piątek, 9 czerwca 2017

Rozdział XIII

Spierdoliłaś.

To słowo odbijało się echem po mojej głowie. Zapytał o to, bo mówiłam przez sen. Bo był ciekawy. A ciekawych ludzi niewiele może powstrzymać.
- Jeśli powiem, że nikt, to to nie przejdzie, prawda? - zapytałam starając się wziąć to na siebie w jak najbardziej luzacki sposób. On natomiast siłą powstrzymywał się, żeby mnie teraz nie udusić. Zgromił mnie wzrokiem przez co poczułam się przy nim dziwnie mała. - Dobra, to inaczej. Muszę wyjaśniać ci to teraz? - rzuciłam ale wyraz jego twarzy się nie zmieniał. Westchnęłam. Nie wiedziałam co powiedzieć, chciałam uniknąć tematu i co prawda byłam dobra w omijaniu ich ale teraz... Było to trudne. Zwłaszcza po tym wszystkim co działo się jeszcze godzinę temu. Nie czułam się na tyle dobrze żeby to poruszać. Temat był trudny, a poza tym... Zapomnieć jest łatwiej. - Później. - rzuciłam tylko. Odwróciłam się na pięcie i zanim zdążył mnie złapać byłam już w środku. Zaczęłam szukać znajomych co nie było łatwym zadaniem gdyż wszędzie było mnóstwo ludzi. Castiel też mi przepadł gdzieś w tłumie, a może dalej był na zewnątrz? A kto go tam wie. Przeciskałam się między ludźmi aż wreszcie dostrzegłam Rozalię, która stała przy barze starając się zwrócić na siebie uwagę barmana. Nie odezwałam się, tylko dźgnęłam ją w ramię parę razy żeby się do mnie obróciła.
- Ana! Nareszcie jesteś, już się martwiłam że nie przyjdziesz. Wysłaliśmy po ciebie Castiela, a wiesz jak to z nim, nigdy nie wiesz czy zrobi to co mu mówią. Chociaż w sumie sam chciał, ale to głównie przez to, że nikt nie mógł się do ciebie dodzwonić... I swoją drogą ładnie wyglądasz! - zaczęła mówić długim ciągiem robiąc tylko krótkie przerwy na oddechy. Ja tylko uśmiechałam się przytakując. Mówienie za dużo jakoś mi nie podchodziło, a Roza była już lekko wstawiona, dlatego pozwalałam jej kontynuować. Chciałam żeby zaprowadziła mnie do reszty, ale wolałam poczekać. W końcu udało jej się złapać barmana, zamówiła co trzeba i teraz pozostało nam czekać. Opadłam się łokciami o blat i obróciłam się w stronę tłumu. Szukałam wzrokiem Casa, co nie było łatwe gdyż co chwilę jaskrawe światła biły mi w oczy. Możliwe, że znalazł już resztę, ale mniejsza z nim. On umie się sobą zaopiekować. Ostatecznie gdy napoje były gotowe pomogłam Rozie je zanieść. Nie mam pojęcia jak sama chciała zabrać to wszystko, bo w końcu nikogo razem z nią tu nie było... Więc może to i dobrze, że przyszłam. Wszyscy siedzieli w loży pod ścianą dość nie daleko baru, więc w sumie to z przejściem tam nie było tak źle. Wszyscy ucieszyli się, że przyszłam. Heh, miło z ich strony. Kiwnęłam im głową na przywitanie.
- Dobra, teraz mówić kto co zamawiał. - odezwałam się wreszcie uśmiechając się pod nosem. I nagle wszyscy zaczęli się przekrzykiwać. Zastanawiałam się ile oni tu siedzą i ile zdążyli już wypić... Ale mniejsza z tym. Nie mogłam wyłapać pojedynczych słów przez to wszystko i traciłam już cierpliwość. Hałas klubu już sam w sobie był wystarczająco głośny, a co dopiero gdy oni się darli. - Hej! Cisza! - rzuciłam wreszcie i wszyscy zamilkli. - Po kolei. Już. - zarządziłam i wtedy wszystko zaczęło się dziać jak należy. Rozdałam każdemu co zamawiał i już miałam usiąść, gdy zorientowałam się że Castiel też tam jest. Nie był zbyt zadowolony, ale cóż, co mu poradzę. Już miałam usiąść, kiedy nagle ktoś chwycił mnie za rękę i pociągnął do siebie tak, że wylądowałam na jego kolanach. Armin. No jasne. Zaśmiałam się pod nosem i oparłam się o niego.
- Co, stęskniłeś się za mną? - zapytałam z uśmiechem popijając jednocześnie z kieliszka. Tequila, całkiem niezła swoją drogą.
- Oczywiście, że tak. Nie za wygodnie ci? - zapytał ze śmiechem kiedy próbowałam się jakoś wygodnie ułożyć. Pił. Ale na razie dawał radę.
- Zawsze i wszędzie. - powiedziałam. - A powiedz co cię skłoniło do wyjścia z domu i porzucenia swojej ukochanej konsoli? - zapytałam. Chłopak natychmiast uniósł rękę i palcem wskazał na swojego brata, siedzącego na drugim końcu loży.
- Najczarniejszy szatan. - powiedział gromiąc go wzrokiem.-  Zabrał mi ją i powiedział, że dostanę po powrocie. Przedłużacz do kabli od komputera też... - mruknął z niesmakiem. Alexy natomiast był w siódmym niebie, zadowolony mrugnął do mnie uśmiechając się szeroko i wrócił do rozmowy z Violettą. Zaraz... Violetta? W takim miejscu? Kto do jasnej cholery zmusił to biedne dziewczę do przyjścia tutaj? Chociaż w sumie... Już pewnie przywykła do hałasu. Siedzą tu zapewne nie wiadomo ile, więc wyglądała na całkiem zadowoloną. Na początku to musiała być jakaś mordęga.
Właściwie takie wyjścia całą paczką były całkiem niezłym pomysłem. Dobre oderwanie się od całej reszty świata, bardzo przydatne.
Gorszy był fakt, że nie czułam tego, ze ci ludzie to moi przyjaciele. Przynajmniej nie wszyscy. Mało się przy nich odzywałam, ale to nie było akurat u mnie nic nowego. Rzadko kiedy ktoś zwracał uwagę na to jak mało o mnie wie. Ważne, że potrafiłam się dobrze bawić. Może po prostu jeszcze za mało z nimi przebywałam? Nie przywykłam jeszcze... Tak, to z pewnością to. Nie otwieram się przed nimi za bardzo. To właściwie bezsensowne, a przynajmniej praktycznie na początku znajomości. Lepiej dmuchać na zimne, jeszcze nie znam ich... Aż tak. Musiałam być ostrożna i się nie zapominać.

***

Siedzieliśmy tam parę godzin, a czas naprawdę leciał jak szalony. I jutro mieliśmy iść do szkoły? No jasne, nie będzie najmniej połowy z nas. Ciężko będzie wytrzeźwieć po tym ile wypiliśmy, a przynajmniej niektórym. Ja starałam się mimo wszystko nie przesadzać, ale fakt faktem głowę miałam mocną. Większość z nas bawiła się przednio, Cas był przez jakiś czas nieco przygaszony, ale przeszło mu nawet szybko. Alkohol robił swoje. Dużo rozmawialiśmy, dzięki czemu dowiedziałam się mnóstwo... Rzeczy... O których zwyczajnie bym ich nie przypuszczała. Trochę potańczyliśmy, czego właściwie nie lubię ale dziewczyny wyciągnęły mnie na parkiet. Cóż, jak chciałam to umiałam się ruszać, a że ciągle czułam na sobie wzrok Castiela siedzącego kilka metrów dalej, robiłam wszystko żeby eksponować moje ciało. Tak, niech sobie chuj patrzy i się podnieca. Pierdolony zboczeniec. Co nie zmienia tego, że gdzieś głęboko chyba chciałam mu się podobać. Co jakiś czas zerkałam też na innych chłopaków. Nathaniel przyglądał się na zmianę mi i Casowi. Poważnie myślał że tego nie widać? Jak gromi czerwonowłosego lodowatym spojrzeniem... Niesamowite jak bardzo miły wobec wszystkich potrafił być, ale Castiela to nienawidził całym sercem. Zaśmiałam się pod nosem. Ogólnie sam fakt, że Nath tu był, był zaskakujący. Bardziej spodziewałam się tego, że będzie siedzieć w domu z nosem w książkach, albo spać, zwłaszcza że tydzień dopiero się zaczął.
Lysander natomiast nie patrzył na mnie jak Cas czy Nath, co jakiś czas tylko zerkał w stronę moją i reszty dziewczyn uśmiechając się pod nosem. Alexy szczerzył się do mnie, a Armin gdzieś zniknął. Może poszedł po drinki... Nie mam pojęcia,  ale byłam zbyt zajęta żeby się nad tym zastanawiać. Nagle jednak poczułam czyjąś rękę na swoim biodrze, a gdy tylko się odwróciłam by sprawdzić kim jest ta osoba i ewentualnie coś jej nagadać moim oczom ukazał się Castiel. W jednej chwili przyciągnął mnie do siebie trzymając mocno za biodra.
- Dobrze się bawisz? - rzucił z ironią. Mimowolnie oblałam się lekkim rumieńcem, ale całe szczęście raczej nie było tego widać. A przynajmniej mam nadzieję, że światła klubu tego nie pokazały.
- Świetnie, a nie widać? - odpowiedziałam pukając go w klatkę piersiową palcem. - Ty chyba też. - uśmiechnęłam się cwanie przysuwając się do niego nieco bardziej. Od kiedy jestem taka pewna siebie? Co się się ze mną stało? Ah, no tak, alkohol. Cas w odpowiedzi wbił palce w moje biodra. - Chodź, idziemy po drinki. Trzeba rozbujać tych nudziarzy. - wskazałam palcem wszystkich, którzy siedzieli pod ścianą po czym wydostałam się z uścisku chłopaka i ruszyłam w kierunku baru. Nie sprawdzałam czy za mną idzie, ale gdy tylko dotarłam na miejsce poczułam go za sobą. Oparł się o mnie lekko owijając jedną  rękę wokół mojej talii, a drugą sięgnął po coś po drugiej stronie baru. A raczej udawał że to robi, żeby odwrócić uwagę ludzi wokół od tego co w rzeczywistości próbował robić.
- Teraz już nie uciekniesz... - mruknął pochylając się nad moim karkiem. Ja natomiast postanowiłam go trochę podręczyć. Obróciłam się w jego stronę, i przybliżyłam się do niego jak najbardziej się dało, a nie mógł mi nigdzie uciec gdyż miał za sobą spory tłum. Chwyciłam go jedną ręką za kołnierz koszulki przyciągając go do siebie, a drugą oparłam się o blat za sobą. Zastanawiałam się czy to dobry pomysł traktować go w ten sposób, czy nie wybuchnie, albo cokolwiek. Ale nic się nie stało, wręcz przeciwnie, chyba mu się to spodobało. Olałam wzrok ludzi wokół i jeszcze bardziej do niego przylgnęłam.
- Oh, ktoś tu się chyba za bardzo podniecił. - zachichotałam kiedy ten gromił mnie wzrokiem. Wiedziałam, że go nakręcam i że różnie może się to skończyć, ale brnęłam w to dalej.
- Zamknij się. - rzucił tylko chwytając mnie na nowo za biodra i napierając na mnie. Próbował się przysunąć i mnie pocałować, ale nie pozwalałam mu na to. - Coś ty się dziewczynko nagle taka pewna siebie zrobiła, hm? - warknął.
- Zawsze taka byłam, po prostu jesteś ślepy. - zaśmiałam się i w jednej chwili go puściłam i odwróciłam się by zwrócić na siebie uwagę barmana. Ten przyszedł jak a zawołanie, a ja zaczęłam składać zamówienie. Biedny Cas, zostawiłam go na pastwę własnych zboczeń... Dobrze mu tak. Wymieniłam alkohole po czym rzuciłam okiem za siebie. Castiel gromił mnie zmieszanym wzrokiem połączonym z wściekłością i niepewnością. Właśnie coś takiego chciałam uzyskać. Po chwili podano mi drinki a ja tylko jednym spojrzeniem pokazałam chłopakowi ze ma mi pomóc i momentalnie to zrobił. Dość niechętnie, ale zrobił. Wróciliśmy do rozbawionego towarzystwa i zaczęliśmy rozdawać napoje.
Szczerze? Nie wiem co we mnie wstąpiło. To pewnie przez alkohol, normalnie nie zachowywałam się tak jak chwilę temu przy barze. Obym się szybko ogarnęła, bo źle się to skończy...

***

Co działo się później? Cóż, wypiliśmy jeszcze trochę... Niektórzy mniej, niektórzy więcej. Nawet Armin w tym czasie zdążył się znaleźć. Był taki jakiś dziwnie zadowolony... Oh, no proszę, a co to za ślady szminki na szyi? Hah, no ładnie ładnie. Tego bym się po nim nie spodziewała. Albo jednak? On chyba ostatecznie był najbardziej wstawiony z nas wszystkich. Chociaż właściwie nie było tego widać na pierwszy rzut oka, ale zachowywał się zupełnie jak nie on. Może pomijając moment, w którym wybuchnął płaczem bo chciał swoją konsolę i musieliśmy go uspokajać... Ale całkiem się trzymał.
Ostatecznie koło trzeciej nad ranem wyszliśmy stamtąd, śpiewając, wrzeszcząc i tańcząc na ulicy. Zakłócaliśmy ciszę nocną jak się tylko dało i do tej pory się dziwię, że nikt nie zadzwonił na policję. Z tego co zauważyłam, to byłam jedną z najlepiej trzymających się osób. A tak naprawdę wcale nie wypiłam mało. Castiel, oczywiście dzięki doświadczeniu trzymał się na nogach, jak należało. Alexy chyba nie wypił jakoś sporo, bo trzymał się też całkiem nieźle. To samo tyczyło się Lysa. No i oczywiście Leo był w podobnym stanie co ja. Reszta... Jak to reszta, trzymali się średnio, albo wcale. Po jakimś czasie takiego chodzenia przed siebie zauważyłam wzgórze. Dość spore, ale tam moglibyśmy w spokoju posiedzieć, a żadne z nas do domu się nie wybierało...
- Chodźmy tam. - rzuciłam ruszając pod górę rzucając tylko jednym spojrzeniem na resztę. Spotkałam się z głośnymi protestami. Właściwie bardzo głośnymi, niektórzy strasznie się wydzierali... Ale ostatecznie wszyscy się zgodzili. Chyba tylko Rozalia wciąż jęczała, aż Leo ostatecznie musiał wziąć ją na plecy i nieść, a wtedy ta zasnęła. Na szczycie oczywiście byłam pierwsza, za mną Lysander. Rozejrzałam się dookoła. Łał. Widok miasta z tej perspektywy i w dodatku nocą był przecudny. Wzięłam głęboki wdech i właśnie wtedy poczułam się tak cudownie spokojna. Niesamowite uczucie. Jakby wszystko co mnie martwiło po prostu odeszło i pozwoliło mi cieszyć się tym gdzie i z kim jestem, oraz tym co mam przed oczami.
- Niesamowity widok... - rzuciłam właściwie do siebie samej.
- Zapierający dech. - odparł Lys. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się. - Bardzo inspirujący.
- To prawda. - przytaknęłam kiedy odwzajemniał gest. I wtedy spojrzałam w górę, na nocne niebo. Nagle do oczu same napłynęły mi łzy. Nie miałam pojęcia czemu, ale... Rozgwieżdżony nieboskłon był jedną z tych niewielu rzeczy, które naprawdę szczerze kochałam. Mogłabym spędzić całe życie po prostu leżąc i na niego patrząc. Nie pozwoliłam łzom wypłynąć z moich oczu. Zamiast tego zdjęłam koszulę, położyłam ją na mokrej od rosy trawie i usiadłam na niej. Lystander zdjął swój płaszcz i zrobił to samo. Znów spojrzałam w górę i po prostu tak siedziałam gdy reszta znajomych do nas dołączała. Podkuliłam kolana i otoczyłam je ramionami. Zaczęłam szukać gwiazdozbiorów jakie znałam. A znałam ich naprawdę wiele. Interesowałam się tym... Tak właściwie od zawsze. Odkąd byłam bardzo mała kochałam gwiazdy i kosmos całym sercem.
W tamtej chwili ciągle czułam ten dziwny spokój. Ten szczęśliwy spokój, którego tak bardzo ciągle pragnęłam, a nie mogłam go mieć. I właśnie wtedy znów w moich oczach pojawiły się łzy, tylko tym razem rozpłakałam się naprawdę. Nie ruszyłam głową, dalej patrzyłam w górę, pozwoliłam, żeby spłynęły mi po skroniach. Jakaś część mojej głowy krzyczała, błagała żeby tak już zostało, a inna zapewniała że właśnie tak będzie. Byłam przepełniona ogromną nadzieją. 
Lys też był w swoim świecie, nie chciałam mu przeszkadzać, aż nagle poczułam, że ktoś kładzie mi coś na ramionach. Takie ciepłe... I przyjemne. Odwróciłam wzrok i spojrzałam na siebie. Miałam na sobie skórzaną kurtkę. No jasne, Castiel. Uśmiechnęłam się lekko i popatrzyłam na niego. Stał nade mną i palił papierosa. Nikt tym razem się do niego nie pruł. Każde z nas było zajęte widokiem, nawet on. Patrzył w górę w zamyśleniu. Obejrzałam się dookoła i zobaczyłam, że większość towarzystwa leży na ziemi. Część z nich już zasnęła, a część po prostu patrzyła na to co miała nad sobą. Uśmiechnęłam się pod nosem. Miałam dobry pomysł, żeby tu przyjść. Dotknęłam lekko wierzchu dłoni czerwonowłosego, żeby zwrócić jego uwagę na siebie. Gdy spojrzał w dół poklepałam ziemię obok siebie dając mu znak żeby usiadł obok. Przytaknął, zgasił papierosa i usiadł, ale inaczej niż się spodziewałam. Usiadł za mną, tak, że byłam między jego nogami. Następnie chwycił mnie za ramię i przyciągnął w swoją stronę bym mogła się o niego oprzeć. Otoczył mnie ramionami w talii i po prostu tak siedział. Pokryłam się lekkim rumieńcem. Cóż... To było dość nieoczekiwane, ale przyjemne. Spojrzałam w górę na jego twarz i już otworzyłam usta żeby coś powiedzieć, ale on mi przerwał.
- Przymknij się i patrz się gdzie patrzyłaś. - rzucił. Ja natomiast zaśmiałam się gdzieś w głowie. Ułożyłam się na nim wygodnie po czym spojrzałam na Lysandra, do którego dołączyła Violetta. Uśmiechnęłam się pod nosem i odwróciłam wzrok patrząc z powrotem na gwiazdy.
Niesamowity, szczęśliwy spokój...
Proszę, niech tak już zostanie.
Błagam.

...

Tik tak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz