Stałam w progu pokoju wkurzona jak nie wiem. Patrzyłam na czerwonowłosego z irytacją. Kiedy on siedział sobie na brzegu łóżka jak gdyby nigdy nic z zamiarem wstania. Okno było otwarte na ościerz, a w ręce chłopaka widniał odpalony papieros. Dobrze, że okno miał zaraz koło łóżka, więc miałam pewność, że przynajmniej nie wstawał.
- Kładź się do jasnej cholery! - warknęłam i podeszłam do niego. Wyrwałam mu z ręki fajkę po czym trzepnęłam go poduszką, którą miałam pod ręką.
- Ej! Chorego się nie bije! - zawołał podnosząc ręce w geście obronnym.
- Skoro jesteś taki chory, to kładź się i nie wstawaj. - coraz bardziej wychodziłam z siebie.
- Jasne, nie ma sprawy... O ile położysz się ze mną. - powiedział uśmiechając się zawadiacko.
- Chyba cię główka boli.
- No, a żebyś wiedziała... - mruknął. Po chwili za sobą usłyszałam ciche chrząknięcie. No tak, zapomniałam o Lysie. I nawet dobrze że nam przerwał bo już miałam rzucić tekstem "To masz problem" i się obrazić. No cóż, tak bywa. Po chwili westchnęłam i zaczęłam szukać w torbie leków przeciwbólowych.
- Hej stary. - mruknął ponuro Castiel do białowłosego i posłusznie położył się z powrotem.
- Cześć Castiel... Jak się czujesz?
- Nie najgorzej, poza tym, że ból jest nie raz nie do wytrzymania, to daję radę. - wzruszył ramionami.
- Słyszałem, że mieliście tu wczoraj salę operacyjną. - powiedział Lys i uśmiechnął się lekko.
- Ta... Ana poskładała mnie do kupy. - zaśmiał się pod nosem.
- Właśnie, wdzięczny masz być i się słuchać, a nie... - dorzuciłam na co oboje wybuchnęli śmiechem, ale ja pozostałam poważna. - No i co was tak bawi, serio mówię. - powiedziałam obracając się do nich. Zauważyłam, że Cas trzyma się za bok. Podeszłam do niego podając mu tabletkę i szklankę z wodą. - A ty się lepiej nie śmiej, bo jeszcze zapaści dostaniesz. - wywróciłam oczami ale i tak się uśmiechnęłam. Poczochrałam mu tą czerwoną czuprynę po czym obróciłam się do Lysa.
- To jak? Zostawić was samych? - zapytałam z uśmiechem. Tak coś czułam, że powinni sobie wyjaśnić... Parę spraw. Białowłosy przytaknął.
- Jakbyś mogła... - powiedział.
- Nie ma sprawy. - uśmiechnęłam się. Przed wyjściem wyrzuciłam fajkę za okno i zamknęłam je. - Tylko pilnuj żeby nie wstawał. - dodałam jeszcze. Po chwili podeszłam do Casa i weszłam na łóżko. Zaczęłam szukać tego cholerstwa... Jakimś cudem znalazłam się nad chłopakiem.
- No proszę... Sama mi do łóżka włazisz... - zaśmiał się.
- Przymknij się. - powiedziałam sucho po czym wysunęłam rękę pod jego poduszkę i zaczęłam tam grzebać. Castiel chyba ogarnął o co chodzi i zaczął się rzucać.
- Ej co ty ogarniasz... Zostaw to... - mówił i chciał mnie obezwładnić, ale byłam szybsza. Wyprostowałam się siadając na nogach chłopaka i machając ręką w górze w której była paczka papierosów.
- Haha! Szach mat! - zaśmiałam się. - Nie ma palenia, jeszcze sobie zaszkodzisz. - powiedziałam po czym zanim buntownik zdążył cokolwiek zrobić zeskoczyłam z łóżka. Zauważyłam jak bardzo Lys jest rozbawiony całą sytuacją, ale nie skupiłam się na tym, tylko czym prędzej uciekłam z pokoju.
- Kładź się do jasnej cholery! - warknęłam i podeszłam do niego. Wyrwałam mu z ręki fajkę po czym trzepnęłam go poduszką, którą miałam pod ręką.
- Ej! Chorego się nie bije! - zawołał podnosząc ręce w geście obronnym.
- Skoro jesteś taki chory, to kładź się i nie wstawaj. - coraz bardziej wychodziłam z siebie.
- Jasne, nie ma sprawy... O ile położysz się ze mną. - powiedział uśmiechając się zawadiacko.
- Chyba cię główka boli.
- No, a żebyś wiedziała... - mruknął. Po chwili za sobą usłyszałam ciche chrząknięcie. No tak, zapomniałam o Lysie. I nawet dobrze że nam przerwał bo już miałam rzucić tekstem "To masz problem" i się obrazić. No cóż, tak bywa. Po chwili westchnęłam i zaczęłam szukać w torbie leków przeciwbólowych.
- Hej stary. - mruknął ponuro Castiel do białowłosego i posłusznie położył się z powrotem.
- Cześć Castiel... Jak się czujesz?
- Nie najgorzej, poza tym, że ból jest nie raz nie do wytrzymania, to daję radę. - wzruszył ramionami.
- Słyszałem, że mieliście tu wczoraj salę operacyjną. - powiedział Lys i uśmiechnął się lekko.
- Ta... Ana poskładała mnie do kupy. - zaśmiał się pod nosem.
- Właśnie, wdzięczny masz być i się słuchać, a nie... - dorzuciłam na co oboje wybuchnęli śmiechem, ale ja pozostałam poważna. - No i co was tak bawi, serio mówię. - powiedziałam obracając się do nich. Zauważyłam, że Cas trzyma się za bok. Podeszłam do niego podając mu tabletkę i szklankę z wodą. - A ty się lepiej nie śmiej, bo jeszcze zapaści dostaniesz. - wywróciłam oczami ale i tak się uśmiechnęłam. Poczochrałam mu tą czerwoną czuprynę po czym obróciłam się do Lysa.
- To jak? Zostawić was samych? - zapytałam z uśmiechem. Tak coś czułam, że powinni sobie wyjaśnić... Parę spraw. Białowłosy przytaknął.
- Jakbyś mogła... - powiedział.
- Nie ma sprawy. - uśmiechnęłam się. Przed wyjściem wyrzuciłam fajkę za okno i zamknęłam je. - Tylko pilnuj żeby nie wstawał. - dodałam jeszcze. Po chwili podeszłam do Casa i weszłam na łóżko. Zaczęłam szukać tego cholerstwa... Jakimś cudem znalazłam się nad chłopakiem.
- No proszę... Sama mi do łóżka włazisz... - zaśmiał się.
- Przymknij się. - powiedziałam sucho po czym wysunęłam rękę pod jego poduszkę i zaczęłam tam grzebać. Castiel chyba ogarnął o co chodzi i zaczął się rzucać.
- Ej co ty ogarniasz... Zostaw to... - mówił i chciał mnie obezwładnić, ale byłam szybsza. Wyprostowałam się siadając na nogach chłopaka i machając ręką w górze w której była paczka papierosów.
- Haha! Szach mat! - zaśmiałam się. - Nie ma palenia, jeszcze sobie zaszkodzisz. - powiedziałam po czym zanim buntownik zdążył cokolwiek zrobić zeskoczyłam z łóżka. Zauważyłam jak bardzo Lys jest rozbawiony całą sytuacją, ale nie skupiłam się na tym, tylko czym prędzej uciekłam z pokoju.
***
Siedziałam przed lustrem, które znajdowało się na ścianie w przedpokoju. Nie wiem jak długo tam sterczałam, ale siedziałam tak opierając się o ścianę i patrząc na własne odbicie.
"I co? Tak dobrze się bawisz? Przecież nawet nie masz ku temu powodów..." - przysłuchiwałam się własnym myślom.
- Właśnie że mam... Przecież tak uwielbiam się z nimi śmiać. - wymamrotałam pod nosem.
"Niby z kim? Dziewczyno, ogarnij się. Oni nie chcą dla ciebie dobrze, nie masz nikogo. Zawsze byłaś i będziesz sama."
- Przestań...
"Przecież taka jest prawda. Nikt cię nie potrzebuje, ani ciebie ani twojej pomocy. Jesteś nikim."
- To nieprawda! - zaczęłam mówić coraz głośniej i chwyciłam się za głowę. - Przecież Castiel... Ktoś musi mu teraz pomagać..
"Oh, proszę cię. Dobrze wiesz, że sam dałby sobie świetnie radę. Nigdy nie byłaś i nie jesteś mu potrzebna. Wykorzysta cię jak wszyscy. I tak zostaniesz sama!"
- Kłamiesz! - teraz już krzyknęłam i skuliłam się w miejscu. I wtedy nagle poczułam czyjąś dłoń na ramieniu.
- Anabelle... Z kim rozmawiasz? - usłyszałam głos Lysandra.
- Z... - zaczęłam ale nie umiałam dokończyć, rozejrzałam się po przedpokoju.
- Ana... Nikogo tu nie ma. - powiedział spokojnie, a ja podniosłam na niego wzrok. Dopiero wtedy zorientowałam się, że płaczę. Spojrzałam w jego dwukolorowe oczy i w jednej chwili poczułam jak chłopak mnie przytula. - Spokojnie... Już dobrze... - mruknął i zaczął mnie delikatnie głaskać. Wtedy od razu się w niego wtuliłam i pozwoliłam się uspokoić.
- Co... Co się stało? - zapytałam.
- Rozmawiałem z Castielem, kiedy nagle usłyszałem, że z kimś rozmawiasz... Myślałem, że przez telefon, ale miałem przeczucie że coś jest nie tak, bo nagle zaczęłaś krzyczeć. Więc przyszedłem to sprawdzić. - powiedział cały czas tym samym spokojnym tonem.
- Ah... No tak... - mruknęłam pod nosem.
- Musiałaś zasnąć i coś ci się przyśniło.
- Tak... To pewnie to... - powoli zaczęłam się uspokajać i dochodzić do siebie. - Słyszałeś co mówiłam?
- Większość... - powiedział a ja tylko przytaknęłam.
- W porządku. W każdym razie... Zapomnij o tym, dobrze? To mi się czasem zdarza. - uśmiechnęłam się i przetarłam oczy.
- Ale... - zaczął ale mu przerwałam.
- Proszę. - powiedziałam patrząc mu w oczy. Wtedy westchnął.
- Skoro sobie tego życzysz... Ale pamiętaj, że gdyby coś było nie tak, to zawsze możesz mi powiedzieć. - dodał jeszcze.
- Jasne... Dzięki. - zaśmiałam się pod nosem. Cieszyłam się, że mogę na niego liczyć. A poza tym to było... Miłe. To, że był obok, kiedy chyba potrzebowałam czyjejś obecności. Po chwili wyswobodziłam się z objęć chłopaka i uśmiechnęłam się do niego, co odwzajemnił. - Wyjaśniliście sobie wszystko? - zapytałam żeby przerwać niezręczną ciszę i uniknąć zbędnych pytań.
- Tak... Tak sądzę... - powiedział i oboje skierowaliśmy się do sypialni Castiela. Gdy tylko wyszłam do pomieszczenia zobaczyłam jak chłopak siedzi pod ścianą i mi się przygląda z taką dziwną... Troską? Nie... To niemożliwe.
- Wszystko okej? - zapytał ciągle się we mnie wpatrując na co od razu przytaknęłam i uśmiechnęłam się pogodnie. Po chwili Lys oznajmił że już pójdzie, a jutro przyniesie nam zeszyty, żebyśmy mogli nadrobić nieobecności. Podziękowałam mu i gdy pożegnaliśmy się z nim od razu padłam na łóżko.
- Uh.... Mam dość... Poszłabym spać... - jęknęłam.
- To idź, droga wolna. - rzucił czerwonowłosy grając w jakąś grę na swojej komórce. Już miałam mu odpowiedzieć gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Czyżby Lysander czegoś zapomniał? Westchnęłam po czym podniosłam się i ruszyłam do drzwi. Gdy tylko je otworzyłam zobaczyłam jakąś dziewczynę, blondynkę, wytapetowaną lalunię. Wyglądała... No cóż, jak dziwka. Miała na sobie mini spódniczkę i biały obcisły top z ogromnym dekoltem, który zaznaczał jak duży ta dziewczyna ma biust, do tego jeszcze te czarne szpilki, przez które dziewczyna zdawała się wyższa.
- Um... Tak? - mruknęłam.
- Zastałam Castiela? - zapytała swoim słodkim, wysokim głosem, który już mnie denerwował.
- Najpierw powiedz ktoś ty, a później przejdziemy do dalszej dyskusji... - mruknęłam.
- Jestem Ada, dziewczyna Castiela. A teraz z łaski swojej przepuść mnie złotko. - powiedziała, ale ze względu na to, że nie drgnęłam ona przepychnęła się koło mnie. Zamurowało mnie... Jak to dziewczyna? O co tu chodzi? Zamknęłam drzwi i poszłam za nią. I wtedy zobaczyłam jak ona siada mu na kolanach i zaczynają się migdalić. Kurwa... Tego już za wiele. Chrząknęłam znacząco.
- Cassi? Może mnie przedstawisz swojej dziewczynie? - zapytałam słodkim głosem. Chłopak wtedy oderwał się od Ady i spojrzał na mnie.
- A tak... To Anabelle, moja koleżanka. - powiedział jakoś tak dziwnie obojętnie, a ja starałam uśmiechnąć się jak najmniej sztucznie. - Pomaga mi.
- Może macie ochotę na coś do picia? - zapytałam. Chciałam po prostu wyjść stamtąd jak najszybciej.
- Jak możesz to przynieś mi proszę wodę, lekko gazowaną najlepiej i z plasterkiem cytryny. - powiedziała ta zdzira.
- Jasne... - rzuciłam po czym zniknęłam za drzwiami i zajęłam się swoim. Miałam kompletny mętlik w głowie. Nie umiałam sobie nic ułożyć.... Nie wiem czemu. Zaczęłam kroić cytrynę i wtedy usłyszałam za sobą kroki. Ta dziwka stanęła koło mnie i uśmiechnęła się jadowicie.
- Mam do ciebie prośbę złociutka, z łaski swojej nie zbliżaj się do Castiela. - powiedziała.
- Bo co? - warknęłam. - Opiekuję się nim i nic ci do tego.
- Bo jest mój. - te słowa aż ociekały jadem. - A co do tej opieki... To idź lepiej do domu. Już ja się nim zajmę i zrobię to o wiele lepiej od ciebie. Nie jesteś mu już potrzebna. - zaśmiała się pod nosem i skierowała się z powrotem do sypialni chłopaka. Najpierw mnie zatkało, ale gdy tylko poczułam jak te słowa zabolały... W tym momencie wbiłam nóż w tacę.
- Pierdol się wstrętna dziwko... - wysyczałam przez zęby starając się pohamować łzy. Wzięłam tacę na której leżały dwie szklanki i dzbanek z wodą z cytryną. Po chwili podeszłam do drzwi i pierwsze co usłyszałam to stłumiony jęk tej dziewczyny. Tak chcesz się bawić? No to proszę bardzo, zacznijmy przedstawienie. Weszłam do pokoju otwierając drzwi z buta i spojrzałam na tamtą dwójkę. Dziewczyna siedziała Casowi okrakiem na kolanach będąc już w samym staniku. Całowali się bez opamiętania i przestali dopiero gdy drzwi huknęły o ścianę. Bez słowa podeszłam do stolika nocnego i położyłam na nim tacę. Zaczęłam nalewać wodę do szklanek i wtedy znów usłyszałam głos tej żmii.
- No już pospiesz się, nie mamy całego dnia... A jak widzisz mamy ważne sprawy do załatwienia. - zaśmiała się słodko. Wtedy nie wytrzymałam. Ona traktowała mnie jak jakąś służącą, jakbym była nikim. Spojrzałam na Casa, ale on się nie odzywał.
- Ha... Wiesz gdzie to mam? - warknęłam do niej. - Dokładnie, w dupie. - chwyciłam szklanki do rąk i wylałam jej na głowę, a ona zaczęła piszczeć.
- Jesteś chora na głowę! - krzyknęła.
- Ana... Cholera, co ci jest? Pogrzało cię do reszty? - powiedział Castiel, a wtedy ja spojrzałam na niego wściekłym spojrzeniem.
- Wiesz co? Zamknij wreszcie ten ryj. - powiedziałam ze wściekłością. Chwyciłam dzbanek i wylałam mu całą zawartość na głowę. - Może teraz ta twoja dziwka się tobą zajmie, co? Tylko uważaj, żeby ci szwy przypadkiem nie popękały. - powiedziałam z pogardą po czym skierowałam się do wyjścia szybkim krokiem.
- Ana... Czekaj! - zawołał.
- Wal się. - rzuciłam nie obracając się za siebie po czym wzięłam klucze i wyszłam z domu trzaskając drzwiami. Mam tego serdecznie dość.
"I co? Tak dobrze się bawisz? Przecież nawet nie masz ku temu powodów..." - przysłuchiwałam się własnym myślom.
- Właśnie że mam... Przecież tak uwielbiam się z nimi śmiać. - wymamrotałam pod nosem.
"Niby z kim? Dziewczyno, ogarnij się. Oni nie chcą dla ciebie dobrze, nie masz nikogo. Zawsze byłaś i będziesz sama."
- Przestań...
"Przecież taka jest prawda. Nikt cię nie potrzebuje, ani ciebie ani twojej pomocy. Jesteś nikim."
- To nieprawda! - zaczęłam mówić coraz głośniej i chwyciłam się za głowę. - Przecież Castiel... Ktoś musi mu teraz pomagać..
"Oh, proszę cię. Dobrze wiesz, że sam dałby sobie świetnie radę. Nigdy nie byłaś i nie jesteś mu potrzebna. Wykorzysta cię jak wszyscy. I tak zostaniesz sama!"
- Kłamiesz! - teraz już krzyknęłam i skuliłam się w miejscu. I wtedy nagle poczułam czyjąś dłoń na ramieniu.
- Anabelle... Z kim rozmawiasz? - usłyszałam głos Lysandra.
- Z... - zaczęłam ale nie umiałam dokończyć, rozejrzałam się po przedpokoju.
- Ana... Nikogo tu nie ma. - powiedział spokojnie, a ja podniosłam na niego wzrok. Dopiero wtedy zorientowałam się, że płaczę. Spojrzałam w jego dwukolorowe oczy i w jednej chwili poczułam jak chłopak mnie przytula. - Spokojnie... Już dobrze... - mruknął i zaczął mnie delikatnie głaskać. Wtedy od razu się w niego wtuliłam i pozwoliłam się uspokoić.
- Co... Co się stało? - zapytałam.
- Rozmawiałem z Castielem, kiedy nagle usłyszałem, że z kimś rozmawiasz... Myślałem, że przez telefon, ale miałem przeczucie że coś jest nie tak, bo nagle zaczęłaś krzyczeć. Więc przyszedłem to sprawdzić. - powiedział cały czas tym samym spokojnym tonem.
- Ah... No tak... - mruknęłam pod nosem.
- Musiałaś zasnąć i coś ci się przyśniło.
- Tak... To pewnie to... - powoli zaczęłam się uspokajać i dochodzić do siebie. - Słyszałeś co mówiłam?
- Większość... - powiedział a ja tylko przytaknęłam.
- W porządku. W każdym razie... Zapomnij o tym, dobrze? To mi się czasem zdarza. - uśmiechnęłam się i przetarłam oczy.
- Ale... - zaczął ale mu przerwałam.
- Proszę. - powiedziałam patrząc mu w oczy. Wtedy westchnął.
- Skoro sobie tego życzysz... Ale pamiętaj, że gdyby coś było nie tak, to zawsze możesz mi powiedzieć. - dodał jeszcze.
- Jasne... Dzięki. - zaśmiałam się pod nosem. Cieszyłam się, że mogę na niego liczyć. A poza tym to było... Miłe. To, że był obok, kiedy chyba potrzebowałam czyjejś obecności. Po chwili wyswobodziłam się z objęć chłopaka i uśmiechnęłam się do niego, co odwzajemnił. - Wyjaśniliście sobie wszystko? - zapytałam żeby przerwać niezręczną ciszę i uniknąć zbędnych pytań.
- Tak... Tak sądzę... - powiedział i oboje skierowaliśmy się do sypialni Castiela. Gdy tylko wyszłam do pomieszczenia zobaczyłam jak chłopak siedzi pod ścianą i mi się przygląda z taką dziwną... Troską? Nie... To niemożliwe.
- Wszystko okej? - zapytał ciągle się we mnie wpatrując na co od razu przytaknęłam i uśmiechnęłam się pogodnie. Po chwili Lys oznajmił że już pójdzie, a jutro przyniesie nam zeszyty, żebyśmy mogli nadrobić nieobecności. Podziękowałam mu i gdy pożegnaliśmy się z nim od razu padłam na łóżko.
- Uh.... Mam dość... Poszłabym spać... - jęknęłam.
- To idź, droga wolna. - rzucił czerwonowłosy grając w jakąś grę na swojej komórce. Już miałam mu odpowiedzieć gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Czyżby Lysander czegoś zapomniał? Westchnęłam po czym podniosłam się i ruszyłam do drzwi. Gdy tylko je otworzyłam zobaczyłam jakąś dziewczynę, blondynkę, wytapetowaną lalunię. Wyglądała... No cóż, jak dziwka. Miała na sobie mini spódniczkę i biały obcisły top z ogromnym dekoltem, który zaznaczał jak duży ta dziewczyna ma biust, do tego jeszcze te czarne szpilki, przez które dziewczyna zdawała się wyższa.
- Um... Tak? - mruknęłam.
- Zastałam Castiela? - zapytała swoim słodkim, wysokim głosem, który już mnie denerwował.
- Najpierw powiedz ktoś ty, a później przejdziemy do dalszej dyskusji... - mruknęłam.
- Jestem Ada, dziewczyna Castiela. A teraz z łaski swojej przepuść mnie złotko. - powiedziała, ale ze względu na to, że nie drgnęłam ona przepychnęła się koło mnie. Zamurowało mnie... Jak to dziewczyna? O co tu chodzi? Zamknęłam drzwi i poszłam za nią. I wtedy zobaczyłam jak ona siada mu na kolanach i zaczynają się migdalić. Kurwa... Tego już za wiele. Chrząknęłam znacząco.
- Cassi? Może mnie przedstawisz swojej dziewczynie? - zapytałam słodkim głosem. Chłopak wtedy oderwał się od Ady i spojrzał na mnie.
- A tak... To Anabelle, moja koleżanka. - powiedział jakoś tak dziwnie obojętnie, a ja starałam uśmiechnąć się jak najmniej sztucznie. - Pomaga mi.
- Może macie ochotę na coś do picia? - zapytałam. Chciałam po prostu wyjść stamtąd jak najszybciej.
- Jak możesz to przynieś mi proszę wodę, lekko gazowaną najlepiej i z plasterkiem cytryny. - powiedziała ta zdzira.
- Jasne... - rzuciłam po czym zniknęłam za drzwiami i zajęłam się swoim. Miałam kompletny mętlik w głowie. Nie umiałam sobie nic ułożyć.... Nie wiem czemu. Zaczęłam kroić cytrynę i wtedy usłyszałam za sobą kroki. Ta dziwka stanęła koło mnie i uśmiechnęła się jadowicie.
- Mam do ciebie prośbę złociutka, z łaski swojej nie zbliżaj się do Castiela. - powiedziała.
- Bo co? - warknęłam. - Opiekuję się nim i nic ci do tego.
- Bo jest mój. - te słowa aż ociekały jadem. - A co do tej opieki... To idź lepiej do domu. Już ja się nim zajmę i zrobię to o wiele lepiej od ciebie. Nie jesteś mu już potrzebna. - zaśmiała się pod nosem i skierowała się z powrotem do sypialni chłopaka. Najpierw mnie zatkało, ale gdy tylko poczułam jak te słowa zabolały... W tym momencie wbiłam nóż w tacę.
- Pierdol się wstrętna dziwko... - wysyczałam przez zęby starając się pohamować łzy. Wzięłam tacę na której leżały dwie szklanki i dzbanek z wodą z cytryną. Po chwili podeszłam do drzwi i pierwsze co usłyszałam to stłumiony jęk tej dziewczyny. Tak chcesz się bawić? No to proszę bardzo, zacznijmy przedstawienie. Weszłam do pokoju otwierając drzwi z buta i spojrzałam na tamtą dwójkę. Dziewczyna siedziała Casowi okrakiem na kolanach będąc już w samym staniku. Całowali się bez opamiętania i przestali dopiero gdy drzwi huknęły o ścianę. Bez słowa podeszłam do stolika nocnego i położyłam na nim tacę. Zaczęłam nalewać wodę do szklanek i wtedy znów usłyszałam głos tej żmii.
- No już pospiesz się, nie mamy całego dnia... A jak widzisz mamy ważne sprawy do załatwienia. - zaśmiała się słodko. Wtedy nie wytrzymałam. Ona traktowała mnie jak jakąś służącą, jakbym była nikim. Spojrzałam na Casa, ale on się nie odzywał.
- Ha... Wiesz gdzie to mam? - warknęłam do niej. - Dokładnie, w dupie. - chwyciłam szklanki do rąk i wylałam jej na głowę, a ona zaczęła piszczeć.
- Jesteś chora na głowę! - krzyknęła.
- Ana... Cholera, co ci jest? Pogrzało cię do reszty? - powiedział Castiel, a wtedy ja spojrzałam na niego wściekłym spojrzeniem.
- Wiesz co? Zamknij wreszcie ten ryj. - powiedziałam ze wściekłością. Chwyciłam dzbanek i wylałam mu całą zawartość na głowę. - Może teraz ta twoja dziwka się tobą zajmie, co? Tylko uważaj, żeby ci szwy przypadkiem nie popękały. - powiedziałam z pogardą po czym skierowałam się do wyjścia szybkim krokiem.
- Ana... Czekaj! - zawołał.
- Wal się. - rzuciłam nie obracając się za siebie po czym wzięłam klucze i wyszłam z domu trzaskając drzwiami. Mam tego serdecznie dość.
***
Szłam tak szybkim krokiem nie patrząc nawet przed siebie. Byłam wściekła. i to nie dlatego, że byłam zazdrosna, czy cokolwiek w tym stylu, zwyczajnie tamta dziewczyna wyprowadziła mnie z równowagi. Ni miałam zamiaru pozwolić na takie traktowanie. Za kogo ona się w ogóle miała? To pewnie nawet nie była jego "dziewczyna", tylko kolejna łatwa panna. Zdążyłam zauważyć, że Castiel chyba po prostu nie umie zrezygnować z czegoś takiego. Ale nie to mnie denerwowało, po prostu czułam się jakbym w ogóle nie istniała, wtedy gdy weszłam do pokoju. Musiałam... Od tego odetchnąć. Za wiele emocji jednego dnia. Po drodze wcisnęłam w uszy słuchawki i zupełnie olałam dzwoniący telefon. Nie wiedziałam czy to Cas czy ktokolwiek inny, ale szczerze, miałam to w głębokim poważaniu. Nie miałam najmniejszej ochoty nawet słyszeć w tej chwili jego głosu. Ciągle patrzyłam w ziemię i wszystko byłoby w porządku, gdybym nagle na kogoś nie wpadła. na szczęście ustałam na nogach, ale chłopak przede mną już nie...
- Uważaj jak leziesz... - warknęłam nawet nie wysilając się żeby przeprosić. Usłyszałam śmiech, który... Z kimś mi się kojarzył, ale nie miałam pojęcia z kim. Wtedy na niego spojrzałam i zobaczyłam... Te niebieskie włosy i te różowe tęczówki, które tak dobrze utknęły w mojej głowie. Przewertowałam twarze moich znajomych i nagle mnie oświeciło. To była chyba jedyna osoba, którą miałam ochotę widzieć w tej chwili, a z drugiej strony, której w życiu bym się tu nie spodziewała. - O mój Boże.... Alexy!