wtorek, 18 lipca 2017

Rozdział XV

Nadeszła sobota. Akcja z Amber jakoś niespecjalnie mnie ruszyła, ale miałam nadzieję, że nie zmierzała kolejny raz zawracać mi głowy. Miałam teraz multum innych rzeczy, którymi musiałam się zająć. Takich jak na przykład koncert, który był właśnie dzisiaj. Castiel załatwił bilety już wcześniej, obiecał mi, że mnie na niego zabierze. Nie miała, pojęcia czy mi się zdawało czy nie, ale zachowywał się wobec mnie milej niż do całej reszty. A może tylko coś mi się ubzdurało? Mniejsza z tym.
Było już popołudnie, dość późne tak właściwie. Przydałoby zacząć się zbierać. Chłopak przyjechał dużo wcześniej, bo ponoć przyjechali jego rodzice na kilka dni i nie miał ochoty z nimi siedzieć. W tamtym momencie leżał na kanapie przy włączonym telewizorze i drzemał. Miałam dobrą okazję, żeby iść się przygotować, gdyby nie spał pewnie nie miałabym szans wygonić go z pokoju. Przebrałam się w czarny zestaw - koszulkę z logiem Paradise Lost (to właśnie zespół na którego koncert szliśmy), cienkie rajstopy, krótkie spodenki i oczywiście glany. Nie byłam żadnej bluzy, ani niczego, bo wieczór był ciepły, a tylko bym się zgrzała. Przeczesałam włosy, ale ich nie splotłam. Zostawiłam rozpuszczone, bo były okej. Pomalowałam się, nie za mocno. Tak naprawdę tylko oczy, przy czym jak zwykle zakryłam korektorem cienie pod oczami.
Gdy stwierdziłam, że wszystko jest jak należy okręciłam się wokół własnej osi przed lustrem. Wtedy usłyszałam gwizdanie, to jakie faceci robią, gdy chcą "skomplementować" kobiecy wygląd. Obróciłam się i w progu dostrzegłam Castiela.
- Mogłaś założyć coś co bardziej uwzględni to i owo... - rzucił złośliwie.
- Idę na koncert, a nie do burdelu. - odpysknęłam.
- Ale to ja cię tam zabieram. - odparł. Obróciłam się w jego stronę unosząc brwi.
- O nie, nie będziesz za mnie decydować jak mam się ubrać. - prychnęłam i wystawiłam mu język. Założyłam bransoletki na ręce i naszyjnik. Po chwili namysłu jednak stwierdziłam, że założę flanelową koszulę w czarno-bordową kratkę. Taką o wiele za dużą, nie zapinałam jej, tylko podwinęłam rękawy do łokci. Jeszcze była chwila czasu, ale że nie wiedziałam co ze sobą zrobić to rzuciłam się na łóżko wgapiając się w sufit.
- Na jak długo zostają twoi rodzice? - zapytałam gdy chłopak podszedł do mnie i usiadł obok.
- Trzy dni. - odparł. - A co z twoimi? Kiedy przyjeżdżają? - rzucił, ale zignorowałam te pytania i zamknęłam oczy. - Ej tylko nie śpij teraz, zaraz wychodzimy. - na szczęście nie zwrócił na to uwagi.
- Tak tak mamo. - przewróciłam się na bok dalej nie otwierając powiek.
- Stawiasz się? - nie musiałam na niego patrzeć, żeby wiedzieć, że ma ten zawadiacki uśmieszek na twarzy.
- Cokolwiek chcesz zrobić nawet o tym ni... - nie dokończyłam bo chłopak ściągnął mnie z łóżka, wziął na ręce a później przerzucił sobie przez ramię. Pisnęłam  i uderzyłam go w plecy pięścią.
- No i co robisz baranie?! - krzyknęłam kiedy zaczął mnie znosić po schodach.
- Zamknij się, wychodzimy. - powiedział. Wziął klucze z haczyka w przedpokoju i zamknął za nami drzwi. Mimowolnie zaczęłam się śmiać. To musiało wyglądać komicznie dla ludzi na ulicy, ale nie wiele mogłam z tym zrobić. Chłopak posadził mnie na swój motocykl, podał mi kask i usiadł przede mną. Tym razem bez dyskusji go objęłam gdy tylko włączył silnik. Tak, to będzie zdecydowanie dobry wieczór. Spojrzałam na księżyc, który powoli zaczynał się pojawiać. Tak, zdecydowanie tak.

***

Ciężka, głośna muzyka, tłum ludzi i migoczące światła. O tak, to był zdecydowanie mój świat. Czułam się świetnie mogąc śpiewać razem z wokalistą, skacząc z ludźmi, robiąc pogo i ściany śmierci. Castiel też bawił się całkiem nieźle. Taka muzyka widocznie mu odpowiadała, a sam zespół znał i lubił. Pewnie dlatego tak chętnie ze mną poszedł, w innym wypadku pewnie strasznie by narzekał i jęczał, że nie chce iść. Byliśmy całkiem blisko sceny, a właściwie to ciągle się do niej zbliżaliśmy. Cas w pewnej chwili wziął mnie na barana, żebym mogła wszystko lepiej widzieć. Cóż, to było kochane z jego strony. Na szczęście mocno mnie trzymał, no i mu ufałam mimo wszystko, więc wiedziałam, że mnie nie puści i nie pozwoli mi spaść. Czułam się świetnie, naprawdę. Ten koncert był dobrym oderwaniem się od szarej rzeczywistości.
Później chłopak odwiózł mnie do domu. Powiedział, że jedzie na noc do Lysandra, bo nie miał ochoty siedzieć z rodzicami. Więc jakby nie odbierał, a czegoś bym chciała, to żebym szukała go właśnie tam, albo dzwoniła do Lysa. Pokiwałam głową i uśmiechnęłam się wesoło. Taki humor jak wtedy miewałam rzadko i błagałam w głowie, żeby pozwolił mi dzisiaj na dobry sen.

***

Minęło kilka dni, w czasie których nie czułam się tak źle. Zażywałam wszystko jak należało i radziłam sobie całkiem nieźle. To się przydało przed wycieczką, bo gdy w końcu nadszedł dzień wyjazdu byłam bardzo spokojna i miałam nadzieję, że wszystko pójdzie po mojej myśli.
Nie wiem kto do jasnej cholery wymyślił zbiórkę o piątej rano, ale przysięgam, że jak go dorwę to zastosuję na nim najgorsze tortury... Tak czy inaczej nie spałam całą noc. No prawie, zasnęłam na niecałą godzinę jakoś koło trzeciej nad ranem, bo o czwartej musiałam wstać. Od razu zadzwoniłam do Casa żeby przy okazji go zbudzić bo widziałam że debil w dupie ma budzik. Oczywiście pierwsze co usłyszałam gdy odebrał to wiązanka przekleństw, że jest "kurwa pierdolona czwarta rano" i "chuj mnie obchodzi, że trzeba jechać na pieprzoną wycieczkę" oraz "nie jesteś moją pierdoloną matką żebyś mi kurwa musiała mówić że mam do chuja ruszyć dupsko i wstać". Ale i tak wiedziałam, że jest mi wdzięczny. Gdyby nie ja pewnie spałby dalej. Przyszykowałam się, zjadłam coś, wzięłam torbę, która służyła mi za walizkę i wyszłam z domu.
Pod szkołą, jak się okazało, większość osób wyglądała jak zombie. Większość oprócz mnie i Armina, który przywykł przez granie po nocach. Ale z tego co było mi wiadomo podróż miała trochę potrwać, więc wszyscy powinni mieć szansę to odespać. Może nawet i ja. Gdy wsiadaliśmy do autokaru zamierzałam iść zająć jakieś miejsca z tyłu, ale Amber wsiadając przepchnęła się przede mnie, usiadła gdzieś w połowie autokaru po czym bezczelnie podstawiła mi nogę. Wywróciłam się, bo oczywiście nie mogło być inaczej. Ale mało tego. Za mną szedł Castiel, do którego dziewczyna rzuciła swoim piskliwym, przymilnym głosem:
- Chodź tu Cassi, zajęłam nam miejsca. - dodała jeszcze ten przymilny uśmieszek. Nadal nie wstawałam, tylko obróciłam się i przyglądałam się tej całej sytuacji. Cas ledwo się powstrzymywał, żeby jej nie przyłożyć.
- Już bym wolał siedzieć na podłodze, albo zostać w domu. - powiedział tak zimnym tonem, że Amber aż sparaliżowało. Chłopak natomiast podał mi rękę, żeby pomóc mi wstać. Z wdzięcznością ją przyjęłam, rzucając okiem na blondynkę, która patrzyła się na tę sytuację wzrokiem, który mógłby zabić całą armię. Oj, mam przesrane. Zdecydowanie. Mimo wszystko zignorowałam ten fakt, przynajmniej tymczasowo. Ruszyłam do miejsc przy samym końcu. W końcu Cas mnie zatrzymał i wskazał na dwa miejsca po czym usiadł pod oknem.
- Ej, ja tam chciałam. - mruknęłam z niezadowoleniem siadając obok.
- Zamknij japę, bo wylecisz do Amber. - odburknął. Oho, nie należy go chyba drażnić o tej porze
- Nie zrobiłbyś tego... - prychnęłam śmiejąc się pod nosem.
- A chcesz się kurwa założyć? - warknął.
- No już, już żartuję. - mruknęłam. On tylko wzruszył ramionami i oparł głowę o szybę. Tak, zdecydowanie był niewyspany. Po chwili gdy wszyscy już usiedli na miejscach autokar ruszył. Było naprawdę cicho, ale nie było to dziwne. idę o zakład, że połowa towarzystwa już śpi. Mnie tez by się chyba przydało. Westchnęłam, oparłam głowę o poduszkę, którą wzięłam z domu i przymknęłam oczy.
- Chcesz spać? - usłyszałam. Otworzyłam powieki i spojrzałam w bok na czerwonowłosego.
- Jak wszyscy w tym autokarze. - rzuciłam, ale to co stało się później zupełnie mnie zaskoczyło. Chłopak chwycił mnie za nadgarstek, przyciągnął mnie do siebie jednocześnie obracając się plecami do okna. Wziął moją poduszkę i położył sobie pod głowę, a ja natomiast  bardzo wygodnie się o niego opierałam. Moje policzki od razu zrobiły się lekko rumiane. Cóż, nie spodziewałam się tego najzwyczajniej w świecie. Ale szczerze? To było bardzo miłe z jego strony. Nieważne jakim gburem bywał czasami był niesamowicie miły. Otworzyłam usta żeby rzucić jakimś żartem, ale zanim zdążyłam zrobić cokolwiek Cas mruknął z niezadowoleniem.
- Powiedziałem ci, zamknij paszczę bo zmienię zdanie. - Grzecznie się go posłuchałam. Nie odezwałam się słowem. Wyjęłam jeszcze mp3 i słuchawki. Jedną włożyłam sobie do ucha, drugą podałam chłopakowi. Przyjął ją z wdzięcznością i po chwili zamknął oczy. Ja również w końcu to zrobiłam i oboje zaczęliśmy zasypiać zatapiając się w muzyce.

***

[Castiel]

Obudził mnie dźwięk aparatu, takiego w telefonie, jakby ktoś robił mi zdjęcie. Otworzyłem oczy i ujrzałem przed sobą Alex'ego, który z wyszczerzem na mordzie cykał zdjęcia mnie i Anie. Popatrzyłem na niego przekazując mu wzrokiem nieme "Spierdalaj w podskokach, póki mam cierpliwość.", co chłopak od razu zrobił, ale jednocześnie pomachał mi na 'do widzenia' i wrócił na swoje miejsce. Spojrzałem na nią. Spała w najlepsze dalej się do mnie tuląc. Chociaż teraz się wyśpi. Z tego co wiedziałem, to mało sypiała nocami, ale do tego przywykła. Postanowiłem wrócić do spania, ale nie mogło być tak pięknie. Zamknąłem oczy, ale podeszła tu kolejna osoba. Nastała chwila ciszy, aż w końcu usłyszałem głos nikogo innego jak oczywiście Amber.
- Tępa szmata. Pożałuje, że mnie nie posłuchała. - prychnęła. - Naprawdę myśli, że nie wykorzystasz jej jak każdej innej? - Starała się mnie sprowokować, a ja cały czas błagałem w myślach, żeby autokar nagle zahamował i żeby się przewróciła, albo żeby ktoś ją stąd wziął. Bo jeszcze chwila a nie ręczę. Poza tym musiała widzieć, że nie śpię. Dlatego to mówiła, ale starałem się nie reagować bo Ana spała. Mimo wszystko poczułem jak porusza się niespokojnie gdy Amber zaczęła mówić. Nagle usłyszałem ją bliżej, musiała się pochylić. - Pożałujesz, jeszcze się policzymy. - warknęła. Wtedy otworzyłem oczy, ale nawet nie spojrzałem na blondynkę. Zignorowałem, potraktowałem jak powietrze. To było najlepsze rozwiązanie i jedyne jakie mogłem w tej chwili zastosować, żeby nie wybuchnąć. Popatrzyłem na Anabelle i powiedziałem do niej cicho żeby spała dalej i niczym się nie przejmowała. Pogłaskałem ją po ramieniu, a ona na nowo się we mnie wtuliła. Nie obudziła się, na szczęście. W innym wypadku od razu rzuciłbym się na Amber. Tymczasem ona się wyprostowała, patrzyła na nas z niemą furią w oczach, odwróciła się na pięcie i wróciła na swoje miejsce, bo w końcu któryś z nauczycieli krzyknął, że ma usiąść bo inaczej ją wysadzą z autokaru. Wiedziałem, że jest wściekła. Nic tak bardzo nie doprowadzało jej do szewskiej pasji jak ignorowanie jej osoby. Uśmiechnąłem się pod nosem i na nowo zamknąłem oczy. Tylko spokojnie... Teraz tylko wrócić do spania. Za nami dopiero połowa drogi.

***

[Anabelle]

Dojechaliśmy po południu. Koło godziny piętnastej. Zbudziłam się dopiero pół godziny przed końcem podróży. Cas nadal spał więc postanowiłam mu nie przeszkadzać. Ja natomiast spałam bardzo długo jak na mnie, ale zasada mojej bezsenności głosiła, że nie mogę spać w nocy i w moim własnym łóżku. Oto największa niesprawiedliwość tego wszechświata wobec mojej osoby. Miałam nadzieję, że Lys się nie obrazi za to, że siedziałam z Casem. Ale z tego co zauważyłam siedział z Violettą i spokojnie jej o czymś opowiadał. Cóż, ostatnio bardzo się zaprzyjaźnili. Właściwie to fajnie, pasują do siebie. Mimo wszystko nadal leżałam spokojnie i rozmyślałam. Z tego co pamiętałam ostatecznie dziewczyny miały być w dwóch domkach, a chłopcy w jednym. W czwartym, mniejszym od naszych mieszkali Borys z Farazowskim. Ale stać miały kilka metrów od siebie, więc nie będzie problemu ze spędzaniem czasu wszyscy razem.
- Nie za wygonie ci..? - usłyszałam nagle i aż się wzdrygnęłam. Castiel jednak nie spał. Tylko teraz oczy miał otwarte i wpatrywał się nimi we mnie tym swoim przyciągającym wzrokiem. Prychnęłam po czym się odsunęłam.
- Sam chciałeś przypominam. - mruknęłam. Chłopak również wracał do normalnej pozycji, ale poduszki już mi nie oddał.
- Tylko mi nie mów, że nie było ci wygodnie. Bo było i to aż za bardzo. - odparł i uśmiechnął się zawadiacko. Nic więcej nie dodałam, tylko uśmiechnęłam się pod nosem. Widocznie miał już lepszy humor.
- Coś ważnego mnie ominęło? - zapytałam przecierając oczy. Chłopak na chwilę przeniósł wzrok na okno jakby się nad czymś zastanawiał.
- Nie. - mruknął. - Oprócz tego, że Alexy cykał nam zdjęcia. - warknął z niezadowoleniem. Zaśmiałam się pod nosem.
- Niech no ja go dorwę. - mruknęłam i wychyliłam się, żeby spojrzeć gdzie siedzi.
- Później dorwiemy go oboje, teraz się nie opłaca, bo zaraz będziemy na miejscu. - rzucił. Kiwnęłam głową. Miałam tylko nadzieję, że droga nad jezioro nie będzie jakoś specjalnie daleka.
Pół godziny później wysiedliśmy z autokaru. Ledwo wyszłam na świeże powietrze i już czułam na sobie przytłaczający wzrok Amber. Przeklinałam ją pod nosem, aby tylko się ode mnie odwaliła. Czym prędzej, bo nie skończy się to dobrze. Wzięliśmy nasze walizki oraz torby i ruszyliśmy we wskazanym kierunku.  Droga zajęła jakieś kolejne dwadzieścia minut, maksymalnie do pół godziny. Szliśmy cały czas przez las, ale było przyjemnie chłodno więc droga nie była ciężka. Część liści była już pożółkła, dlatego i widoki były cudowne. Szliśmy świeżo wydeptaną ścieżką, dlatego osoby, które miały na sobie obcasy (czyt. Amberzyca, oczywiście) miały problemy z chodzeniem. Z nią były ciągłe problemy, non stop jęczała, że chce wracać i że nie zgadzała się na coś takiego. Pusta blondyna. Z czasem założyłam słuchawki, żeby tylko jej nie słyszeć. Kilka osób poszło moim śladem i zrobiło to samo.
Na szczęście większych komplikacji nie było. Dotarliśmy nad jezioro i... Boże drogi, szczerze? Zatkało mnie. Widok był przecudowny, zaniemówiłam. Zresztą nie tylko ja. Większość była zachwycona. Kolorowe liście odbijały się w tafli wody, przyozdabiały pomost i wszystko inne dookoła. Po chwili dostałyśmy klucze do naszych domków. Ja dzieliłam jeden z Rozą, Violettą, Kim, Iris i Melanią. Amberzyca i jej świta oraz Klementyna i Peggy poleciały do drugiego. Na szczęście, bo użeranie się z nimi to byłaby mordęga. Drewniane domki były dwupiętrowe. Na parterze znajdowała się kuchnia (kilka blatów, krzeseł, mały piecyk polowy i mała lodówka oraz pół-ścianka z blatem, która oddzielała ją od '"salonu"), salon, który był zaraz przy wejściu (kanapa, dwa fotele, stolik na kawę na środku, i mały stół i trzy krzesła pod oknem), oraz mała łazienka (prysznic, toaleta, umywalka, nieduże lustro i oczywiście bojler z wodą). Na poddaszu były dwa pokoje wyposażone w trzy łóżka i nieduże półki na ścianach. Cóż, szafy ani komody nie było, ale nikt nie narzekał. Może oprócz Rozalii, która "potrzebowała przestrzeni dla swoich ubrań i kosmetyków". Ale Roza to Roza. Podzieliłyśmy się pokojami i tym sposobem ja byłam w jednym Z Kim i Violettą, a Roza, Iris i Melania w drugim. Przy czym w ich pokoju były schody na dół. Tak swoją drogą, były one dość wąskie, więc nietrudno będzie się wywrócić. Cóż, zobaczymy która będzie pierwsza. Zaśmiałam się na tę myśl po czym rzuciłam się na łóżko. Westchnęłam zamykając oczy i zaciągając się zapachem drewna. Ah, cudowne uczucie. Ale coś musiało to przerwać. Nic nie mogło być idealnie. Usłyszałam jakieś krzyki za oknem. Chłopcy. Otworzyłam powieki i wyjrzałam za małe okienko. To Castiel... Bił się z kimś? Jasna cholera. Lysander przybiegł tam właśnie próbując go powstrzymać przed zrobieniem większej głupoty, jakoś ich rozdzielić, a drugiego chłopaka chcieli odciągnąć Armin z Alexym. Zerwałam się z miejsca i zbiegłam na dół prawie potykając się na tych stromych schodach. Pobiegłam na tyły domku tam, gdzie ich widziałam i słyszałam krzyki.
- Castiel! - zawołałam gdy byłam już blisko. - Przestań! - chwyciłam go za ramię. Obrócił się w moją stronę, stał tak przez chwilę i nagle zaczął się stopniowo uspokajać. Jego wzrok opadł z całkowitej furii, ale wtedy ten drugi chłopak przywalił mu pięścią w twarz. Czerwonowłosy już na mnie nie spojrzał. Znów wpadł w trans i rzucił się na tego drugiego. Skądś kojarzyłam tego chłopaka, ale nie mogłam sobie przypomnieć skąd. Ale to nie był dobry czas i miejsce na zastanawianie się nad takimi pierdołami. Musiałam coś zrobić bo sytuacja stawała się coraz gorsza, a dopiero co przyjechaliśmy. Farazowski z Borysem zniknęli gdzieś z Nathanielem, pewnie chcąc obgadać sprawy organizacyjne a nam dać czas na ogarnięcie się. Nikt się nie spodziewał, że zaraz po przyjeździe chłopaki się pobiją. - Castiel, przestań! - krzyknęłam znowu i niewiele myśląc, nie reagując na to, że Lysander starał się mnie powstrzymać i odciągnąć na bok, żebym również nie oberwała rzuciłam się między chłopaków. Stanęłam twarzą do buntownika i patrzyłam mu prosto w oczy. I wtedy wszystko stanęło. Cas się zatrzymał z pięścią uniesioną w górze prawie przy mojej twarzy i patrzył się na mnie wściekłym i zmieszanym wzrokiem. Z wargi i łuku brwiowego ciekła mu krew, a na jego policzku widniał świeży siniak. Przez jego obitą twarz przebiegła seria emocji, ale ja pierwsze co zrobiłam to objęłam go mocno. - Przestań już... - powiedziałam cicho. - Już jest dobrze, tylko się uspokój. Proszę... - mówiłam czując jego nierówny oddech. Po chwili powoli zaczął opuszczać ręce i stopniowo się rozluźniać. Jego oddech stał się spokojniejszy i powoli się wyrównywał. Nie objął mnie co prawda, ale gdy spojrzałam mu w oczy wiedziałam, że jest mi mimo wszystko wdzięczny za to, ze go powstrzymałam. Po chwili go puściłam i spokojnie odetchnęłam. Wszyscy chłopcy i dziewczyny, które wybiegły za mną patrzyli się na nas i co ważniejsze nikt się nie odzywał. Postanowiłam zupełnie to olać i obróciłam się w stronę drugiego chłopaka, który był chyba nam wszystkim zupełnie obcy. Miał podbite oko, a z jego nosa ciekła krew. Spojrzałam w jego szmaragdowe oczy. Gdzieś je już kiedyś widziałam. Zaraz zaraz... Jak mu było..? Ken... Ken... Kentin. Chyba tak. Byłam przecież z nim kiedyś na obozie w wakacje, tylko, że wtedy był jeszcze kurduplem, a później straciłam z nim kontakt. Widywałam go tylko przelotnie na facebooku i nic po za tym. Widziałam jak się zmieniał i faktycznie to był on! Brązowe włosy, spodnie moro, czarna koszulka na ramiączkach i na to biała koszula. No i oczywiście nieśmiertelnik. Tak, to był Kentin. Niesamowicie odmieniony, ale to był on. Pamiętał mnie, widziałam to po jego wzroku. Pytanie - co on tu w ogóle robił? Czemu tu i tak nagle? Już miałam się do niego odezwać, ale usłyszałam za sobą szelest deptanych liści. Odwróciłam się i zobaczyłam, że Cas ruszył w kierunku jeziora. Kurwa mać, nie wiedziałam co zrobić. Emocje znów zaczęły we mnie buzować. Szczerze, nie wiedziałam co mam powiedzieć. I Kentinowi i wszystkim. Na szczęście zauważył to Alexy, uśmiechnął się serdecznie i zamachał ręką w powietrzu.
- No, koniec przedstawienia. Możecie się rozejść. - zarządził i jak powiedział tak się stało. Dziewczyny przynajmniej wróciły do domku. Spojrzałam na niego z wdzięcznością gdy później podszedł do Kentina i starał się mu coś wyjaśnić i jakoś go ogarnąć. Następnie mój wzrok powędrował na Lysandra, tak jak bym potrzebowała jego pozwolenia, żeby iść za Casem. Bo potrzebowałam. Któreś z nas musiało z nim pogadać i go uspokoić, a przede wszystkim dowiedzieć się co się stało? Nie odezwał się, ale jego twarz mówiła sama - "Idź.". Uśmiechnęłam się lekko, kiwnęłam głową i pobiegłam w kierunku pomostu.

poniedziałek, 3 lipca 2017

Rozdział XIV

Spałam. Naprawdę długo, ale wbrew pozorom nie był to przyjemny sen. Ale to nic nowego. Od dawna nie miałam tak naprawdę szans tak porządnie się wyspać.
Nie miałam pojęcia jaki jest dzień, ani tym bardziej godzina. Ostatnie co pamiętam to tamta impreza i to, że siedzieliśmy na wzgórzu do rana... Chyba wtedy zasnęłam. Tak, to było w tamtym momencie. Westchnęłam. Ktoś musiał zanieść mnie do domu. Cóż, chyba nawet nie muszę się zastanawiać kto. Zanim nawet pomyślałam usłyszałam jakiś stukot na dole w kuchni i głośne "Kuuurwaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa". To mi wystarczyło, żeby widzieć, ze Castiel jest w mieszkaniu. Podniosłam się do siadu. Dalej byłam w tych samych ubraniach, co wcześniej. Poza tym śmierdziałam wódką i innymi trunkami. Przydałoby się umyć... Sięgnęłam do szafki po pudełka z tabletkami. Wzięłam kilka, wstałam i ruszyłam do łazienki. Tak... Zdecydowanie dobrze będzie się odświeżyć.

***

Ubrana w czarny szlafrok i kapcie, z mokrymi włosami zeszłam na dół, gdzie słychać było stukot naczyń. Weszłam do kuchni i stanęłam w progu. Przyglądałam się Castielowi. Włosy miał częściowo spięte, tak by mu nie przeszkadzały. Stał nad kuchenką i mieszał coś na patelni. Gotujący Cas? Cudny widok. Wiem, że umie gotować. Już się o tym przekonałam, ale zabawnie się na to patrzyło. Nie zauważył mnie, dlatego spokojnie usiadłam przy stoliku i oparłam głowę o rękę. Zauważyłam paczkę papierosów  i zapalniczkę należące do Castiela. Chwyciłam za nie, wyciągnęłam jednego wsadzając do ust i odpaliłam. Chłopak wzdrygnął się na dźwięk kliknięcia. Obrócił się w moją stronę.
- Czy ty próbujesz sprawić żebym zszedł na zawał? - rzucił gromiąc mnie wzrokiem. Ja tylko wzruszyłam ramionami i zaciągnęłam się. Normalnie nie paliłam, nie piłam też tyle alkoholu co ostatnio... Ale... - Co ty tak właściwie robisz, co? - mruknął. Podszedł do mnie i spróbował zabrać mi papierosa, ale odsunęłam rękę i buchnęłam mu dymem w twarz. Wskazałam ruchem głowy na patelnię.
- Przypalisz. - odparłam. Castiel nie ruszył się przez krótki moment, ale w końcu odwrócił się i wrócił do gotowania. Co się tak właściwie ze mną dzieje? Znowu coś jest nie tak... Zaczynam się zachowywać jak Cas. Tylko, że tym razem to on sterczał tu ze mną. Zamieniliśmy się? Zabawnie było go widzieć w takiej roli. Opiekował się mną... Chyba, tak mi się zdaje. Stał tam zirytowany, jeszcze jedna rzecz i  zupełnie szlag go trafi. "Uspokój się. Uspokój się. Uspokój się." - powtarzałam sobie w głowie. Pociągnęłam jeszcze kilka razy po czym otworzyłam okno i wyrzuciłam niedopałek. Padało, więc tym nie miałam się czym martwić.
- Ile spałam? - zapytałam, żeby przerwać ciszę.
- Ponad dwa dni. - odparł krótko nie przerywając wykonywanej czynności. Spojrzałam na zegarek. Była 16. No ładnie... Rozważałam czy rozsądnie będzie tłumaczyć się alkoholem i tym, że sporo wypiłam... Ale to nie był dobry plan. Jakiekolwiek tłumaczenie będzie brzmieć gównianie, dlatego lepiej było się nie odzywać. Patrzyłam po prostu za okno i czekałam. Zamyśliłam się dość mocno, więc jeśli Cas cokolwiek próbował do mnie mówić z pewnością tego nie słyszałam. A więc spałam ponad dwa dni? Coś czuję, że moja frekwencja w szkole już płacze. Przydałoby się wreszcie tam iść i przede wszystkim usprawiedliwić te wszystkie nieobecności. Westchnęłam i lekko się wzdrygnęłam. Dopiero wtedy zauważyłam, że Cas postawił przede mną talerz z jedzeniem. Nie protestowałam, w końcu długo nie jadłam. Sam usiadł na przeciwko mnie z własnym talerzem. Kiwnęliśmy sobie tylko głowami w ramach "smacznego" i oboje zaczęliśmy jeść. Nastała kompletna cisza. Żadne z nas nie próbowało się odezwać przez dłuższy czas. Co jakiś czas zawieszałam na nim wzrok zastanawiając się czy odezwać się czy nie, ale on zrobił to pierwszy.
- W sobotę jest ten koncert na który chciałaś iść. - powiedział, ja pokiwałam głową.
- A jest...? - zapytałam.
(( Rysunek mojego autorstwa. Oto Anabelle proszę państwa. ))

- Czwartek. - zaśmiał się pod nosem. - Na drugi raz jak zamierzasz przespać pół tygodnia to uprzedź.
Sama też się zaśmiałam. Nie miałam pojęcia, że to tak wyjdzie, naprawdę. Ale nie miałam ochoty się budzić. Zasnęłam w tak cudownym nastroju, w tym, którego nigdy nie czułam.
- Tak właściwie... - właśnie coś sobie uświadomiłam. - Skąd wiedziałeś kiedy się obudzę? - zapytałam. Nie gotowałby bez powodu.
- Przez pierwsze półtora dnia praktycznie się nie ruszałaś. Zastanawiałem się czy w ogóle żyjesz. Lys i Roza tu byli. Skubana chciała wezwać karetkę. - mówił. Wywrócił oczami. - Ale dzisiaj już dość mocno się wierciłaś, to stwierdziłem, że pewnie niedługo wstaniesz. - wzruszył ramionami. Pokiwałam głową.
- A przejmujesz się tym bo..? - dopytywałam.
- Przymknij się dziewczynko, bo jeszcze zmienię zdanie. - warknął. Zaśmiałam się pod nosem. Cały Castiel.
- No nie mów, że się martwisz. - zakpiłam. - Uważaj, bo jeszcze się nabiorę. - Czerwonowłosy spojrzał na mnie takim wzrokiem jakby ledwo się powstrzymywał przed przyłożeniem mi. Wystawiłam mu język i wróciłam do jedzenia. Spojrzałam na blat. - Straszny syf tu zrobiłeś.
- Ale przynajmniej masz jedzenie, nie narzekaj. - burknął momentalnie.
- Żeby to jeszcze dobre było, to może... - mruknęłam uśmiechając się złośliwie. To były oczywiście żarty, bo Cas naprawdę dobrze gotował i co lepsze wiedział o tym. Po chwili wstałam, wzięłam swój talerz i skierowałam się w stronę zlewu. Po drodze jednak się zatrzymałam. Obróciłam się w jego stronę, pochyliłam nad nim i pocałowałam go lekko w czubek głowy. - Dzięki, że się mną zająłeś. - powiedziałam. Zabrałam też jego talerz i ruszyłam we wcześniej obranym kierunku. Kątem oka dostrzegłam, że chłopak lekko się zarumienił. Tak wręcz minimalnie, ale od razu odwrócił wzrok w stronę okna.
Urocze.

***

Kolejnego dnia przyszliśmy do szkoły. Od razu usprawiedliwiłam wszystkie nieobecności zanosząc wszystko co potrzeba do Nathaniela. Castiel teoretycznie też powinien to zrobić, ale stwierdził, że ma to głęboko w poważaniu dlatego poszłam sama.
- Aż tak długo cię trzymało? - zapytał blondyn patrząc na to co mu przyniosłam i chowając to do teczki.
- Powiedzmy. - wzruszyłam ramionami. Nie maiłam ochoty mu się tłumaczyć
- I Castiela niby też? - spojrzał na mnie podejrzliwie. Oho, mój panie nie doszukuj się zbyt wielu rzeczy. Wiem, że jesteś spostrzegawczy Nath, ale to trochę za wiele.
- Wiesz jaki on jest. Nie przychodzi sobie kiedy chce. - rzuciłam, a on przytaknął i uśmiechnął się pod nosem. - Nie miałam okazji spytać... Dobrze się bawiłeś?
- Cóż... Można tak powiedzieć. Nie przepadam za takimi głośnymi miejscami, ale nie było najgorzej. - powiedział.
- No to chociaż tyle. - uśmiechnęłam się przyjaźnie. - Dobra, wracam na lekcje. - powiedziałam wychodząc. Pomachałam do niego jeszcze i ruszyłam pod klasę. Z tego co słyszałam, dzisiaj miało być ogłoszenie odnośnie dalszych planów na ten rok szkolny. Miałam nadzieję, że wymyślili coś ciekawego. Jakąś wycieczkę, cokolwiek. Bylebyśmy się nie nudzili przez kolejne kilka miesięcy. Lubię się uczyć, to fakt, ale jak przyjdzie mi siedzieć tak bez przerwy w ławce to szlag mnie trafi. Chyba, że reszta mojego roku szkolnego będzie wyglądać jak ostatnie tygodnie. Cóż, prędzej mnie stąd wyrzucą, a tego raczej nikt nie chce.
W jednej chwili poczułam delikatne pęknięcie w ramię. Obróciłam się i moim oczom ukazała się Violetta.
- O hej Violu, jak się masz? - zapytałam i uśmiechnęłam się lekko.
- D-Dobrze... Jest w porządku. - odparła odwzajemniając gest. - A... Jak ty się czujesz? Wszystko u ciebie dobrze? - dopytywała.
- Jasne, skąd to pytanie? - odpowiedziałam od razu.
- Cóż... Lysander mówił, ze coś jest nie tak. Podobno bardzo długo spałaś i nikt nie wiedział co się dzieje. Martwiłam się trochę... - z każdym zdaniem mówiła ciszej. - Jak wszyscy...
Od razu uśmiechnęłam się cieplej. Dobroć tej dziewczyny była wręcz rozczulająca, była przeurocza.
- Nic mi nie jest, nie martw się. Po prostu potrzebowałam dłuższej drzemki. - puściłam jej oczko na co ona lekko się uśmiechnęła.
- No tak... Jasne, rozumiem. Najważniejsze, że wszystko dobrze. - przytuliłam ją delikatnie co odwzajemniła, choć na początku chyba trochę się wahała i wtedy zadzwonił dzwonek.

***

- A więc wycieczka, dni otwarte, bal i jeszcze tryliard innych, drobniejszych rzeczy po drodze... - wymieniała Rozalia stojąc na środku klasy. Zaangażowała się w organizację wydarzeń szkolnych, nie dziwne więc, że jest tego tyle. Innymi słowy ten rok szkolny nudny nie będzie.
- A co najpierw? - zapytałam opierając głowę o rękę.
- Wycieczka. - powiedział pan Farazowski. Miałam zapytać jeszcze o parę rzeczy, ale mnie uprzedził. - Odpowiadając na wszystkie dodatkowe pytania. Do lasu, nad jezioro, na kilka dni. I najprawdopodobniej za dwa tygodnie, może mniej. Wszystko do ustalenia. Będziecie mieszkać w niedużych, wolno stojących domkach.
Właściwie pomysł był niczego sobie. Nie jest jeszcze na tyle zimno żeby się czymś martwić, może nawet pływać będzie się dało, jak się uprze. Lubiłam ogniska i inne rzeczy tego pokroju. I szczerze? Nie mogłam się doczekać. Choć nieco martwiłam się faktem, że będę musiała się bardzo pilnować. Jak zobaczą mnie w złym stanie to ciężko będzie mi odpowiadać na pytania...
A to będzie dość... Problematyczne.
- Szkoda, że nie można mieć mieszanych domków. - usłyszałam jak Castiel szepcze mi do ucha. Dreszcz przeszedł mi po plecach.
- Mało nocy spędziliśmy w jednym łóżku? Uspokój lepiej swoją chcicę bo odwróci się to przeciwko tobie. - prychnęłam.
- No nie mów, że za tym nie tęsknisz. - zaśmiał się pod nosem.
- To nie ja w tej chwili pierdolę o mieszanych domkach. - wywróciłam oczami i pacnęłam go w ramię, ale mimo wszystko uśmiechnęłam się pod nosem. Chłopak ostatecznie się odsunął, ale ten zawadiacki uśmieszek nie schodził mu z twarzy. Dopiero teraz zaczęłam się zastanawiać nad naszą relacją. Jak to jest między nami? Nie jesteśmy parą, to na pewno. Żadne pocałunki, ani tym bardziej seks tu w grę nie wchodzi. Zastanawiało mnie jednak to, na jakim poziomie "przyjaźni", jeśli można było to tak nazwać, jesteśmy. Prawda jest taka, że za dużo o sobie nawzajem nie wiedzieliśmy. Ten wyjazd zapewne będzie dobrą do tego okazją. W każdym razie między nami nie było źle. Chłopak mimo wszystko wiedział o mnie więcej niż większość tej bandy w okół mnie, choć nadal było to niewiele. Może jeszcze ewentualnie Lysander... Za dużo widział. Ale on nie jest raczej typem, który miał by komuś o tym mówić. A zresztą, pewnie i tak zapomniał. Ta cała jego słynna "pamięć" robiła furorę w całym liceum.
Ale wracając do sytuacji. Nie było tak źle. Tak czy inaczej, nie mogłam pokazywać za dużo, to nigdy nie jest bezpieczne rozwiązanie. Już i tak wiedzą więcej niż powinni.

***

Po zakończonej lekcji skierowałam się do wyjścia z klasy, gdy nagle poczułam szarpnięcie za ramię i zostałam z powrotem wciągnięta do pomieszczenia.
- Co jest kurw... - nie dokończyłam. Obróciłam się i moim oczom ukazała się wytapetowana blondyneczka. Jak jej tam było...? Agnes? A...? A nie, chyba Amber. Spojrzałam na nią spokojnym wzrokiem i czekałam na to co miała do powiedzenia. Uśmiechnęłam się pod nosem, skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej. Przyglądała mi się, a przez jej twarz przebiegła seria emocji. Nie do końca chyba wiedziała jakie podejście ma do mnie obrać. Cóż, nie znała mnie. Chyba nawet ani razu nie zamieniłam z nią zdania. Słyszałam opinie ludzi, poza tym przyglądałam się jej i to mi wystarczyło. A na marginesie, cóż, nic na mnie nie miała.
- Co ty sobie wyobrażasz, co? - rzuciła się w jednej chwili. A może jednak..? Czekała aż odpowiem, ale ja nadal milczałam. No mów, czekam. Gadaj co masz do powiedzenia. - mówiłam sobie w głowie. - Pojawiasz się znikąd i nagle Castiel zaczyna biegać w okół ciebie jakby poza tobą świata nie widział. Zostaw go w spokoju. - terkotała. Oho, ktoś tu jest zazdrosny. Kiwnęłam głową, ale moja twarz wyraźnie wyrażała czysty sarkazm. Jakby wręcz mówiła ironiczne "Fascynujące. Mów dalej.".
Podobny obraz
- Zanim się tu pojawiłaś wszystko było świetnie. I wiesz co? Myślisz że jestem ślepa? Zarywasz do k-a-ż-d-e-g-o chłopaka na jakiego spojrzysz. Jesteś zwykłą szmatą. I powtarzam ci, ale to ostatni raz - Castiel. Jest. Mój. - warknęła. Lustrowałam ją spojrzeniem nadal się nie odzywając. Chyba poczuła się niepewnie. Lekko przymrużyła oczy po czym prychnęła, obróciła się i wyminęła mnie kierując się w stronę wyjścia z sali. "Całkiem przypadkiem" nadepnęła mi obcasem na stopę, szpilką, tak konkretniej. Jednocześnie pchnęła mnie ramieniem. Problem był taki, że chyba nie zauważyła, że mam na sobie inne buty niż się spodziewała. Innymi słowy to ona prawie się wywróciła, a ja nawet jej nie dotknęłam.
- Glany, kochanie. - rzuciłam, uśmiechnęłam się pod nosem i wyszłam z sali zatrzaskując jej drzwi przed nosem.
Sucz.