poniedziałek, 1 sierpnia 2016

Rozdział V cz. 2

Zaparzyłam się w te dwukolorowe oczy zupełnie nie wiedząc co mam odpowiedzieć. Chłopak chyba to zauważył i momentalnie się zmieszał.
- Jeśli nie chcesz to w porządku... - powiedział i uśmiechnął się lekko. Ja za to od razu zaprzeczyłam ruchem głowy.
- Nie... Nie o to chodzi. - zaśmiałam się. - Oczywiście że chcę. - dodałam. Na to Lys wziął ode mnie butelkę i postawił ją na blacie. Następnie powędrowałam z nim do salonu gdzie chłopak nagle przede mną stanął. Skłonił się jedną rękę wyciągając przed siebie, a drugą zakładając za plecy. W tej chwili poczułam się niczym księżniczka i moje policzki od razu pokrył lekki rumieniec. Niepewnie chwyciłam jego dłoń a wtedy on złapał mnie jakbyśmy mieli tańczyć walca. Zaśmiałam się cicho pod nosem, na co on zrobił to samo.
- Wybacz... Po prostu nie umiem tańczyć. - powiedziałam, a on nachylił się do mojego ucha.
- Nie przejmuj się tym, ja też nie specjalnie... - wyznał cicho i uśmiechnął się promiennie. Po chwili zaczęliśmy poruszać się w rytm spokojnej muzyki.
Lysander cały czas mnie kierował, czyli coś tam jednak potrafił. Na szczęście obyło się bez potykania się wzajemnie o własne nogi. Wszystko było cudownie i naprawdę czułam się wyjątkowo, chyba pierwszy raz w życiu. Chciałam żeby ta chwila trwała jak najdłużej, sama nie wiem dla czego. Lys to naprawdę miły chłopak i w dodatku wyjątkowy. Naprawdę dobrze czułam się w jego towarzystwie. Ale to wszystko przecież nie mogło długo trwać, to byłoby zbyt piękne. Pod koniec piosenki ktoś chwycił mnie za ramię i już wiedziałam do kogo należała ta dłoń.
- No proszę, kogo my tu mamy. - usłyszałam ironiczny głos Castiela. - Nie ma mnie dziesięć minut a ty już zarywasz i to do mojego najlepszego kumpla. - rzucił i obrócił mnie w swoją stronę. Spojrzałam na Lysa, który wyglądał na dość zdezorientowanego całą sytuacją.
- A co ci do tego? - postanowiłam się postawić.
- Castiel, spokojnie, przecież nic... - zaczął białowłosy, ale Cas mu przerwał.
- A wierz mi, dużo maleńka. - spojrzałam mu w oczy. Były zaszklone, czyli zdążył już nieźle popić. I wyglądało na to, że Lysander też o tym wiedział, dlatego się nie odzywał. Najwyraźniej nie warto było teraz z nim zadzierać. -  Chodź, idziemy. - pociągnął mnie za rękę, a ja znowu nie miałam nic do gadania. Rzuciłam tylko Lysowi smętne spojrzenie i pozwoliłam Castielowi zaprowadzić mnie tam gdzie chciał. Zresztą, nie miałam innego wyboru. Przyprowadził mnie do jakiegoś ciemnego pomieszczenia, nie specjalnie widziałam co tam jest, ale powoli mój wzrok przyzwyczajał się do zupełnej ciemności. Dostrzegłam duże, dwuosobowe łóżko stojące pod ścianą i już wiedziałam gdzie jesteśmy. To była sypialnia, która najpewniej została udostępniona gdyby ktoś chciał z niej skorzystać... W wiadomo w jakim celu. Od razu w moim gardle pojawiła się gula, a w momencie w którym Cas zamknął za nami drzwi i to w dodatku na klucz już w ogóle zaczęłam panikować. Ale musiałam zachować zimną krew, a przynajmniej póki byłam jeszcze w stanie.
- Po co tu przyszliśmy? - zapytałam nawet nie obracając się w jego stronę. Chyba po prostu nie umiałam. Dodatkowo chwile później poczułam jego ciepły oddech na karku.
- A jak myślisz..? - usłyszałam jego spokojny, niski głos. Poczułam jak obejmuje mnie w pasie, ale nie opierałam się temu. Chciałam zobaczyć co ma zamiar zrobić.
- Nie wiem, przecież to ty mnie tu zaciągnąłeś. - powiedziałam szybko, a on w tamtej chwili obrócił mnie w swoja stronę.
- Już mi nie zwiejesz... - powiedział patrząc swoimi ciemnymi oczami prosto w moje. Pochylił się nieco ale własnie wtedy gwałtownie się odsunęłam.
- Gadaj ile wypiłeś. - powiedziałam.
- A ty co? Moja matka? - i znów ten tekst.
- Może. Ile wypiłeś? - ponowiłam pytanie.
- Trochę. A co cię to? - warknął. Chyba zaczęłam go wkurzać. Ale nie bez powodu zadawałam te pytania, chciałam wiedzieć czy jest trzeźwy. Ale nie wyglądał na kogoś kto miałby limit po dwóch lub trzech butelkach. Wywróciłam oczami i znów zbliżyłam się do niego i przyłożyłam mu rękę do czoła. Picie w trakcie grypy, to chyba nie zbyt dobry pomysł. Gorączka prawie całkiem spadła, na szczęście. Dlatego czuł się tak dobrze. Uh... Nie wierzę, ze muszę się zajmować tym pajacem, jak dziecko, zupełnie jak dziecko. Zanim się spostrzegłam chłopak chwycił mnie za nadgarstek i przyciągnął z powrotem do siebie. Na jego twarzy dostrzegłam ten zawadiacki uśmiech, eh, nie umiał się powstrzymywać. - Jesteś moja... - powiedział.
- Nie, nie jestem. - rzuciłam. Nie miałam zamiaru dawać mu tej satysfakcji. Mimo... Że chyba tak bardzo pragnęłam bliskości, nie umiałam mu zaufać. Roza mowiła, żeby uważać. Żeby się w nim nie zakochiwać, bo mnie wykorzysta... A to nie było łatwe. Chłopak nie dawał jednak za wygraną.
- Hmm... A co, chcesz się założyć? - zaśmiał się pod nosem.
- Nie mam zamiaru się zakładać, bo i tak z tobą przegram... - wywróciłam oczami.
- Coś ty taka oschła dzisiaj? Komar cię w dupę ugryzł czy jak?
- Ta. Komar o czerwonej czuprynie co jest głupim palantem i nie słucha jak mu się mówi że ma zostać w domu jak jest chory bo się kurwa o niego martwi! - wypaliłam i natychmiast tego pożałowałam. Cholera, nie umiałam trzymać języka za zębami... Czyli alkohol jednak robi swoje.
- Ej ej, spokojnie bo zaraz wyjdziesz z siebie i staniesz obok. - buntownik parsknął śmiechem.
- A przymknij się wreszcie. - mruknęłam i wyrwałam mu się. Podeszłam do łóżka i usiadłam na brzegu. Tak... To było zdecydowanie dobre miejsce żeby się wyciszyć. Z daleka od tego hałasu. Cas spojrzał na mnie lekko zaskoczony tym, że zaraz również się położyłam, ale nie odezwał się. Nastąpiła dość... Długa chwila ciszy, a to nie wróżyło nic dobrego. Rzuciłam okiem na buntownika, który po chwili usiadł koło mnie.
- Dobra... Wytłumaczysz mi wreszcie o co ty się tak obrażasz? - rzucił. Szczerze, zaskoczylo mnie to pytanie.
- O nic, przecież się nie obrażam.
- Wcale, a teraz to co? - prychnął.
- Teraz to leżę i odpoczywam. Zamknij jadaczkę i nie przeszkadzaj. - zamknęłam oczy starając się być nieugięta, ale po chwili parsknęłam śmiechem. Ale nie dlatego, że ta sytuacja mnie bawiła, no może trochę, ale głównie temu, że Castiel zaczął mnie łaskotać. Kurwa mać, skąd on wiedział, że mam łaskotki?! Zaczęłam kulić się ze śmiechu.
- Ahahah... Dość! Dość! Przestań! - krzyczałam.
- To przestań się obrażać. - odpowiedział od razu.
- A w życiu! - śmiałam się dalej.
- No cóż, nie ma nic za darmo. - zaśmiał się pod nosem, a ja prawie się popłakałam.
- No dobra, dobra. Nie będę! - i wtedy poczułam, że Cas przestał. Nareszcie. Ale nie ma tak łatwo, nie będzie mnie tak traktował.  Chwyciłam  poduszkę, którą miałam pod ręką i cisnęłam w niego z całej siły. Niech ma za swoje!
Chwilę później tego pożałowałam, bo sama oberwałam własną bronią, ale nie mogłam dać za wygraną..!

***

Nie wiem jakim cudem mu zwiałam, ale Lys nas zabije za te białe piórka, które leżą dosłownie WSZĘDZIE. Wygramoliłam się z tamtego pokoju i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Miałam teraz szansę na ucieczkę. Od razu skierowałam się do salonu gdzie zauważyłam na kanapie Rozę siedzącą na kolanach Leo. Wzięłam kolejną flaszkę, która leżała na stoliku i zaczęłam pochłaniać zawartość. Ta bitwa na poduszki była okropnie męcząca. Przysiadłam się obok przyjaciółki i jej chłopaka i czekałam na rozwój wydarzeń. Czyli na to aż przyjdzie Cas.
- Nie pij tak szybko Ana, bo się zakrztusisz. - Rozalia wybuchnęła śmiechem a ja oderwałam butelkę od ust. Nawet się nie zorientowałam, że zniknęła już połowa zawartości. Sama również zaczęłam się chichrać nie wiem nawet z czego. Po chwili dosiadło się do nas więcej osób i skończyło się tym, że ktoś zarzucił żebyśmy zagrali w butelkę, bo jest nas wystarczająco dużo. W między czasie nawet przyszedł Cas i usiadł obok mnie z dziwnym uśmieszkiem na ustach. 
- To ja też gram, ale pod warunkiem, że kto nie wykona zadania lub nie odpowie na pytanie zrzuca z siebie ciuchy. - I w tym momencie z jakiegoś powodu puścił mi oczko. Hmmm, no ciekawe czemu. Wszyscy jak gdyby nigdy nic zgodzili się na jego warunki. Szczerze, nie miałam ochoty się rozbierać, ale bez ryzyka bie ma zabawy. Ostatecznie wszyscy usiedli w kręgu, oddałam na środek pustą już butelkę po piwie i mogliśmy zacząć grę. Roza postanowiła, że zakręci jako pierwsza, dzięki czemu będzie mogła zadawać. Na szczęście nie padło na mnie, ale na Lysandra.
- No to jak Lysiu, wyznanie czy wyzwanie? - zapytała słodkim głosem. Chłopak zamyślił się na chwilę.
- Wyznanie. - odpowiedział krótko.
- Hmmm... Czy jest w tym pokoju ktoś, kto ci się podoba? - zapytała białowłosa i uśmiechnęła się promiennie.
- Uh... To dość... Osobiste pytanie... - mruknął drapiąc się w tył głowy.
- No właśnie przecież o to chodzi! - zawołała Roza. - No chyba że wolisz pozbyć się ubrań... Wtedy to co innego.
- Nie, przecież w żadnym wypadku. - zaśmiał się pod nosem. - W porządku... Tak, jest tu taka osoba. - ale żadnych konkretów nie podał, no cóż, przecież nikt go do tego nie zmuszał. Dalsza zabawa toczyła się w najlepsze. Kolejna była Roza, no kto by się spodziewał, czyżby to jakaś karma czy coś w tym stylu? Wzięła wyzwanie, a że Lysander nie miał ochoty zadawać postanowił zrobić to Castiel. - Przeliż się z kimś w tym domu, OPRÓCZ LEO. - buntownik był wyraźnie zadowolony. Ja sama parsknęłam śmiechem i powiedziałam, ze tego nie czuję. Połowa towarzystwa zareagowała w podobny sposób, ale Rozalia to właśni mnie próbowała udusić wzrokiem. Oczywiście dziewczyna mimo swojego stanu nietrzeźwości nie zgodziła się tego zrobić i przez to skończyła bez bluzki. Chyba nie była zbyt z tego zadowolona, bo usiadła obok Leo z założonymi rękami na klatce piersiowej. Następnie zakręciła butelką i oczywiście nie mogło być inaczej - wypadło na mnie.
- Może być wyzwanie. - rzuciłam. Nie jestem cykorem, nie boję się wyzwań. Dziewczyna momentalnie uśmiechnęła się w dość... Złowieszczy sposób. Wstała, chwyciła mnie za rękę, poprowadziła kilka kroków i wepchnęła do garderoby zatrzaskując za sobą drzwi i zamykając je na klucz. W dodatku gasząc światło.
- Teraz to ty się z kimś przeliżesz... - oznajmiła i wybuchnęła śmiechem. - Daj nam chwilę, tylko wybierzemy ci kawalera. - rzuciła i usłyszałam jak odchodzi, a następnie przytłumione głosy większości grających. Ale zaraz... Chwila... Że co?! 

***

Siedziałam tak chyba z piętnaście minut i nie mogłam nic zrobić. Słyszałam tylko rozmowy dochodzące zza drzwi, ale nie odróżniałam poszczególnych słów. Dopiero później usłyszałam skandowanie i zbliżające się dwa głosy. Jeden należał do Rozy, a drugi do kogoś... Kto chyba nie był zadowolony z tego wszystkiego. Najwyraźniej i jego zmusili do wykonania ze mną tego wyzwania. Chwilę później drzwi otworzyły się i ten ktoś został wepchnięty do środka równie brutalnie co ja, a następnie wyjście ponownie zostało zamknięte na klucz.
- Jeszcze mi za to podziękujecie~ - zawołała wesoło Rozalia i podreptała z powrotem do roześmianego towarzystwa.
- Już ja ci kurwa podziękuję, jak te drzwi wylecą z futryny. - Ah, to było do przewidzenia. Zostałam tu zamknięta z Castielem... Cała Roza. Chłopak był wyraźnie wkurzony, ale nie tylko jemu się to nie podobało. Mnie też przecież zmusili. Ale skoro już nas tu zamknęli, to przecież można po prostu udawać że cokolwiek się wydarzyło, bo nikt tego nie widzi. Prawda? To tak głupio proste, że aż śmieszne.
Usłyszałam, że Cas mamrocze coś pod nosem z niezadowoleniem.
- No cóż... - rzuciłam tylko, ale nie specjalnie wiedziałam, co zrobić jeszcze więc po prostu oparłam się o ścianę.
- To jest po prostu kurwa śmieszne... - warknął.
- Ale  wiesz, że przecież nie musisz tego robić... - mruknęłam wzruszając ramionami, ale pewnie i tak tego nie widział. W końcu było całkiem ciemno. Usłyszałam w odpowiedzi tylko krótkie "mhm". - Pewnie wypuszczą nas stąd za jakieś dziesięć minut.
- Ale wiesz jak nie wykonasz wyzwania, to się rozbierasz? - zaczął ze mnie kpić.
- No chyba nie masz zamiaru mnie wydać? - wymamrotałam niepewnie.
- Och daj spokój, dobrze wiesz że nie przepuszczę żadnej okazji, żeby popatrzeć na ciebie bez bluzki. - parsknął śmiechem. - Chociaż nie wiem czy w ogóle jest na co patrzeć. - w tej chwili pokryłam się rumieńcem, ale więcej się nie odezwałam. Skończony cham, nie wierzę, że to zrobi.
W jednej chwili poczułam jednak dłoń chłopaka na swoim nadgarstku i aż zaparło mi dech w piersi. Następnie jego druga dłoń powędrowała na mój podbródek i uniosła moją głowę ku górze. W ciemności dostrzegłam tej jego ciemne, przyciągające oczy. Cas przyparł mnie do ściany, żebym nie mogła mu uciec.
- Co ty wyprawiasz do cholery... - rzuciłam.
- Tch... Zamknij się wreszcie... - warknął, ale zanim zdążyłam zrobić cokolwiek, on zatkał mi usta namiętnym i głębokim pocałunkiem. Nie mogłam się jednak temu oprzeć bo było to coś czego... Chyba tak naprawdę chciałam. Mimo tego jak bardzo ten chłopak potrafił mnie denerwować czułam do niego... Chyba coś więcej niż przyjaźń. Nie wiedziałam czy on też tak czuł, ale nie zastanawiałam się nad tym. Wolną ręką objęłam go za szyję, a on wtedy uwolnił też drugą. Następnie chwycił mnie za uda i podniósł dalej opierając o ścianę dzięki czemu było mu łatwiej, bo nie musiał się pochylać. Nie wiem czemu i jakim cudem, ale nie potrafiłam oderwać się od tych jego cudownych ust. Ale Cas w jednej chwili to przerwał i przeniósł pocałunki na moją szyję. Aż zaparło mi dech w piersi. O mój Boże... Jakie to było przyjemne. Dobrze że było ciemno bo na pewno całkiem się rumieniłam, a gdyby Castiel to zobaczył od razu miałby powody do nabijania się ze mnie.
Wszystko było takie cudowne i miałam nadzieję, że to będzie trwać ciągle i ciągle bez końca, ale coś musiało to przerwać. I była to Roza, która w jednej chwili otworzyła drzwi na oścież. Spojrzała na nas zaskoczona kiedy Castiel stawiał mnie z powrotem na podłodze. Dostrzegłam kątem oka że i on lekko, wręcz niezauważalnie się rumieni. Zachichotałam mimowolnie, a on rzucił mi podirytowane spojrzenie.
- No ładnie... - wymamrotała Rozalia. - No dzieci, gratuluję. - zaśmiała się wesoło. Zadanie zaliczone, wracamy do gry. - rzuciła. Była jakoś... Dziwnie zadowolona. Jakby od początku to planowała. Eh... To było do przewidzenia. Wyszliśmy z garderoby i wtedy Cas powiedział do mnie, że zaraz wróci po czym skierował się do kuchni. Ja za to wróciłam do naszego miłego towarzystwa i znów zaczęłam się bawić. W końcu teraz moja kolej w rzucaniu wyzwań.

***

Zabawa od pół godziny trwała w najlepsze, a Castiela jak nie było tak nie ma. W końcu stwierdziłam że wypadałoby go poszukać, w końcu mówił, że zaraz wróci. Podniosłam się z miejsca i ruszyłam tam gdzie on wcześniej. Szczerze... Nie musiałam długo szukać, spotkałam go po drodze. Zobaczyłam go w korytarzu z jakąś szatynką. Nie wiem kim ona była, ale robił z nią dokładnie to samo co chwilę temu ze mną. Nagle poczułam niewiarygodny ból w sercu i to, że oczy mnie pieką i zbierają się w nich łzy. Jak on mógł tak... Kurwa, to jest przecież cholernie nie w porządku! Jak tak można? Jak można być tak skończonym chamem?! Nie wiedziałam co zrobić, nie wiedziałam co dalej... Ja mu się oddałam... Myślałam, że czuje do mnie to samo co ja do niego, że cokolwiek dla niego znaczę... Cholera, kogo ja oszukuję... Stałam tak i parzyłam n nich bezczynnie, aż w końcu nie dałam rady. Wzięłam swoją torebkę i wybiegłam z mieszkania mijając tą dwójkę i kierując się prosto do domu. Pamiętam tyle, że płakałam i ktoś mnie wołał, chyba Roza, ale nie jestem pewna, ale nawet się nie obróciłam. Po prostu biegałam przed siebie, a cała reszta nie miała już dla mnie znaczenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz