Było już popołudnie, dość późne tak właściwie. Przydałoby zacząć się zbierać. Chłopak przyjechał dużo wcześniej, bo ponoć przyjechali jego rodzice na kilka dni i nie miał ochoty z nimi siedzieć. W tamtym momencie leżał na kanapie przy włączonym telewizorze i drzemał. Miałam dobrą okazję, żeby iść się przygotować, gdyby nie spał pewnie nie miałabym szans wygonić go z pokoju. Przebrałam się w czarny zestaw - koszulkę z logiem Paradise Lost (to właśnie zespół na którego koncert szliśmy), cienkie rajstopy, krótkie spodenki i oczywiście glany. Nie byłam żadnej bluzy, ani niczego, bo wieczór był ciepły, a tylko bym się zgrzała. Przeczesałam włosy, ale ich nie splotłam. Zostawiłam rozpuszczone, bo były okej. Pomalowałam się, nie za mocno. Tak naprawdę tylko oczy, przy czym jak zwykle zakryłam korektorem cienie pod oczami.
Gdy stwierdziłam, że wszystko jest jak należy okręciłam się wokół własnej osi przed lustrem. Wtedy usłyszałam gwizdanie, to jakie faceci robią, gdy chcą "skomplementować" kobiecy wygląd. Obróciłam się i w progu dostrzegłam Castiela.
- Mogłaś założyć coś co bardziej uwzględni to i owo... - rzucił złośliwie.
- Idę na koncert, a nie do burdelu. - odpysknęłam.
- Ale to ja cię tam zabieram. - odparł. Obróciłam się w jego stronę unosząc brwi.
- O nie, nie będziesz za mnie decydować jak mam się ubrać. - prychnęłam i wystawiłam mu język. Założyłam bransoletki na ręce i naszyjnik. Po chwili namysłu jednak stwierdziłam, że założę flanelową koszulę w czarno-bordową kratkę. Taką o wiele za dużą, nie zapinałam jej, tylko podwinęłam rękawy do łokci. Jeszcze była chwila czasu, ale że nie wiedziałam co ze sobą zrobić to rzuciłam się na łóżko wgapiając się w sufit.
- Na jak długo zostają twoi rodzice? - zapytałam gdy chłopak podszedł do mnie i usiadł obok.
- Trzy dni. - odparł. - A co z twoimi? Kiedy przyjeżdżają? - rzucił, ale zignorowałam te pytania i zamknęłam oczy. - Ej tylko nie śpij teraz, zaraz wychodzimy. - na szczęście nie zwrócił na to uwagi.
- Tak tak mamo. - przewróciłam się na bok dalej nie otwierając powiek.
- Stawiasz się? - nie musiałam na niego patrzeć, żeby wiedzieć, że ma ten zawadiacki uśmieszek na twarzy.
- Cokolwiek chcesz zrobić nawet o tym ni... - nie dokończyłam bo chłopak ściągnął mnie z łóżka, wziął na ręce a później przerzucił sobie przez ramię. Pisnęłam i uderzyłam go w plecy pięścią.
- No i co robisz baranie?! - krzyknęłam kiedy zaczął mnie znosić po schodach.
- Zamknij się, wychodzimy. - powiedział. Wziął klucze z haczyka w przedpokoju i zamknął za nami drzwi. Mimowolnie zaczęłam się śmiać. To musiało wyglądać komicznie dla ludzi na ulicy, ale nie wiele mogłam z tym zrobić. Chłopak posadził mnie na swój motocykl, podał mi kask i usiadł przede mną. Tym razem bez dyskusji go objęłam gdy tylko włączył silnik. Tak, to będzie zdecydowanie dobry wieczór. Spojrzałam na księżyc, który powoli zaczynał się pojawiać. Tak, zdecydowanie tak.
- O nie, nie będziesz za mnie decydować jak mam się ubrać. - prychnęłam i wystawiłam mu język. Założyłam bransoletki na ręce i naszyjnik. Po chwili namysłu jednak stwierdziłam, że założę flanelową koszulę w czarno-bordową kratkę. Taką o wiele za dużą, nie zapinałam jej, tylko podwinęłam rękawy do łokci. Jeszcze była chwila czasu, ale że nie wiedziałam co ze sobą zrobić to rzuciłam się na łóżko wgapiając się w sufit.
- Na jak długo zostają twoi rodzice? - zapytałam gdy chłopak podszedł do mnie i usiadł obok.
- Trzy dni. - odparł. - A co z twoimi? Kiedy przyjeżdżają? - rzucił, ale zignorowałam te pytania i zamknęłam oczy. - Ej tylko nie śpij teraz, zaraz wychodzimy. - na szczęście nie zwrócił na to uwagi.
- Tak tak mamo. - przewróciłam się na bok dalej nie otwierając powiek.
- Stawiasz się? - nie musiałam na niego patrzeć, żeby wiedzieć, że ma ten zawadiacki uśmieszek na twarzy.
- Cokolwiek chcesz zrobić nawet o tym ni... - nie dokończyłam bo chłopak ściągnął mnie z łóżka, wziął na ręce a później przerzucił sobie przez ramię. Pisnęłam i uderzyłam go w plecy pięścią.
- No i co robisz baranie?! - krzyknęłam kiedy zaczął mnie znosić po schodach.
- Zamknij się, wychodzimy. - powiedział. Wziął klucze z haczyka w przedpokoju i zamknął za nami drzwi. Mimowolnie zaczęłam się śmiać. To musiało wyglądać komicznie dla ludzi na ulicy, ale nie wiele mogłam z tym zrobić. Chłopak posadził mnie na swój motocykl, podał mi kask i usiadł przede mną. Tym razem bez dyskusji go objęłam gdy tylko włączył silnik. Tak, to będzie zdecydowanie dobry wieczór. Spojrzałam na księżyc, który powoli zaczynał się pojawiać. Tak, zdecydowanie tak.
***
Ciężka, głośna muzyka, tłum ludzi i migoczące światła. O tak, to był zdecydowanie mój świat. Czułam się świetnie mogąc śpiewać razem z wokalistą, skacząc z ludźmi, robiąc pogo i ściany śmierci. Castiel też bawił się całkiem nieźle. Taka muzyka widocznie mu odpowiadała, a sam zespół znał i lubił. Pewnie dlatego tak chętnie ze mną poszedł, w innym wypadku pewnie strasznie by narzekał i jęczał, że nie chce iść. Byliśmy całkiem blisko sceny, a właściwie to ciągle się do niej zbliżaliśmy. Cas w pewnej chwili wziął mnie na barana, żebym mogła wszystko lepiej widzieć. Cóż, to było kochane z jego strony. Na szczęście mocno mnie trzymał, no i mu ufałam mimo wszystko, więc wiedziałam, że mnie nie puści i nie pozwoli mi spaść. Czułam się świetnie, naprawdę. Ten koncert był dobrym oderwaniem się od szarej rzeczywistości.
Później chłopak odwiózł mnie do domu. Powiedział, że jedzie na noc do Lysandra, bo nie miał ochoty siedzieć z rodzicami. Więc jakby nie odbierał, a czegoś bym chciała, to żebym szukała go właśnie tam, albo dzwoniła do Lysa. Pokiwałam głową i uśmiechnęłam się wesoło. Taki humor jak wtedy miewałam rzadko i błagałam w głowie, żeby pozwolił mi dzisiaj na dobry sen.
***
Minęło kilka dni, w czasie których nie czułam się tak źle. Zażywałam wszystko jak należało i radziłam sobie całkiem nieźle. To się przydało przed wycieczką, bo gdy w końcu nadszedł dzień wyjazdu byłam bardzo spokojna i miałam nadzieję, że wszystko pójdzie po mojej myśli.
Nie wiem kto do jasnej cholery wymyślił zbiórkę o piątej rano, ale przysięgam, że jak go dorwę to zastosuję na nim najgorsze tortury... Tak czy inaczej nie spałam całą noc. No prawie, zasnęłam na niecałą godzinę jakoś koło trzeciej nad ranem, bo o czwartej musiałam wstać. Od razu zadzwoniłam do Casa żeby przy okazji go zbudzić bo widziałam że debil w dupie ma budzik. Oczywiście pierwsze co usłyszałam gdy odebrał to wiązanka przekleństw, że jest "kurwa pierdolona czwarta rano" i "chuj mnie obchodzi, że trzeba jechać na pieprzoną wycieczkę" oraz "nie jesteś moją pierdoloną matką żebyś mi kurwa musiała mówić że mam do chuja ruszyć dupsko i wstać". Ale i tak wiedziałam, że jest mi wdzięczny. Gdyby nie ja pewnie spałby dalej. Przyszykowałam się, zjadłam coś, wzięłam torbę, która służyła mi za walizkę i wyszłam z domu.
Pod szkołą, jak się okazało, większość osób wyglądała jak zombie. Większość oprócz mnie i Armina, który przywykł przez granie po nocach. Ale z tego co było mi wiadomo podróż miała trochę potrwać, więc wszyscy powinni mieć szansę to odespać. Może nawet i ja. Gdy wsiadaliśmy do autokaru zamierzałam iść zająć jakieś miejsca z tyłu, ale Amber wsiadając przepchnęła się przede mnie, usiadła gdzieś w połowie autokaru po czym bezczelnie podstawiła mi nogę. Wywróciłam się, bo oczywiście nie mogło być inaczej. Ale mało tego. Za mną szedł Castiel, do którego dziewczyna rzuciła swoim piskliwym, przymilnym głosem:
- Chodź tu Cassi, zajęłam nam miejsca. - dodała jeszcze ten przymilny uśmieszek. Nadal nie wstawałam, tylko obróciłam się i przyglądałam się tej całej sytuacji. Cas ledwo się powstrzymywał, żeby jej nie przyłożyć.
- Już bym wolał siedzieć na podłodze, albo zostać w domu. - powiedział tak zimnym tonem, że Amber aż sparaliżowało. Chłopak natomiast podał mi rękę, żeby pomóc mi wstać. Z wdzięcznością ją przyjęłam, rzucając okiem na blondynkę, która patrzyła się na tę sytuację wzrokiem, który mógłby zabić całą armię. Oj, mam przesrane. Zdecydowanie. Mimo wszystko zignorowałam ten fakt, przynajmniej tymczasowo. Ruszyłam do miejsc przy samym końcu. W końcu Cas mnie zatrzymał i wskazał na dwa miejsca po czym usiadł pod oknem.
- Ej, ja tam chciałam. - mruknęłam z niezadowoleniem siadając obok.
- Zamknij japę, bo wylecisz do Amber. - odburknął. Oho, nie należy go chyba drażnić o tej porze
- Nie zrobiłbyś tego... - prychnęłam śmiejąc się pod nosem.
- A chcesz się kurwa założyć? - warknął.
- No już, już żartuję. - mruknęłam. On tylko wzruszył ramionami i oparł głowę o szybę. Tak, zdecydowanie był niewyspany. Po chwili gdy wszyscy już usiedli na miejscach autokar ruszył. Było naprawdę cicho, ale nie było to dziwne. idę o zakład, że połowa towarzystwa już śpi. Mnie tez by się chyba przydało. Westchnęłam, oparłam głowę o poduszkę, którą wzięłam z domu i przymknęłam oczy.
- Chcesz spać? - usłyszałam. Otworzyłam powieki i spojrzałam w bok na czerwonowłosego.
- Jak wszyscy w tym autokarze. - rzuciłam, ale to co stało się później zupełnie mnie zaskoczyło. Chłopak chwycił mnie za nadgarstek, przyciągnął mnie do siebie jednocześnie obracając się plecami do okna. Wziął moją poduszkę i położył sobie pod głowę, a ja natomiast bardzo wygodnie się o niego opierałam. Moje policzki od razu zrobiły się lekko rumiane. Cóż, nie spodziewałam się tego najzwyczajniej w świecie. Ale szczerze? To było bardzo miłe z jego strony. Nieważne jakim gburem bywał czasami był niesamowicie miły. Otworzyłam usta żeby rzucić jakimś żartem, ale zanim zdążyłam zrobić cokolwiek Cas mruknął z niezadowoleniem.
- Powiedziałem ci, zamknij paszczę bo zmienię zdanie. - Grzecznie się go posłuchałam. Nie odezwałam się słowem. Wyjęłam jeszcze mp3 i słuchawki. Jedną włożyłam sobie do ucha, drugą podałam chłopakowi. Przyjął ją z wdzięcznością i po chwili zamknął oczy. Ja również w końcu to zrobiłam i oboje zaczęliśmy zasypiać zatapiając się w muzyce.
Nie wiem kto do jasnej cholery wymyślił zbiórkę o piątej rano, ale przysięgam, że jak go dorwę to zastosuję na nim najgorsze tortury... Tak czy inaczej nie spałam całą noc. No prawie, zasnęłam na niecałą godzinę jakoś koło trzeciej nad ranem, bo o czwartej musiałam wstać. Od razu zadzwoniłam do Casa żeby przy okazji go zbudzić bo widziałam że debil w dupie ma budzik. Oczywiście pierwsze co usłyszałam gdy odebrał to wiązanka przekleństw, że jest "kurwa pierdolona czwarta rano" i "chuj mnie obchodzi, że trzeba jechać na pieprzoną wycieczkę" oraz "nie jesteś moją pierdoloną matką żebyś mi kurwa musiała mówić że mam do chuja ruszyć dupsko i wstać". Ale i tak wiedziałam, że jest mi wdzięczny. Gdyby nie ja pewnie spałby dalej. Przyszykowałam się, zjadłam coś, wzięłam torbę, która służyła mi za walizkę i wyszłam z domu.
Pod szkołą, jak się okazało, większość osób wyglądała jak zombie. Większość oprócz mnie i Armina, który przywykł przez granie po nocach. Ale z tego co było mi wiadomo podróż miała trochę potrwać, więc wszyscy powinni mieć szansę to odespać. Może nawet i ja. Gdy wsiadaliśmy do autokaru zamierzałam iść zająć jakieś miejsca z tyłu, ale Amber wsiadając przepchnęła się przede mnie, usiadła gdzieś w połowie autokaru po czym bezczelnie podstawiła mi nogę. Wywróciłam się, bo oczywiście nie mogło być inaczej. Ale mało tego. Za mną szedł Castiel, do którego dziewczyna rzuciła swoim piskliwym, przymilnym głosem:
- Chodź tu Cassi, zajęłam nam miejsca. - dodała jeszcze ten przymilny uśmieszek. Nadal nie wstawałam, tylko obróciłam się i przyglądałam się tej całej sytuacji. Cas ledwo się powstrzymywał, żeby jej nie przyłożyć.
- Już bym wolał siedzieć na podłodze, albo zostać w domu. - powiedział tak zimnym tonem, że Amber aż sparaliżowało. Chłopak natomiast podał mi rękę, żeby pomóc mi wstać. Z wdzięcznością ją przyjęłam, rzucając okiem na blondynkę, która patrzyła się na tę sytuację wzrokiem, który mógłby zabić całą armię. Oj, mam przesrane. Zdecydowanie. Mimo wszystko zignorowałam ten fakt, przynajmniej tymczasowo. Ruszyłam do miejsc przy samym końcu. W końcu Cas mnie zatrzymał i wskazał na dwa miejsca po czym usiadł pod oknem.
- Ej, ja tam chciałam. - mruknęłam z niezadowoleniem siadając obok.
- Zamknij japę, bo wylecisz do Amber. - odburknął. Oho, nie należy go chyba drażnić o tej porze
- Nie zrobiłbyś tego... - prychnęłam śmiejąc się pod nosem.
- A chcesz się kurwa założyć? - warknął.
- No już, już żartuję. - mruknęłam. On tylko wzruszył ramionami i oparł głowę o szybę. Tak, zdecydowanie był niewyspany. Po chwili gdy wszyscy już usiedli na miejscach autokar ruszył. Było naprawdę cicho, ale nie było to dziwne. idę o zakład, że połowa towarzystwa już śpi. Mnie tez by się chyba przydało. Westchnęłam, oparłam głowę o poduszkę, którą wzięłam z domu i przymknęłam oczy.
- Chcesz spać? - usłyszałam. Otworzyłam powieki i spojrzałam w bok na czerwonowłosego.
- Jak wszyscy w tym autokarze. - rzuciłam, ale to co stało się później zupełnie mnie zaskoczyło. Chłopak chwycił mnie za nadgarstek, przyciągnął mnie do siebie jednocześnie obracając się plecami do okna. Wziął moją poduszkę i położył sobie pod głowę, a ja natomiast bardzo wygodnie się o niego opierałam. Moje policzki od razu zrobiły się lekko rumiane. Cóż, nie spodziewałam się tego najzwyczajniej w świecie. Ale szczerze? To było bardzo miłe z jego strony. Nieważne jakim gburem bywał czasami był niesamowicie miły. Otworzyłam usta żeby rzucić jakimś żartem, ale zanim zdążyłam zrobić cokolwiek Cas mruknął z niezadowoleniem.
- Powiedziałem ci, zamknij paszczę bo zmienię zdanie. - Grzecznie się go posłuchałam. Nie odezwałam się słowem. Wyjęłam jeszcze mp3 i słuchawki. Jedną włożyłam sobie do ucha, drugą podałam chłopakowi. Przyjął ją z wdzięcznością i po chwili zamknął oczy. Ja również w końcu to zrobiłam i oboje zaczęliśmy zasypiać zatapiając się w muzyce.
***
[Castiel]
Obudził mnie dźwięk aparatu, takiego w telefonie, jakby ktoś robił mi zdjęcie. Otworzyłem oczy i ujrzałem przed sobą Alex'ego, który z wyszczerzem na mordzie cykał zdjęcia mnie i Anie. Popatrzyłem na niego przekazując mu wzrokiem nieme "Spierdalaj w podskokach, póki mam cierpliwość.", co chłopak od razu zrobił, ale jednocześnie pomachał mi na 'do widzenia' i wrócił na swoje miejsce. Spojrzałem na nią. Spała w najlepsze dalej się do mnie tuląc. Chociaż teraz się wyśpi. Z tego co wiedziałem, to mało sypiała nocami, ale do tego przywykła. Postanowiłem wrócić do spania, ale nie mogło być tak pięknie. Zamknąłem oczy, ale podeszła tu kolejna osoba. Nastała chwila ciszy, aż w końcu usłyszałem głos nikogo innego jak oczywiście Amber.
- Tępa szmata. Pożałuje, że mnie nie posłuchała. - prychnęła. - Naprawdę myśli, że nie wykorzystasz jej jak każdej innej? - Starała się mnie sprowokować, a ja cały czas błagałem w myślach, żeby autokar nagle zahamował i żeby się przewróciła, albo żeby ktoś ją stąd wziął. Bo jeszcze chwila a nie ręczę. Poza tym musiała widzieć, że nie śpię. Dlatego to mówiła, ale starałem się nie reagować bo Ana spała. Mimo wszystko poczułem jak porusza się niespokojnie gdy Amber zaczęła mówić. Nagle usłyszałem ją bliżej, musiała się pochylić. - Pożałujesz, jeszcze się policzymy. - warknęła. Wtedy otworzyłem oczy, ale nawet nie spojrzałem na blondynkę. Zignorowałem, potraktowałem jak powietrze. To było najlepsze rozwiązanie i jedyne jakie mogłem w tej chwili zastosować, żeby nie wybuchnąć. Popatrzyłem na Anabelle i powiedziałem do niej cicho żeby spała dalej i niczym się nie przejmowała. Pogłaskałem ją po ramieniu, a ona na nowo się we mnie wtuliła. Nie obudziła się, na szczęście. W innym wypadku od razu rzuciłbym się na Amber. Tymczasem ona się wyprostowała, patrzyła na nas z niemą furią w oczach, odwróciła się na pięcie i wróciła na swoje miejsce, bo w końcu któryś z nauczycieli krzyknął, że ma usiąść bo inaczej ją wysadzą z autokaru. Wiedziałem, że jest wściekła. Nic tak bardzo nie doprowadzało jej do szewskiej pasji jak ignorowanie jej osoby. Uśmiechnąłem się pod nosem i na nowo zamknąłem oczy. Tylko spokojnie... Teraz tylko wrócić do spania. Za nami dopiero połowa drogi.
***
[Anabelle]
Dojechaliśmy po południu. Koło godziny piętnastej. Zbudziłam się dopiero pół godziny przed końcem podróży. Cas nadal spał więc postanowiłam mu nie przeszkadzać. Ja natomiast spałam bardzo długo jak na mnie, ale zasada mojej bezsenności głosiła, że nie mogę spać w nocy i w moim własnym łóżku. Oto największa niesprawiedliwość tego wszechświata wobec mojej osoby. Miałam nadzieję, że Lys się nie obrazi za to, że siedziałam z Casem. Ale z tego co zauważyłam siedział z Violettą i spokojnie jej o czymś opowiadał. Cóż, ostatnio bardzo się zaprzyjaźnili. Właściwie to fajnie, pasują do siebie. Mimo wszystko nadal leżałam spokojnie i rozmyślałam. Z tego co pamiętałam ostatecznie dziewczyny miały być w dwóch domkach, a chłopcy w jednym. W czwartym, mniejszym od naszych mieszkali Borys z Farazowskim. Ale stać miały kilka metrów od siebie, więc nie będzie problemu ze spędzaniem czasu wszyscy razem.
- Nie za wygonie ci..? - usłyszałam nagle i aż się wzdrygnęłam. Castiel jednak nie spał. Tylko teraz oczy miał otwarte i wpatrywał się nimi we mnie tym swoim przyciągającym wzrokiem. Prychnęłam po czym się odsunęłam.
- Sam chciałeś przypominam. - mruknęłam. Chłopak również wracał do normalnej pozycji, ale poduszki już mi nie oddał.
- Tylko mi nie mów, że nie było ci wygodnie. Bo było i to aż za bardzo. - odparł i uśmiechnął się zawadiacko. Nic więcej nie dodałam, tylko uśmiechnęłam się pod nosem. Widocznie miał już lepszy humor.
- Coś ważnego mnie ominęło? - zapytałam przecierając oczy. Chłopak na chwilę przeniósł wzrok na okno jakby się nad czymś zastanawiał.
- Nie. - mruknął. - Oprócz tego, że Alexy cykał nam zdjęcia. - warknął z niezadowoleniem. Zaśmiałam się pod nosem.
- Niech no ja go dorwę. - mruknęłam i wychyliłam się, żeby spojrzeć gdzie siedzi.
- Później dorwiemy go oboje, teraz się nie opłaca, bo zaraz będziemy na miejscu. - rzucił. Kiwnęłam głową. Miałam tylko nadzieję, że droga nad jezioro nie będzie jakoś specjalnie daleka.
Pół godziny później wysiedliśmy z autokaru. Ledwo wyszłam na świeże powietrze i już czułam na sobie przytłaczający wzrok Amber. Przeklinałam ją pod nosem, aby tylko się ode mnie odwaliła. Czym prędzej, bo nie skończy się to dobrze. Wzięliśmy nasze walizki oraz torby i ruszyliśmy we wskazanym kierunku. Droga zajęła jakieś kolejne dwadzieścia minut, maksymalnie do pół godziny. Szliśmy cały czas przez las, ale było przyjemnie chłodno więc droga nie była ciężka. Część liści była już pożółkła, dlatego i widoki były cudowne. Szliśmy świeżo wydeptaną ścieżką, dlatego osoby, które miały na sobie obcasy (czyt. Amberzyca, oczywiście) miały problemy z chodzeniem. Z nią były ciągłe problemy, non stop jęczała, że chce wracać i że nie zgadzała się na coś takiego. Pusta blondyna. Z czasem założyłam słuchawki, żeby tylko jej nie słyszeć. Kilka osób poszło moim śladem i zrobiło to samo.
Na szczęście większych komplikacji nie było. Dotarliśmy nad jezioro i... Boże drogi, szczerze? Zatkało mnie. Widok był przecudowny, zaniemówiłam. Zresztą nie tylko ja. Większość była zachwycona. Kolorowe liście odbijały się w tafli wody, przyozdabiały pomost i wszystko inne dookoła. Po chwili dostałyśmy klucze do naszych domków. Ja dzieliłam jeden z Rozą, Violettą, Kim, Iris i Melanią. Amberzyca i jej świta oraz Klementyna i Peggy poleciały do drugiego. Na szczęście, bo użeranie się z nimi to byłaby mordęga. Drewniane domki były dwupiętrowe. Na parterze znajdowała się kuchnia (kilka blatów, krzeseł, mały piecyk polowy i mała lodówka oraz pół-ścianka z blatem, która oddzielała ją od '"salonu"), salon, który był zaraz przy wejściu (kanapa, dwa fotele, stolik na kawę na środku, i mały stół i trzy krzesła pod oknem), oraz mała łazienka (prysznic, toaleta, umywalka, nieduże lustro i oczywiście bojler z wodą). Na poddaszu były dwa pokoje wyposażone w trzy łóżka i nieduże półki na ścianach. Cóż, szafy ani komody nie było, ale nikt nie narzekał. Może oprócz Rozalii, która "potrzebowała przestrzeni dla swoich ubrań i kosmetyków". Ale Roza to Roza. Podzieliłyśmy się pokojami i tym sposobem ja byłam w jednym Z Kim i Violettą, a Roza, Iris i Melania w drugim. Przy czym w ich pokoju były schody na dół. Tak swoją drogą, były one dość wąskie, więc nietrudno będzie się wywrócić. Cóż, zobaczymy która będzie pierwsza. Zaśmiałam się na tę myśl po czym rzuciłam się na łóżko. Westchnęłam zamykając oczy i zaciągając się zapachem drewna. Ah, cudowne uczucie. Ale coś musiało to przerwać. Nic nie mogło być idealnie. Usłyszałam jakieś krzyki za oknem. Chłopcy. Otworzyłam powieki i wyjrzałam za małe okienko. To Castiel... Bił się z kimś? Jasna cholera. Lysander przybiegł tam właśnie próbując go powstrzymać przed zrobieniem większej głupoty, jakoś ich rozdzielić, a drugiego chłopaka chcieli odciągnąć Armin z Alexym. Zerwałam się z miejsca i zbiegłam na dół prawie potykając się na tych stromych schodach. Pobiegłam na tyły domku tam, gdzie ich widziałam i słyszałam krzyki.
- Castiel! - zawołałam gdy byłam już blisko. - Przestań! - chwyciłam go za ramię. Obrócił się w moją stronę, stał tak przez chwilę i nagle zaczął się stopniowo uspokajać. Jego wzrok opadł z całkowitej furii, ale wtedy ten drugi chłopak przywalił mu pięścią w twarz. Czerwonowłosy już na mnie nie spojrzał. Znów wpadł w trans i rzucił się na tego drugiego. Skądś kojarzyłam tego chłopaka, ale nie mogłam sobie przypomnieć skąd. Ale to nie był dobry czas i miejsce na zastanawianie się nad takimi pierdołami. Musiałam coś zrobić bo sytuacja stawała się coraz gorsza, a dopiero co przyjechaliśmy. Farazowski z Borysem zniknęli gdzieś z Nathanielem, pewnie chcąc obgadać sprawy organizacyjne a nam dać czas na ogarnięcie się. Nikt się nie spodziewał, że zaraz po przyjeździe chłopaki się pobiją. - Castiel, przestań! - krzyknęłam znowu i niewiele myśląc, nie reagując na to, że Lysander starał się mnie powstrzymać i odciągnąć na bok, żebym również nie oberwała rzuciłam się między chłopaków. Stanęłam twarzą do buntownika i patrzyłam mu prosto w oczy. I wtedy wszystko stanęło. Cas się zatrzymał z pięścią uniesioną w górze prawie przy mojej twarzy i patrzył się na mnie wściekłym i zmieszanym wzrokiem. Z wargi i łuku brwiowego ciekła mu krew, a na jego policzku widniał świeży siniak. Przez jego obitą twarz przebiegła seria emocji, ale ja pierwsze co zrobiłam to objęłam go mocno. - Przestań już... - powiedziałam cicho. - Już jest dobrze, tylko się uspokój. Proszę... - mówiłam czując jego nierówny oddech. Po chwili powoli zaczął opuszczać ręce i stopniowo się rozluźniać. Jego oddech stał się spokojniejszy i powoli się wyrównywał. Nie objął mnie co prawda, ale gdy spojrzałam mu w oczy wiedziałam, że jest mi mimo wszystko wdzięczny za to, ze go powstrzymałam. Po chwili go puściłam i spokojnie odetchnęłam. Wszyscy chłopcy i dziewczyny, które wybiegły za mną patrzyli się na nas i co ważniejsze nikt się nie odzywał. Postanowiłam zupełnie to olać i obróciłam się w stronę drugiego chłopaka, który był chyba nam wszystkim zupełnie obcy. Miał podbite oko, a z jego nosa ciekła krew. Spojrzałam w jego szmaragdowe oczy. Gdzieś je już kiedyś widziałam. Zaraz zaraz... Jak mu było..? Ken... Ken... Kentin. Chyba tak. Byłam przecież z nim kiedyś na obozie w wakacje, tylko, że wtedy był jeszcze kurduplem, a później straciłam z nim kontakt. Widywałam go tylko przelotnie na facebooku i nic po za tym. Widziałam jak się zmieniał i faktycznie to był on! Brązowe włosy, spodnie moro, czarna koszulka na ramiączkach i na to biała koszula. No i oczywiście nieśmiertelnik. Tak, to był Kentin. Niesamowicie odmieniony, ale to był on. Pamiętał mnie, widziałam to po jego wzroku. Pytanie - co on tu w ogóle robił? Czemu tu i tak nagle? Już miałam się do niego odezwać, ale usłyszałam za sobą szelest deptanych liści. Odwróciłam się i zobaczyłam, że Cas ruszył w kierunku jeziora. Kurwa mać, nie wiedziałam co zrobić. Emocje znów zaczęły we mnie buzować. Szczerze, nie wiedziałam co mam powiedzieć. I Kentinowi i wszystkim. Na szczęście zauważył to Alexy, uśmiechnął się serdecznie i zamachał ręką w powietrzu.
- No, koniec przedstawienia. Możecie się rozejść. - zarządził i jak powiedział tak się stało. Dziewczyny przynajmniej wróciły do domku. Spojrzałam na niego z wdzięcznością gdy później podszedł do Kentina i starał się mu coś wyjaśnić i jakoś go ogarnąć. Następnie mój wzrok powędrował na Lysandra, tak jak bym potrzebowała jego pozwolenia, żeby iść za Casem. Bo potrzebowałam. Któreś z nas musiało z nim pogadać i go uspokoić, a przede wszystkim dowiedzieć się co się stało? Nie odezwał się, ale jego twarz mówiła sama - "Idź.". Uśmiechnęłam się lekko, kiwnęłam głową i pobiegłam w kierunku pomostu.
- Nie za wygonie ci..? - usłyszałam nagle i aż się wzdrygnęłam. Castiel jednak nie spał. Tylko teraz oczy miał otwarte i wpatrywał się nimi we mnie tym swoim przyciągającym wzrokiem. Prychnęłam po czym się odsunęłam.
- Sam chciałeś przypominam. - mruknęłam. Chłopak również wracał do normalnej pozycji, ale poduszki już mi nie oddał.
- Tylko mi nie mów, że nie było ci wygodnie. Bo było i to aż za bardzo. - odparł i uśmiechnął się zawadiacko. Nic więcej nie dodałam, tylko uśmiechnęłam się pod nosem. Widocznie miał już lepszy humor.
- Coś ważnego mnie ominęło? - zapytałam przecierając oczy. Chłopak na chwilę przeniósł wzrok na okno jakby się nad czymś zastanawiał.
- Nie. - mruknął. - Oprócz tego, że Alexy cykał nam zdjęcia. - warknął z niezadowoleniem. Zaśmiałam się pod nosem.
- Niech no ja go dorwę. - mruknęłam i wychyliłam się, żeby spojrzeć gdzie siedzi.
- Później dorwiemy go oboje, teraz się nie opłaca, bo zaraz będziemy na miejscu. - rzucił. Kiwnęłam głową. Miałam tylko nadzieję, że droga nad jezioro nie będzie jakoś specjalnie daleka.
Pół godziny później wysiedliśmy z autokaru. Ledwo wyszłam na świeże powietrze i już czułam na sobie przytłaczający wzrok Amber. Przeklinałam ją pod nosem, aby tylko się ode mnie odwaliła. Czym prędzej, bo nie skończy się to dobrze. Wzięliśmy nasze walizki oraz torby i ruszyliśmy we wskazanym kierunku. Droga zajęła jakieś kolejne dwadzieścia minut, maksymalnie do pół godziny. Szliśmy cały czas przez las, ale było przyjemnie chłodno więc droga nie była ciężka. Część liści była już pożółkła, dlatego i widoki były cudowne. Szliśmy świeżo wydeptaną ścieżką, dlatego osoby, które miały na sobie obcasy (czyt. Amberzyca, oczywiście) miały problemy z chodzeniem. Z nią były ciągłe problemy, non stop jęczała, że chce wracać i że nie zgadzała się na coś takiego. Pusta blondyna. Z czasem założyłam słuchawki, żeby tylko jej nie słyszeć. Kilka osób poszło moim śladem i zrobiło to samo.
Na szczęście większych komplikacji nie było. Dotarliśmy nad jezioro i... Boże drogi, szczerze? Zatkało mnie. Widok był przecudowny, zaniemówiłam. Zresztą nie tylko ja. Większość była zachwycona. Kolorowe liście odbijały się w tafli wody, przyozdabiały pomost i wszystko inne dookoła. Po chwili dostałyśmy klucze do naszych domków. Ja dzieliłam jeden z Rozą, Violettą, Kim, Iris i Melanią. Amberzyca i jej świta oraz Klementyna i Peggy poleciały do drugiego. Na szczęście, bo użeranie się z nimi to byłaby mordęga. Drewniane domki były dwupiętrowe. Na parterze znajdowała się kuchnia (kilka blatów, krzeseł, mały piecyk polowy i mała lodówka oraz pół-ścianka z blatem, która oddzielała ją od '"salonu"), salon, który był zaraz przy wejściu (kanapa, dwa fotele, stolik na kawę na środku, i mały stół i trzy krzesła pod oknem), oraz mała łazienka (prysznic, toaleta, umywalka, nieduże lustro i oczywiście bojler z wodą). Na poddaszu były dwa pokoje wyposażone w trzy łóżka i nieduże półki na ścianach. Cóż, szafy ani komody nie było, ale nikt nie narzekał. Może oprócz Rozalii, która "potrzebowała przestrzeni dla swoich ubrań i kosmetyków". Ale Roza to Roza. Podzieliłyśmy się pokojami i tym sposobem ja byłam w jednym Z Kim i Violettą, a Roza, Iris i Melania w drugim. Przy czym w ich pokoju były schody na dół. Tak swoją drogą, były one dość wąskie, więc nietrudno będzie się wywrócić. Cóż, zobaczymy która będzie pierwsza. Zaśmiałam się na tę myśl po czym rzuciłam się na łóżko. Westchnęłam zamykając oczy i zaciągając się zapachem drewna. Ah, cudowne uczucie. Ale coś musiało to przerwać. Nic nie mogło być idealnie. Usłyszałam jakieś krzyki za oknem. Chłopcy. Otworzyłam powieki i wyjrzałam za małe okienko. To Castiel... Bił się z kimś? Jasna cholera. Lysander przybiegł tam właśnie próbując go powstrzymać przed zrobieniem większej głupoty, jakoś ich rozdzielić, a drugiego chłopaka chcieli odciągnąć Armin z Alexym. Zerwałam się z miejsca i zbiegłam na dół prawie potykając się na tych stromych schodach. Pobiegłam na tyły domku tam, gdzie ich widziałam i słyszałam krzyki.
- Castiel! - zawołałam gdy byłam już blisko. - Przestań! - chwyciłam go za ramię. Obrócił się w moją stronę, stał tak przez chwilę i nagle zaczął się stopniowo uspokajać. Jego wzrok opadł z całkowitej furii, ale wtedy ten drugi chłopak przywalił mu pięścią w twarz. Czerwonowłosy już na mnie nie spojrzał. Znów wpadł w trans i rzucił się na tego drugiego. Skądś kojarzyłam tego chłopaka, ale nie mogłam sobie przypomnieć skąd. Ale to nie był dobry czas i miejsce na zastanawianie się nad takimi pierdołami. Musiałam coś zrobić bo sytuacja stawała się coraz gorsza, a dopiero co przyjechaliśmy. Farazowski z Borysem zniknęli gdzieś z Nathanielem, pewnie chcąc obgadać sprawy organizacyjne a nam dać czas na ogarnięcie się. Nikt się nie spodziewał, że zaraz po przyjeździe chłopaki się pobiją. - Castiel, przestań! - krzyknęłam znowu i niewiele myśląc, nie reagując na to, że Lysander starał się mnie powstrzymać i odciągnąć na bok, żebym również nie oberwała rzuciłam się między chłopaków. Stanęłam twarzą do buntownika i patrzyłam mu prosto w oczy. I wtedy wszystko stanęło. Cas się zatrzymał z pięścią uniesioną w górze prawie przy mojej twarzy i patrzył się na mnie wściekłym i zmieszanym wzrokiem. Z wargi i łuku brwiowego ciekła mu krew, a na jego policzku widniał świeży siniak. Przez jego obitą twarz przebiegła seria emocji, ale ja pierwsze co zrobiłam to objęłam go mocno. - Przestań już... - powiedziałam cicho. - Już jest dobrze, tylko się uspokój. Proszę... - mówiłam czując jego nierówny oddech. Po chwili powoli zaczął opuszczać ręce i stopniowo się rozluźniać. Jego oddech stał się spokojniejszy i powoli się wyrównywał. Nie objął mnie co prawda, ale gdy spojrzałam mu w oczy wiedziałam, że jest mi mimo wszystko wdzięczny za to, ze go powstrzymałam. Po chwili go puściłam i spokojnie odetchnęłam. Wszyscy chłopcy i dziewczyny, które wybiegły za mną patrzyli się na nas i co ważniejsze nikt się nie odzywał. Postanowiłam zupełnie to olać i obróciłam się w stronę drugiego chłopaka, który był chyba nam wszystkim zupełnie obcy. Miał podbite oko, a z jego nosa ciekła krew. Spojrzałam w jego szmaragdowe oczy. Gdzieś je już kiedyś widziałam. Zaraz zaraz... Jak mu było..? Ken... Ken... Kentin. Chyba tak. Byłam przecież z nim kiedyś na obozie w wakacje, tylko, że wtedy był jeszcze kurduplem, a później straciłam z nim kontakt. Widywałam go tylko przelotnie na facebooku i nic po za tym. Widziałam jak się zmieniał i faktycznie to był on! Brązowe włosy, spodnie moro, czarna koszulka na ramiączkach i na to biała koszula. No i oczywiście nieśmiertelnik. Tak, to był Kentin. Niesamowicie odmieniony, ale to był on. Pamiętał mnie, widziałam to po jego wzroku. Pytanie - co on tu w ogóle robił? Czemu tu i tak nagle? Już miałam się do niego odezwać, ale usłyszałam za sobą szelest deptanych liści. Odwróciłam się i zobaczyłam, że Cas ruszył w kierunku jeziora. Kurwa mać, nie wiedziałam co zrobić. Emocje znów zaczęły we mnie buzować. Szczerze, nie wiedziałam co mam powiedzieć. I Kentinowi i wszystkim. Na szczęście zauważył to Alexy, uśmiechnął się serdecznie i zamachał ręką w powietrzu.
- No, koniec przedstawienia. Możecie się rozejść. - zarządził i jak powiedział tak się stało. Dziewczyny przynajmniej wróciły do domku. Spojrzałam na niego z wdzięcznością gdy później podszedł do Kentina i starał się mu coś wyjaśnić i jakoś go ogarnąć. Następnie mój wzrok powędrował na Lysandra, tak jak bym potrzebowała jego pozwolenia, żeby iść za Casem. Bo potrzebowałam. Któreś z nas musiało z nim pogadać i go uspokoić, a przede wszystkim dowiedzieć się co się stało? Nie odezwał się, ale jego twarz mówiła sama - "Idź.". Uśmiechnęłam się lekko, kiwnęłam głową i pobiegłam w kierunku pomostu.