwili i tak się zamknąłem gdy tylko po raz kolejny oberwałem poduszką. Powoli czułem, że leki przeciwbólowe zaczynają działać i dzięki temu w miarę szybko udało mi się zasnąć.
- Ja pierdole... - warknąłem na głos ze wściekłością i to właśnie obudziło Anę. Zobaczyła, że opieram się na przedramionach i próbuję wstać i momentalnie poderwała się do siadu.
- No i co ty robisz, cholera? - zaczęła się na mnie drzeć. - Gdzie leziesz w tym stanie matole?
- Nie drzyj tej mordy, łeb mnie napierdala... - powiedziałem. Dziewczyna powoli się uspokoiła, następnie sięgnęła po szklankę z wodą i tabletkę po czym podała mi je. Połknąłem kapsułkę i oddałem jej naczynie.
- A spróbuj mi jeszcze raz próbować wstać, to cię uduszę własnymi rękami. - powiedziała twardym głosem.
- Oczywiście "mamo". - rzuciłem z ironią i opadłem z powrotem na poduszkę.
- Eh... Przecież mówiłam żebyś mnie obudził jakby coś się działo... - westchnęła. Ja natomiast przewróciłem oczami.
- Musisz się wyspać, zresztą i tak wystarczająco problemów ze mną masz. - odparłem niewiele myśląc. Anabelle właśnie wtedy gasiła lampkę, po czym położyła się z powrotem i obróciła w moją stronę.
- To co? Mam w ogóle nie spać, żeby cię pilnować? - zapytała. Ja natomiast momentalnie prychnąłem, ale nie odezwałem się już. Przecież... Kurwa... Czy ona musiała się mną zajmować? Przecież nie jestem małym dzieckiem, umiem dać sobie radę. Całe życie umiałem.
- Nie uwolnisz się ode mnie póki się dobrze nie poczujesz. I tak stąd nie pójdę nawet jak będziesz próbować mnie wyrzucić. - usłyszałem.
- A po jaką cholerę?
- Bo potrzebujesz opieki pacanie. - ciągle miała niezadowolony głos.
- Nie potrzebuję, nigdy nie potrzebowałem i nie będę potrzebować. Przez całe życie sam sobie radziłem i teraz też tak będzie. Bo ciągle jestem kurwa sam. - warknąłem i obróciłem głowę w drugą stronę, żeby na mnie nie patrzyła. Dopiero w tej chwili zdałem sobie sprawę z sensu własnych słów. Nie wiem czemu to powiedziałem, po prostu to samo ze mnie wyleciało, ale nie odezwałem się więcej. Nastała chwila ciszy, ale nie patrzyłem co robi Ana. Na razie trułem sobie w głowie jaką głupotę właśnie popełniłem. Nie potrzebnie się w ogóle odzywałem. Nagle jednak poczułem dłoń dziewczyny na swoim ramieniu.
- Ale wiesz... Ja nie zostawiam ludzi, kiedy potrzebują pomocy. Dlatego... - i wtedy jej przerwałem.
- Zapomnij o tym co powiedziałem. Tego po prostu nie było. Po prostu daj sobie spokój. - rzuciłem ponuro, ale ona mnie nie posłuchała i po prostu dokończyła co chciała powiedzieć.
- Dlatego już nie musisz się martwić tym, że będziesz sam. Pamiętaj że zawsze możesz na mnie liczyć. - powiedziała cicho i wtedy obróciłem lekko głowę w jej stronę. Dziewczyna siedziała na łóżku i uśmiechała się do mnie, jak gdyby nigdy nic. Chyba... Jeszcze nikt mi tak nie powiedział. Nikt nigdy nie zachowywał się tak względem mnie.
- Ana... - zacząłem.
- Słuchaj, wiem jak to jest. Wiem czym jest samotność, wiem jak to jest... I nie chcę żeby ktokolwiek.musiał się czuć w ten sposób. - powiedziała, a następnie pochyliła się i mnie przytuliła. Czułem bijące od niej ciepło i od razu zrobiło mi się jakoś... Lepiej. Chyba jeszcze nigdy nie czułem czegoś takiego. Cholera... Co mi jest? Co się ze mną kurwa dzieje? Ta dziewczyna... Ona... Zupełnie zawróciła mi w głowie. Nie potrafiłem racjonalnie myśleć. Co mi się stało?
- Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz. - rzuciła jeszcze ze śmiechem, wtedy lekko uśmiechnąłem się pod nosem.
- A kto w ogóle powiedział, że będę chciał to zrobić? - zaśmiałem się lekko. - Wiesz... Wizja własnej pokojówki całkiem mi pasuje. - rzuciłem.
- Pokojówki? O nie, nie. Na zbyt wiele to ty sobie nie pozwalaj. - odsunęła się z lekkim niezadowoleniem w głosie.
- Jeszcze przydałby ci się taki seksowny strój... Ale właściwie nie wiem, czy byłoby co oglądać. - powiedziałem to specjalnie żeby jej dopiec, dodatkowo jeszcze wskazałem ruchem głowy na jej biust. Dziewczyna momentalnie się zarumieniła i walnęła mnie poduszką.
- Śpij cholero. - rzuciła, położyła się i obróciła plecami do mnie. - I nie patrz mi więcej na cycki! - dodała jeszcze, a ja parsknąłem śmiechem. To chyba jednak nie był dobry pomysł, bo od razu zabolał mnie bok. Chyba jeszcze nie powinienem się tak bardzo śmiać. Po chwili i tak się zamknąłem gdy tylko po raz kolejny oberwałem poduszką. Powoli czułem, że leki przeciwbólowe zaczynają działać i dzięki temu w miarę szybko udało mi się zasnąć.
***
[Anabelle]
Obudziłam się o w pół do dziewiątej, czyli w miarę wcześnie jak na mnie. Chyba poczułam taki... Obowiązek? Nie wiem jak to nazwać. Na całe szczęście Cas spał jak zabity, więc mogłam spokojnie wstać i iść na zakupy. Zebrałam się w miarę szybko, odświeżyłam i wzięłam portfel i telefon po czym wyszłam. Znalazłam klucze leżące na szafce w przedpokoju, więc zamknęłam drzwi na klucz i ruszyłam. Chciałam szybko to wszystko załatwić, żeby skoczyć jeszcze do domu po kilka swoich rzeczy i zdążyć zanim Castiel się obudzi. W końcu będę pewnie musiała u niego trochę zostać...
Kupiłam wszystkie potrzebne rzeczy, żeby ugotować obiad, a poza tym, żeby po prostu były w domu na najbliższe kilka dni. Ten chłopak w końcu musi przestać pochłaniać to śmieciowe jedzenie, bo to źle wpływa na organizm. Po zakupach pognałam jeszcze do siebie, spakowałam sobie trochę ubrań, szczoteczkę do zębów, szampon, trochę ubrań, szczotkę do włosów, ładowarkę, książkę i parę innych potrzebnych mi rzeczy. Przy okazji przebrałam się w luźny, czarny crop top, czarne krótkie spodenki i trampki. Glany jednak wzięłam ze sobą, żeby mieć jakieś buty na zmianę. Tak więc ruszyłam z torbą pełną rzeczy przewieszoną przez ramię i siatkami pełnymi zakupów do domu buntownika.
Droga nie zajęła mi długo, ale trochę się namęczyłam niosąc to wszystko. Torbę z rzeczami zostawiłam w korytarzu, a siatki z zakupami zaniosłam do kuchni. Pierwsze za co się zabrałam to oczywiście sprzątanie pustych butelek i porozbijanego szkła, później tez pozmywałam naczynia i wytarłam blaty. W takim chlewie nie dałoby się gotować... Gdy już wszystko ogarnęłam zabrałam się za gotowanie. Pomyślałam, że upiekę naleśniki. Może dzięki temu Castiel będzie mieć dobry humor? Oby tak właśnie było...
***
Jakiś czas później przyszłam do pokoju chłopaka z tacą w rękach, na której leżał talerz pełen naleśników z owocami i bitą śmietaną, oraz kubek z herbatą. Lubiłam gotować, sprawiało mi to dużą przyjemność i nie szło mi to najgorzej. Jak się okazało chłopak już nie spał. Nie wiedziałam jak długo, ale lustrował mnie swoim spojrzeniem. Ruchem głowy nakazałam mu się podnieść po czym położyłam mu poduszkę pod plecy i usiadłam obok.
- Wyspałeś się? - zapytałam spokojnie i zaczęłam kroić naleśnika.
- Mhm... - mruknął tylko w odpowiedzi. Czyżby obudził się ze złym humorem? O nie... tylko tego brakuje... Podniosłam wzrok i spojrzałam na niego. Patrzył na mnie typowym dla siebie ponurym spojrzeniem.
- Coś nie tak? - zapytałam, ale on tylko wywrócił oczami. Nie miałam pojęcia o co może mu chodzić, ale postanowiłam już nie zwracać na to uwagi. - Lepiej się czujesz?
- Trochę. Ale to draństwo cholernie boli. - rzucił z niezadowoleniem w głosie.
- To normalne... Musi boleć, bo się goi. - powiedziałam. - Zaraz na to spojrzę i zmienię ci opatrunki. - dodałam po czym położyłam mu tacę na kolanach. Pokroiłam mu jedzenie, żeby nie musiał nadwyrężać zranionego ramienia, a skoro czuł się lepiej, to nie będę musiała już go karmić. Na szczęście. Przynajmniej obejdzie się bez narzekania. Nastała chwila milczenia w której zaczęłam się zastanawiać jak... Zapytać go co takiego się wydarzyło? Kto w ogóle mu to zrobił i czy w ogóle to pamięta? W końcu był tak schlany, że nie zdziwiłabym się gdyby o wszystkim zapomniał. Teraz tak siedziałam i przyglądałam się mu kiedy jadł zastanawiając się od czego zacząć. Wyglądało na to, że mu smakowało, nawet jeśli się nie odzywał.
- I co? Dobre? - zapytałam żeby przerwać ciszę.
- Ujdzie... - mruknął, ale i tak wiedziałam że jest o wiele lepsze. Uśmiechnęłam się tylko pod nosem.
- Cas... Powiedz mi, w co się znowu wykopałeś? - zapytałam w końcu prosto z mostu.
- O co ci znowu chodzi? - rzucił z niezadowoleniem.
- Nie udawaj debila, gadaj kto cię tak urządził? - zaczęłam tracić cierpliwość.
- A co cię to?
- Gadaj, bo się obrażę i nie będę ci gotować... - powoli działał mi na nerwy. Ale wtedy się zamknął i wbił wzrok w ścianę. Chyba się zastanawiał co powiedzieć. - Tylko nie kłam, bo od razu zauważę. - dodałam jeszcze.
- No dobra! - warknął. - Nachlałem się i skończyły mi się fajki, to poszedłem do sklepu niedaleko. Jak wychodziłem to jakiś gość na mnie wpadł i zaczął mnie wyzywać. To się wkurwiłem i rzuciłem się na tego gnojka. Ale było z nim dwóch kumpli i miał nóż... Nie dałem im rady i tyle! - warknął. A ja momentalnie chwyciłam go za nadgarstek, żeby się uspokoił. Zrobiłam to odruchowo, ale widać, że pomogło, przynajmniej trochę.
- Czemu tak strasznie się upiłeś? - zapytałam jeszcze przypominając sobie w jakim był stanie, kiedy go spotkałam i to ile pustych i porozbijanych butelek znalazłam w kuchni.
- A co cię to kurwa obchodzi? - był coraz to bardziej wściekły.
- Bo chcę wiedzieć, a co nie wolno mi? - nie umiałam znaleźć dobrego argumentu.
- ...
- ... No mów kuźwa póki mam cierpliwość. - wyrzuciłam w końcu.
- Bo nie mogłem znieść tej pieprzonej sytuacji, rozumiesz? - warknął i spojrzał mi w oczy.
- A... Ale... Jak to?
- Nie mogłem znieść tego że się do mnie nie odzywasz, że zupełnie mnie olewasz bo zrobiłem głupotę... Bo jestem kurwa idiotą! - powiedział, a ja zaczęłam śmiać się pod nosem. - No i z czego się kurwa brechtasz? - chyba wyprowadziłam go z równowagi.
- Przepraszam... - powiedziałam z szerokim uśmiechem. - Już w porządku. - pogłaskałam go lekko. - Po prostu... Nie krzywdź już więcej nikogo. - powiedziałam, ale chłopak się nie odezwał. Wiedziałam że tego nie chciał, a poza tym ja też nie powinnam wiązać z nim zbyt wielkich nadziei. To było zwykłe zauroczenie, o którym teraz powinnam zwyczajnie zapomnieć. - Na drugi raz jeśli będziesz mieć jakiś problem, to nie upijaj się, jasne? Bo będęzmuszona wylać do zlewu cały alkohol w tym domu i wtedy już nie będzie tak różowo.
- A spróbuj tylko, to łeb ci ukręcę. - powiedział, ale uśmiechnął się tym swoim zawadiackim uśmieszkiem. Hah... To zabawne, że potrafił mi to powiedzieć, że w ciągu jednej doby tyle się o nim dowiedziałam. I teraz wiem... Że muszę dopilnować, żeby ten chłopak nie czuł się samotny. Pewne jego błędy i wady trzeba po prostu zaakceptować. I cała ta sytuacja wpłynęła na mnie tak, że nie potrafiłabym dłużej się na niego gniewać... I chyba... Zaczęłam dostrzegać w nim kogoś bliskiego. Mówię to chyba pierwszy raz w życiu... Coś czuję, że to początek pięknej przyjaźni.
***
Nagle usłyszałam dźwięk telefonu w pokoju Casa. Szybko zerwałam się z kanapy i pędem pobiegłam do pokoju chłopaka. Weszłam najciszej jak mogłam, ale na całe szczęście spał jak zabity. I dźwięk telefonu go nie obudził? To jakim sposobem on wstaje do szkoły? Wzięłam telefon z szafki nocnej i cichaczem wyszłam z pokoju. Nie spojrzałam nawet kto dzwoni, więc po prostu odebrałam.
- Halo? - odezwałam się.
- Castie... Czekaj... Ana?! - usłyszałam znajomy głos w słuchawce. To był Lys.
- No, co tam? - zapytałam ze śmiechem. Znowu ta sama sytuacja.
- A... W porządku, mam się dobrze, ale zaraz, zaraz. Czemu masz telefon Castiela? - wrócił do tematu.
- No no jestem u niego, opiekuję się nim. Miał mały wypadek i...
- Czekaj... Wypadek? Wszystko z nim dobrze? - zapytał od razu. Dobrze ze mimo wszystko martwił się o przyjaciela. Słyszałam od Rozy, że po tamtej sytuacji z imprezy strasznie się pokłócili.
- Tak... Czuje się lepiej.
- Słuchaj... Mógłbym wpaść na chwilę? Coś czuję, że to nie rozmowa na telefon...
- Jasne, nie ma sprawy. - powiedziałam wesoło.
- To do zobaczenia.
- Do zobaczenia. - i rozłączył się, a ja wróciłam przed telewizor. Wskoczyłam na kanapę przeskakując oparcie i zaczęłam oglądać jakiś serial. I tak mijały minuty, aż w końcu zaczęłam się nudzić. Zaczęłam przeskakiwać po kanałach szukając czegoś dobrego i podświadomie zaczęłam śpiewać.
"One day, there was a girl, who cried tears of pearls.
And her eyes were blue and green, like none I've ever seen.
And she met a man that night, who filled her with delight.
And he spoke in poetry and rhyme, and she loved him in no time.
But he changed and then soon he became jealous of her beauty and fame.
And he locked her away and he forced her to play songs that were blue,
songs that were grey.
Yeahm yeah.
So then this lonely girl, had had enough of her world.
So she climbed to the top of the tallest tower and stood there for way over an hour,
until she decided she'd jump, so she jumped with a very loud thump.
And all of the neighbours they came out and cried,
when they discovered, that this poor girl had died.
And a boy, he just came out a gasped at this beauty asleep on the grass.
Well, her eyes were like none he had seen, except for the girls in his dreams.
Then he changed and then soon he became depressed, and very, very strange.
He'd lock himself away for days and days.
And play songs, that were blue, and play songs that were grey.
And play songs that reminded him of that day.
Yeah, yeah.
One day there was a girl, who fell in love with a boy in a different world.
And she speaks to him at night, only in a certain light.
She wore white, when he wore black and they were like a perfect match.
And though one was dead, and one was alive through many years their love did survive.
Till time faded and soon they became both exactly the same.
And they both are floating in the sky singing their own lullabies of
a song of them that reminds them of a past time.
A song that reminds them of a past day
A song that is blue a song that is grey."
Nawet nie zauważyłam kiedy się tak rozśpiewałam, ale miałam nadzieję, że nie obudziłam tym przypadkiem Castiela.
- Masz cudowny głos... - usłyszałam za sobą i momentalnie podskoczyłam. Odwróciłam się i zobaczyłam Lysandra, który patrzył na mnie i uśmiechał się jak gdyby nigdy nic.
- Dz... Dzięki... - wymamrotałam gdy do mnie dotarło że właśnie mnie skomplementował i lekko się zarumieniłam.
- Wybacz, nie chciałem cię przestraszyć. - powiedział jeszcze.
- Nie szkodzi. Po prostu się zagapiłam. - zaśmiałam się pod nosem. No tak, Lys to przecież najlepszy kumpel Castiela, dlatego miał prawo wchodzić to domu bez pukania ani dzwonienia. A może to zrobił, tylko nie słyszałam? Cholera, nie wiem... - Zjesz coś? - zapytałam. - Upiekłam naleśnikiiii~ - rzuciłam wesoło i podreptałam do kuchni zanim jeszcze zdążył odmówić. Grzecznie poszedł za mną a ja zabrałam się za przygotowywanie porcji dla niego.
- Cieszę się widząc cię w tak dobrym nastroju. - uśmiechnął się. - Pomóc ci w czymś?
- Ani mi się waż! - rzuciłam od razu ze śmiechem na co Lys usiadł przy stole. I dopiero w tamtej chwili zdałam sobie sprawę, że od wczoraj nic nie jadłam. Tak się przejęłam tym zajmowaniem Casem, że zupełnie zapomniałam o sobie. No cóż... Kwestia przyzwyczajenia. Z tego powodu zaczęłam przygotowywać też porcję dla siebie.
- A... Właściwie... To co się stało Casowi? - zapytał Lysander.
- Schlał się i go napadli. Jeden gość miał nóż, więc dostał nim parę razy... No i nie najlepiej by się to skończyło gdybym go nie znalazła. - powiedziałam nie odrywając wzroku od patelni. - Chcesz coś do picia?
- Tak, poproszę.
- Może być sok? - spojrzałam na niego pytająco na co ten przytaknął. Nalałam soku do szklanki i podałam mu ją po czym wróciłam do gotowania.
- Był w szpitalu?
- Nie. Nie chciał żebym dzwoniła po karetkę... Nie wiem czemu... Więc musiałam wszystko załatwić sama. - obróciłam się do niego i pusiłam mu oczko. Chłopak spojrzał na mnie zaskoczony, jakby nie do końca do niego dotarło. - No po prostu, pozszywałam go. - zaśmiałam się jakby to było oczywiste. Lys momentalnie zaczął się krztusić.
- Czekaj... Co zrobiłaś? - zapytał z niedowierzaniem.
- No założyłam mu szwy. Tak to jest jak ma się tatusia lekarza. - powiedziałam z uśmiechem.
- Eh... Za każdym razem gdy z tobą rozmawiam coraz bardziej mnie zaskakujesz... - powiedział już spokojniej. Niesamowite jaki był opanowany, praktycznie zawsze.
- To... Dobrze? - zapytałam dość niepewnie.
- Oczywiście. - uśmiechnął się lekko, co odwzajemniłam. Po chwili postawiłam przed chłopakiem talerz pełen naleśników z owocami i bitą śmietaną. Sama usiadłam na przeciwko i wzięłam się za jedzenie własnej porcji. Muszę przyznać że wyszły mi całkiem nieźle. Za to Lys...
- Są przepyszne... - powiedział zaraz po spróbowaniu. Wyglądał na zachwyconego.
- Uh... Dziękuję. - uśmiechnęłam się wesoło. Lys był naprawdę miły i cieszyłam się, że znałam kogoś takiego jak on... Naprawdę.
- Powiedz mi... Wszystko u ciebie w porządku? - wypalił w końcu.
- Tak... Ale... O nie, nie mów mi, że ty też zaczynasz z tamtym na imprezie? - spojrzałam na niego z niedowierzaniem, a jego policzki pokrył lekki rumieniec. Czyli właśnie o to chodziło. - Ten temat... Jest zamknięty. To przeszłość. A muszę się skupić na tym co mam tu i teraz. Całą resztę wyrzuciłam w niepamięć bo on... Powiedział że tego nie chciał że nie wiedział...
- Brał coś prawda? - Lys mi przerwał. Spojrzałam w jego dwukolorowe oczy i przytaknęłam.
- Tak mówił... - mruknęłam.
- No tak... To było do przewidzenia. - chyba dręczyły go wyrzuty sumienia za to jak wtedy potraktował Casa.
- W każdym razie wybaczyłam mu. Nie ma sensu dłużej rozdrapywać ran, które... I tak nie miały uzasadnienia. - dodałam. Chłopak spojrzał na mnie lekko zaskoczony, a gdy dotarło do mnie co powiedziałam od razu zmieniłam temat. Takie rzeczy, jak te, które teraz poruszyłam... To były moje własne przemyślenia. Nie powinnam była mówić tego na głos. - Mam prośbę... Prawdopodobnie nie pojawimy się z Castielem w szkole przez parę dni. Czy mógłbyś nam przekazywać jakoś notatki z lekcji? Bardzo cię proszę... To ważne. - powiedziałam, a chłopak od razu bez namysłu się zgodził. - Dzięki, jesteś cudowny. - zaśmiałam się, wstałam i mocno go przytuliłam. Chłopak odwzajemnił uścisk aż w końcu go puściłam i pozwoliłam mu dokończyć obiad. Sama wsunęłam mnóstwo naleśników, bo nie oszukujmy się, kocham jeść a i tak nie tyję. I to właśnie uwielbiam w moim organizmie.
- Pójdę sprawdzić czy Castiel wstał. - rzuciłam odkładając naczynia do zlewu. Po czym podreptałam do pokoju chłopaka i po cichu uchyliłam drzwi. Jednak czegoś innego się spodziewałam, a to co zobaczyłam wyprowadziło mnie z równowagi. - Castiel cholero! Powtarzam ci po raz setny, nawet nie próbuj wstawać! I zostaw kurwa te fajki!
Z przyjemnością Cię informuje, że Twoje zgłoszenie zostało pozytywnie rozpatrzone i dodane do Katalogu blogów Słodkiego Flirtu.
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci dużo weny i wolnego czasu na napisanie nowych rozdziałów, które będziesz mogła u nas zgłaszać ;)